13 stycznia 2020

Od Rysy CD Onyksa

Zamrugała z niezrozumieniem. Buzowała w niej adrenalina, a jej własny lider kazał się wycofać i uciec, niczym przerażony szczeniak.
Słowo lidera stanowiło prawo, więc zbyt dużo do powiedzenia w tej sprawie nie miała, ale w myśli przypięła Onyksowi łatkę tchórza. Czy nie powinien bronić klanu za cenę życia?
Zauważyła jego biały ogon przed sobą i pognała za nim, zostawiając dzika w tyle. Zdziwiło ją, jak szybko bestia odpuściła i zawróciła tam, skąd przyszła. Większość zwierząt tego gatunku walczyło z przesadnym wręcz uporem.
Wtem zrozumiała decyzję przywódcy i spojrzała na niego z szacunkiem, w myśli karcąc się za pochopną ocenę.
Wymienili kilka zdań na temat dzika. Słowa Onyksa wydawały się sensowne i rzeczowe, ale było w nim coś, czego nie umiała rozgryźć. Dalej nie miała jednoznacznie wyrobionej opinii. Gdyby ktoś zapytał o to, jakim jest liderem, zapewne wzruszyłaby ramionami i nie wciągała się w dłuższą dyskusję. Nie wiedziała. A lubiła wiedzieć, chociaż sama nie dzieliła się prawie niczym.
Obserwowała zimowy krajobraz. Miasto było dziwne. Wszystko okrywała warstwa białego puchu, podobnie jak w lesie, a na szybach domów Dwunogów błyszczał szron. Chodniki były jednak drażniące dla opuszek łap. Rozsypana na nich dziwna, biała substancja była nieprzyjemnie słona w smaku i zdawała się szczypać.
Teraz jednak siedziała w towarzystwie białego samca na skraju puszczy. Tak blisko domu i tak daleko. Nie mogli podejść bliżej, wbiec między drzewa czy złapać królika. Odór Piątych otaczał ich z każdej strony i była pewna, że kilka nierozważnych kroków wystarczyłoby, żeby ich zwęszyli.
Ośnieżone czubki drzew lśniły w bladym blasku słońca, a śnieg przyjemnie trzeszczał pod łapami. Owszem, było zimno, ale w jakiś sposób miało to urok.
– W sumie zima jest całkiem ładna na swój sposób.
Przytaknęła i wróciła do cieszenia się widokiem, lecz po chwili kontynuowała rozmowę.
– Jest piękna. Piękna i niebezpieczna. – uśmiechnęła się zadziornie. – Zadziwiające, jak często te rzeczy lubią iść ze sobą w parze.
Drobny ptak wzleciał z gałęzi drzewa i wylądował na białej zaspie. Wystarczyłoby jej kilka skoków, żeby się do niego dostać. Cały czas wahała się jednak, bo członkowie Quintusa mogli być gdzieś blisko.
Pokręciła głową. Była niezmiernie głodna i podejrzewała, że przywódca czuje się tak samo. Rzuciła się przed siebie i szybkim ruchem złapała zwierzę w zęby. Ptak zastygł, a ona poczuła wspaniały smak świeżego mięsa. Brakowało jej takiego pożywienia. Życie na starych hotdogach i resztkach ludzkiego jedzenia nie było w żaden sposób tak satysfakcjonujące, jak polowanie i posilanie się własnymi łupami.
– Może odejdziemy trochę dalej i zjemy? – zasugerowała. Wolała nie sterczeć tak blisko lasu z upolowaną zdobyczą w pysku.
Onyks zaaprobował, więc udali się w stronę obrzeży.
Podzieliła ptaka na pół i przesunęła nosem jedną część w jego stronę. Oboje spojrzeli na chwilę w niebo i zabrali się do jedzenia.
Po skończonym posiłku zakopała kości i podziękowała Gwiezdnym za to, że udało im się trafić na zwierzynę. Naprawdę dawno nie jadła czegoś tak dobrego.
– Więc... – zaczęła niepewnie. – Chyba póki co jesteśmy skazani na miasto. Masz jakieś pomysły na nowy teren klanu?
<Onyks?>
[490 słów: Rysa otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz