Oczywiście nie mówiła im tego wprost. Ona? Co to, to nie. Nikomu się nie narażać i nikomu nie zawadzać było jej hasłem przewodnim. O ile łatwiej żyć, gdy nie stoisz pierwszy w kolejce do skończenia z rozszarpanym gardłem.
Brzydziła się nimi natomiast, a mimo wszystko trochę ją intrygowali, bo od czasu śmierci Altera nie spotkała już żadnego z tych wyrzutków. Musiała przyznać, że nie zrobili na niej dobrego pierwszego — drugiego? — wrażenia, ale domyślała się, że konfrontacja jest nieunikniona. Dziś czy za księżyc, prędzej czy później — w końcu przyjdzie jej się znowu poznać z Bezgwiezdnymi. I choć nie napawało ją to optymizmem, to jakaś jej część wręcz płonęła z zainteresowania. O tak, Irysowe Serce lubiła tajemnice.
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy wracały na tymczasowy teren klanu, a kałuże błyszczały w ostatnich jego promieniach. Teraz zapadał zmrok, a Irysowa pomagała zorganizować medyczce wszystkie niezbędne zioła. Różany Nos dziękowała jej za pomoc, co miedzianowłosa skwitowała parsknięciem śmiechem.
— Szczerze mówiąc, chyba łatwiej byłoby ci beze mnie. Stokrotki raczej nie leczą tak dobrze, jak rumianek. — Różana zachichotała, porządkując medykamenty. Kwiatki to kwiatki — uznała Irysowa, zdecydowała jednak, że lepiej nie dzielić się tą myślą z medyczką.
Rozmawiały o błahostkach, siedząc w norze Różanej. Po chwili konwersacja zeszła jednak na temat terenów.
Irysowe Serce wiedziała, że aktualny obóz jest tylko tymczasowy — i to bardzo tymczasowy. Fakt, udało się wygospodarować osobne miejsce dla medyka i szczeniąt, ale poza tym byli praktycznie odsłonięci. Sad miał tę wadę, że nie można było uświadczyć w nim zagęszczenia krzaków czy roślin. Drzewa stały równo, w dokładnie wymierzonych odstępach. Poza nimi nie było nic, dlatego Wodnym brakowało miejsca, gdzie mogliby się schronić.
Nowy lider na jakiś czas zatrzymał poszukiwania nowego terenu. Rudowłosa nie była pewna, czy to po prostu jego wymysł, czy też miało to jakiś głębszy cel, ale przyjęła decyzję pokornie. Opowiadała wprawdzie przywódcy o opuszczonym domu, który przeszukiwała wraz z Onyksową Gwiazdą, ale została zbyta zaskakująco szybko. Cóż — pomyślała — widocznie miał na głowie ważniejsze sprawy.
Opowiadała Różanemu Nosowi o tym, co znaleźli w starym budynku. Dotarła właśnie do momentu, gdy Opal—
Do nory medyczki wtoczył się brązowy psiak i zawył boleśnie.
— Opalowa Łapo, co się stało? — krzyknęła przerażona i podbiegła do niego. Jego bok zdawał się być posiniaczony, a spływająca z łapy ciecz zostawiała na trawie krwiste ślady. — Gdzieś ty był?
Odsunęła się, pozwalając Różanemu Nosowi zająć się uczniem, a sama starała się pomóc, podając potrzebne medykamenty.
Podała medyczce pajęczynę i wreszcie doczekała się odpowiedzi.
— To Dwunożni. — wyszeptał słabym głosem Opalowa Łapa. Irysowe Serce nie mogła powstrzymać wzburzenia. Jej własny uczeń!
— Opalowa Łapo… Co robiłeś sam poza obozem? — to nie była najlepsza pora na karcenie ucznia, ale miedzianowłosej coś ewidentnie tu nie grało. Opalowa Łapa nigdy nie był jednym z chojraków, którzy porywają się na samotne eskapady mimo wyraźnego zakazu. Wręcz przeciwnie, młodziak zawsze starał się być jak najbardziej posłuszny, bo zależało mu na akceptacji klanu. Po śmierci Onyksowej Gwiazdy stał się jeszcze bardziej ostrożny, więc Irysowa nie wierzyła, że jej podopieczny wesoło wybiegł wprost do Dwunogów. Ten nieśmiały, brązowy dzieciak? Nie była aż tak naiwna, żeby się na to nabrać.
— Nie… nie byłem sam… — wyjęczał, spinając mięśnie pod dotykiem Różanego Nosa, która nakładała mu ziołową papkę na rany. — Poszedłem z Nakrapianym Uchem, ale— ale ona zniknęła i—
— Dobrze, opowiesz potem. Na razie trzeba cię wyleczyć. Odpocznij. — uciszyła go suka, dotykając nosem jego głowy.
Rudowłosa momentalnie się zatrzymała. Nakrapiane Ucho? Doceniała, że zabrała Opala na polowanie, gdy ona, jako mentorka, nie miała takiej możliwości, ale… na Gwiezdnych, dlaczego zostawiła go samego?
<Różany Nosie?>
[619 słów: Irysowe Serce otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz