Słowa tego kurdupla mimowolnie sprawiły, że w ślepiach medyczki zabłysł ognik złości. Może i byli równej postury, ale ona na pewno byłaby szybsza, choć pies akurat wyglądał na dość zręcznego. Ugh, akurat teraz musiały wpakować się w takie bagno? Nie miała bladego pojęcia, że zwykła wyprawa może być w tych okolicach aż tak niebezpieczna. Choć... czemu by tego nie wykorzystać na ich korzyść? Wiedza innego medyka mogłaby okazać się niezwykle przydatna w czasach, w których brakuje zapasów i roślin — mimo dogodnej pory a zwyczajowe spotkania psów danej profesji się nie odbywają.
— Nam także nie odpowiada perspektywa bezcelowego skakania sobie do gardeł — Różana opuściła wargi, zasłaniając kły i w pokojowym geście stanęła tuż obok Irysowej. Słowa skierowane w stronę Irysowej mimowolnie pominęła, nie chcąc jeszcze bardziej prowokować sytuacji.
Przekręciła nieco głowę i wlepiła swe spojrzenie w medyka otoczonego przez trzy psy. Nie widziała sensu jakiejkolwiek walki. Nic by to nie wniosło, oprócz poobijanych i ledwie idących zwierząt, które w kilka sekund straciłyby całą swoją przydatność dla klanu. Zgrupowania, które nadal nie miało łatwo.
— Przynajmniej w jednym się rozumiemy — fuknął i stanął w małej odległości od pyska medyczki — Raczylibyście się przesunąć? Nie chcę tutaj przeczekać całej wieczności zanim ruszycie swoje leniwe tyłki i sobie pójdziecie, zostawiając mnie w świętym spokoju.
Różana uniosła brwi w nieukrywanym zaskoczeniu, nie wiedząc, w jaki sposób mogłaby odpowiedzieć obcemu. Nie spodziewała się takiego odzewu, mając gdzieś z tyłu przekonanie, że psy z innego klanu będą nieco bardziej przyjazne. Nie wymagała wiele, ale teraz wszystkie jej nadzieje zostały starte na proch. Suka uniosła łeb i westchnęła dobitnie, jakby mając już dość. Czuła ich zapachy mieszające się z ziołami, choć chciała złapać klarowną woń obcych — następnym razem wiedziałaby już, że poznała te psy z bliska i w miarę by je kojarzyła.
— Szkoda — powiedziała po chwili i odwróciła się na pięcie, nie chcąc tracić czasu — Weźmiemy to, czego szukamy i odejdziemy. Idziemy?
Irysowe Serce pokiwała głową, nie spuszczając spojrzenia z intruzów i nie rozluźniając mięśni. Brązowa cieszyła się, że tak to wszystko się potoczyło. Walka nie była dobrym pomysłem a na dialog najwyraźniej za wcześnie... albo oni wszyscy, włącznie z suczkami, nie byli na niego gotowi. Różana wyłapała, jak rudawa oblizuje pysk po wypuszczonych kwiatkach i mimowolnie na nie zerka, kierując się w jej stronę. Suczka dogoniła brązową i zrównała z nią krok.
— Wiesz, że to nie był rumianek, prawda? — powiedziała ściszonym głosem, ewidentnie nasłuchując.
— Z przykrością mi to stwierdzić, ale tak — Iryska uśmiechnęła się leciutko i obróciła, by spojrzeć na kilka psów w tyle z nosami przy ziemi — Co o nich sądzisz?
— Chyba... — łaciata przeciągnęła, chcąc mieć chwilę na zastanowienie się — Chyba nie mam jeszcze o nich zdania. W sensie, że nie wiem, czy mogę im ufać choćby w najmniejszym aspekcie. Na pierwszy rzut oka wydają się specyficzni, ale to w końcu niemalże nasi pobratymcy. A to, że są z innego klanu i nie są do nas przyjaźnie nastawieni, to już inna sprawa...
— A zioła? — ruda przerwała i rozejrzała się wokoło — W końcu po to tu przyszłyśmy a ta czwórka nam przerwała ich szukanie...
Różana zmarszczyła brwi i zatrzymała się, Iryska miała rację. Podniosła nos najwyżej jak potrafiła, niemalże stając na tylnych łapach i wzięła głęboki, powolny wdech. Jedyne co czuła, to rumianek.
— Weźmiemy trochę tego rumianku. Chodźmy, słońce już jest nisko.
Na tereny klanu wróciły już po zmroku, niosąc w pyskach pęczki rumianku. Różana czuła, jak jej zmęczona dzisiejszą wyprawą łapy, wołają o pomstę do nieba.
— Dzięki za pomoc — Różany Nos uśmiechnęła się szeroko i skierowała swe spojrzenie w stronę rudej, która już miała wychodzić z jej nory — Gdyby nie ty, pewnie bym tyle go tu dzisiaj nie przyniosła.
— Przynajmniej w jednym się rozumiemy — fuknął i stanął w małej odległości od pyska medyczki — Raczylibyście się przesunąć? Nie chcę tutaj przeczekać całej wieczności zanim ruszycie swoje leniwe tyłki i sobie pójdziecie, zostawiając mnie w świętym spokoju.
Różana uniosła brwi w nieukrywanym zaskoczeniu, nie wiedząc, w jaki sposób mogłaby odpowiedzieć obcemu. Nie spodziewała się takiego odzewu, mając gdzieś z tyłu przekonanie, że psy z innego klanu będą nieco bardziej przyjazne. Nie wymagała wiele, ale teraz wszystkie jej nadzieje zostały starte na proch. Suka uniosła łeb i westchnęła dobitnie, jakby mając już dość. Czuła ich zapachy mieszające się z ziołami, choć chciała złapać klarowną woń obcych — następnym razem wiedziałaby już, że poznała te psy z bliska i w miarę by je kojarzyła.
— Szkoda — powiedziała po chwili i odwróciła się na pięcie, nie chcąc tracić czasu — Weźmiemy to, czego szukamy i odejdziemy. Idziemy?
Irysowe Serce pokiwała głową, nie spuszczając spojrzenia z intruzów i nie rozluźniając mięśni. Brązowa cieszyła się, że tak to wszystko się potoczyło. Walka nie była dobrym pomysłem a na dialog najwyraźniej za wcześnie... albo oni wszyscy, włącznie z suczkami, nie byli na niego gotowi. Różana wyłapała, jak rudawa oblizuje pysk po wypuszczonych kwiatkach i mimowolnie na nie zerka, kierując się w jej stronę. Suczka dogoniła brązową i zrównała z nią krok.
— Wiesz, że to nie był rumianek, prawda? — powiedziała ściszonym głosem, ewidentnie nasłuchując.
— Z przykrością mi to stwierdzić, ale tak — Iryska uśmiechnęła się leciutko i obróciła, by spojrzeć na kilka psów w tyle z nosami przy ziemi — Co o nich sądzisz?
— Chyba... — łaciata przeciągnęła, chcąc mieć chwilę na zastanowienie się — Chyba nie mam jeszcze o nich zdania. W sensie, że nie wiem, czy mogę im ufać choćby w najmniejszym aspekcie. Na pierwszy rzut oka wydają się specyficzni, ale to w końcu niemalże nasi pobratymcy. A to, że są z innego klanu i nie są do nas przyjaźnie nastawieni, to już inna sprawa...
— A zioła? — ruda przerwała i rozejrzała się wokoło — W końcu po to tu przyszłyśmy a ta czwórka nam przerwała ich szukanie...
Różana zmarszczyła brwi i zatrzymała się, Iryska miała rację. Podniosła nos najwyżej jak potrafiła, niemalże stając na tylnych łapach i wzięła głęboki, powolny wdech. Jedyne co czuła, to rumianek.
— Weźmiemy trochę tego rumianku. Chodźmy, słońce już jest nisko.
Na tereny klanu wróciły już po zmroku, niosąc w pyskach pęczki rumianku. Różana czuła, jak jej zmęczona dzisiejszą wyprawą łapy, wołają o pomstę do nieba.
— Dzięki za pomoc — Różany Nos uśmiechnęła się szeroko i skierowała swe spojrzenie w stronę rudej, która już miała wychodzić z jej nory — Gdyby nie ty, pewnie bym tyle go tu dzisiaj nie przyniosła.
<Irysowe Serce?>
[722 słowa: Różany Nos otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz