Nie zwlekała długo, sprawnie opuszczając teren parku i kierując się w stronę znajdującego się stosunkowo niedaleko od niego targu. Wiedziała, że jeśli sama zajęłaby się polowaniem w tak krótkim odstępie czasu od końca drzemki, która może i ją zregenerowała, ale również nieco otumaniła, nie miałaby dużych szans, nawet jeśli zaczaiłaby się na najbardziej spasionego gołębia, jakiego by znalazła. Oczywiście zgarnięcie czegoś zdatnego do spożycia z jednego ze stoisk w tym stanie również było trudniejsze, lecz, jak się zdawało Białej, miało większą szansę na ucieczkę z tego miejsca z tarczą zamiast na tarczy.
Już w samym momencie, gdy przekroczyła bramę odgradzającą targowiska od całej reszty miasta, uderzyła ją cała gama przepięknych zapachów. Dokładnie w tej samej chwili jej żołądek głuchym mruknięciem upomniał się o zapełnienie go, a pysk co rusz napełniał się śliną, którą Tęcza musiała raz za razem przełykać. Ostrożnie, czasami wręcz ryjąc brzuchem po ziemi, przemieszczała się pomiędzy straganami, szukając tego, z którego najłatwiej by jej było coś ukraść.
W końcu dojrzała ją — wędzoną kiełbasę, całe pęto, wiszącą na haku za plecami jednego z Dwunożnych. Był to rosły mężczyzna i, choć planowała raczej uprowadzić coś z pod nosa starszej dwunożnej samicy, wiedziała, że nie mógł on jej w tej chwili przeszkodzić, stanąć pomiędzy nią, a cudownie pachnącym mięsem. Poczekała, aż zajął się głośną rozmową z innym przedstawicielem swego gatunku i weszła za stragan, a także za niego. Wędlina wisiała poza jej zasięgiem, lecz wystarczyło jedynie skoczyć...
Już po chwili całe pęto spadło z dość głośnym hukiem na ziemię, alarmując dwunożnych o próbie kradzieży. Biała Tęcza nie traciła czasu, chwyciła jedną z kiełbas i rzuciła się szaleńczym biegiem, spowalnianym przez ciągnący się za nią sznur wędzonego mięsa, w stronę bramy, którą zaledwie chwilę wcześniej tu weszła. Gdy ją przekroczyła, za swym ogonem wciąż słysząc pokrzykiwania kolejnych Dwunożnych, na plecach wciąż czując ból od uderzenia czymś ciężkim i twardym, biegła dalej, nie oglądając się za siebie.
Do starego blokowiska dotarła z jedynie około połową mięsa, które pierwotnie za sobą ciągnęła, lecz i tak był to całkiem imponujący wynik. Goniący ją Dwunożni albo się poddali ze zmęczenia, albo zgubili się gdzieś w plątaninie ulic, które sama Biała musiała pokonać, by móc tu dotrzeć. Mogła więc znaleźć jakiś zacieniony kawałek chodnika i położyć się na nim, rozpaczliwie dysząc, lecz także z nieskrywanym zadowoleniem zerkając co chwila na leżącą u jej łap zdobycz.
— Ładna zdobycz. — Usłyszała nagle głos, bez wątpienia należący do samca. Spięła się, lecz już po chwili rozluźniła, widząc nadchodzącego w jej stronę lidera jej klanu.
— Dziękuję, Ciemna Gwiazdo. — Mruknęła, mając nadzieję, że przekąs nie był aż tak bardzo wyczuwalny w jej słowach. Choć darzyła swego lidera szacunkiem, nie wyobrażając sobie zresztą, by, ze względu na jego stanowisko, mogło być inaczej, w pamięci wciąż miała moment, w którym się poznali i w którym przedstawił się jej fałszywym imieniem. — Zechcesz posilić się razem ze mną? — Usiadła i przesunęła wędlinę nieco bardziej w jego stronę.
<Ciemna Gwiazdo?>
[553 słowa: Biała Tęcza otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz