22 stycznia 2020

Od Onyksa CD Leonisa

W pewnym sensie go rozumiałem, pies nie chciał sobie narobić problemów, nie chciał ryzykować, że komuś pomoże, na chwilę straci czujność i zostanie zaatakowany. W takich czasach można się spodziewać wszystkiego, po ludziach i innych psach, bez różnicy. A w zimę jest jeszcze gorzej; mniej jedzenia skłania do robienia złych czynów, byleby przeżyć. Z takimi myślami wyszedłem z jaskini medyka i podążyłem przed siebie. Chciałem wrócić do miasta i znaleźć coś do jedzenia, nim całkowicie się ściemni. Rana już nie bolała, przynajmniej nie tak, jak wcześniej. Kilka dni i będzie po wszystkim. Wystarczy poczekać i się nie nadwyrężać.
Mocno się zdziwiłem, kiedy medyk nagle pojawił się przede mną, jakby wyrósł spod ziemi. Byłem tak zamyślony, że prawie go nie zobaczyłem. To było podejrzane, najpierw mnie wygania, a potem chce, abym wrócił? Może i miał rację, co do rany, jednak taka szybka zmiana decyzji była podejrzana. Nawet jego wyjaśnienia brzmiały jakoś sztucznie. Jednak czy miałem wybór? Rana rzeczywiście nie była do końca opatrzona, a ta butelka nie wiadomo gdzie była. Chociaż to mało prawdopodobne, zakażenie może się wdać, nawet poważne. Dlatego ruszyłem za nim, ale dopiero wtedy, gdy poznałem jego imię. Może to było dość głupie, ale skoro miałem z nim spędzić więcej czasu, wypadałoby znać jego imię, by w nagłym przypadku nie wołać „Ej ty”.
Czekałem w ciszy, aż samiec skończy. Potem miałem zamiar zrobić to, co wcześniej, czyli iść poszukać czegoś na ząb i znaleźć ciepłe miejsce do snu. Szkoda, że takowego musiałem szukać w mieście, jednak w lesie ciężej coś znaleźć i trudniej, aby było ono ciepłe. Mimo wszystko miasto ma swoje zalety, a tym bardziej, gdy Dwunożni się nie wtrącają.
Słysząc Leonisa, który poradził, abym był pod okiem medyka, spojrzałem na niego dość zdziwiony. Nie dawno mnie wyganiał, a teraz chce mi dać do zrozumienia, żebym nie odchodził za daleko, a najlepiej, to żebym nie opuszczał jaskini. To było dziwne, nawet podejrzane, ale jaki mógł być w tym ukryty przekaz? Musiałem zignorować wszystkie swoje złe myśli i pozostać przy fakcie, że po prostu coś mu się odmieniło. Coś w nim „pękło” gdy zapytałem go o imię i nie chciał kłopotów, przez co pochopnie wybrał opcję, aby się mnie po prostu pozbyć, co się potem okazało trudne do zniesienia, ze względu na ranę. Cóż, bywają i takie przypadki. Nie chciałem mu utrudniać pracy, jednak z drugiej strony musiałem znaleźć coś do zjedzenia, a jemu nie chciałem zjadać zapasów.
- Rozumiem. Jednak na razie chciałbym coś znaleźć do zjedzenia, więc jeśli to nie problem, wróciłbym tu wieczorem – pies milczał, wyraźnie się nad tym zastanawiając. Czekałem cierpliwie, w głowie układając plan, jak przeszukać miasto, aby coś szybko znaleźć. Najlepszym początkiem byłby sklep mięsny tuż na rogu, tam często wyrzucają jakieś mięso na śmietnik i jeśli zdążę, może ubiegnę te wredne koty, które także tam żerują.
- Niech ci będzie – odpowiedział w końcu, jakoś nie przekonany. - Dobrze by było, żebyś zdążył przed północą – dodał bardziej do siebie, na co skinąłem głową.
- Oczywiście. A więc do później – wyszedłem z jaskini. Rana bolała mniej, ale dalej ją czułem. Poruszałem się spokojnie, aby nie zepsuć pracy Leonisa, ale też wystarczająco szybko, bym zdążył do miasta przed wschodem słońca. Jak planowałem, najpierw poszedłem do mięsnego sklepu. Już z odległości czułem surowe mięso, jednak gdy się zbliżyłem, poczułem też te śmierdzące sierściuchy. Były pierwsze i kiedy mnie zobaczyły, uciekły ze swoją zdobyczą. Ruszyłem dalej, tym razem kierując się do jakiejś restauracji. Tam także ludzie wyrzucali na śmietnik niedojedzone żarcie i miałem nadzieję, coś tam znaleźć. Tym razem los się do mnie uśmiechnął, bo trafiłem na kilka kawałków smażonego schabowego. Zapchałem jeszcze żołądek jakimiś kośćmi i uciekłem stamtąd, kiedy drzwi się otworzyły, a w progu stanął jakiś mężczyzna.
Wróciłem do lasu, gdy robiło się już ciemno. Wtedy usłyszałem w krzakach jakiś ruch. Stanąłem i długo się nie ruszałem, czułem w powietrzu ciekawy zapach. Położyłem się, a kiedy moje futro wtopiło się w kolor śniegu, z krzaków wyskoczyło małe zwierzątko. Szary zając kicał przed siebie, poruszając nerwowo noskiem i kręcąc uszkami w każdą stronę. Leżałem bez ruchu, czekając. Kiedy był wystarczająco blisko, skoczyłem. Chociaż zima to okropna poru roku, zmuszająca nas do życia w cięższych warunkach, to jednak dla mnie miała swoje zalety. Capnąłem królika, tylko dzięki kamuflażowi i leżeniu przez jakieś pół godziny, aż do zmarznięcia brzucha i pyska. Jednak ciepłe zwierzę odpracowywało te szkody. Trzymając go w zębach, wróciłem do jaskini Leonisa.
Gdy wszedłem, od razu się podniósł. Spojrzał na mnie i na to, co miałem w pysku.
- Chyba wypadałoby podziękować za pomoc – chciałem mu zaoferować połowę zająca i nawet gdyby jej nie tknął, to i tak ją zostawię. W końcu ja już wcześniej jadłem.
<Leonis? Kolacja!>
[767 słów: Onyks otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz