— Jak mam uwierzyć w Gwiezdnych? Nie zrobili nic, aby ochronić nasz dom. — w moich myślach rozbrzmiewała gorycz. Na razie wszystko wydawało się trudne, a przodkowie odlegli bardziej niż zwykle. Chciałam zaopiekować się swoim klanem, ale jeśli istnieje ten drugi świat, czy Gwiezdni wojownicy zaakceptują mnie, gdy odbędę swoją podróż do Księżycowego Kamienia? Wątpliwości otoczyły moje myśli jak gęsta, ciemna mgła. Potrząsnęłam łbem, aby oczyścić umysł — na pewno nie mogę się zamartwiać, tylko myśleć logicznie. Powinnam się na coś przydać, służyć moim pobratymcom, zamiast jak zwykle patrzeć tylko na czubek własnego nosa. Czekało mnie wiele pracy, zarówno nad sobą, jak i nad klanem. Tylko co mogłabym teraz zrobić? Wieczorny patrol już dawno wrócił do obozu, sterta zwierzyny była wystarczająco duża, a większość wojowników mościła się w legowiskach i układała do snu. Po chwili wpadłam na genialny pomysł: postanowiłam wyruszyć na poszukiwanie nowego miejsca na obóz. Obecnie wokół nas kręciło się zbyt wielu dwunożnych, aby czuć się całkowicie bezpiecznie, nie mówiąc już o słabej możliwości obrony przy potencjalnym ataku innego klanu.
Otrzepałam się z piachu i ruszyłam samotnie brzegiem morza. Wojownicza Łapa już spał, więc nie było sensu wyrywać go ze snu — potrzebował wiele sił na szkolenie i czekające go wyzwania. Przyspieszyłam do żwawego truchtu i wkroczyłam w ciemne zakątki miasta Dwunożnych. Ulice rozświetlały wielkie latarnie, które rzucały ciepłe światło na moją ścieżkę. Każdy krok starałam się stawiać jak najciszej, przemykałam pomiędzy plamami cienia na wypadek, gdyby ktoś mnie obserwował. Wszędzie panował spokój: dwunożni o tej godzinie rzadko kiedy wylegali ze swoich legowisk, zbudowanych z różnokolorowych cegieł. Po chwili moje serce zabiło szybciej. Zza zakrętu wyłonił się niezbyt wysoki człowiek. Szedł chwiejnym krokiem, krzycząc coś w niezrozumiałym języku — po chwili krzyk zamienił się wręcz w bulgot. Moje nozdrza uderzył kwaśny smród Bezfutrzastego, który drapał w gardło. Zawarczałam cicho, gotując się do ataku, lecz w tym momencie szczęście mnie opuściło, Dwunożny spostrzegł mnie i rzucił we mnie przedmiotem trzymanym w ręce. Umknęłam szybko na drugą stronę drogi grzmotu i usłyszałam, jak tuż za mną szkło rozbryzgało się o ziemię. Ostre odłamki nie zdołały uczynić mi krzywdy dzięki szybkiej reakcji i gęstej sierści. Czym prędzej puściłam się biegiem w zaułek, a odprowadzał mnie wściekły krzyk napastnika.
Gdy zagrożenie zniknęło, zatrzymałam się. Stanęłam naprzeciwko opuszczonego budynku, który zdawał się zapraszać mnie swoim wyglądem. Zawęszyłam: bardzo stary zapach dwunożnych był już prawie niewyczuwalny, to dobry znak. Postanowiłam wejść do środka i rozejrzeć się, czy to miejsce mogłoby zostać domem dla klanu Flumine. Wskoczyłam przez otwarte okno i szorując brzuchem po ziemi zaczęłam zwiedzać przestronne znalezisko. Stare, poniszczone meble nadawały miejscu nieco upiornego wyglądu, jednak wspólnymi siłami moglibyśmy się tu dobrze urządzić. Wysokie ściany i dach zapewniały ochronę przed nieprzyjemną pogodą, jak i napastnikami. Nagle usłyszałam trzask. Zastrzygłam czujnie uszami i zaczęłam powoli wycofywać się do wyjścia. Kiedy zostały mi dosłownie trzy długości ogona do wydostania się z opuszczonego domostwa, nagle sufit zapadł się i z hukiem spadł na ziemię tuż przede mną. Serce niemal wyskoczyło mi z piersi, cofnęłam się o kilka kroków. Chwilę później uspokoiłam szalejące tętno i zaczęłam analizować sprawę: zostałam odcięta od wyjścia, a jedyne okno, które pozwalało się wydostać na zewnątrz, znajdowało się zbyt wysoko, abym dała radę do niego doskoczyć. Rozejrzałam się wokół siebie. Mój wzrok zatrzymał się na drewnianych schodach, wiodących na drugie piętro — nie byłam pewna czy drewno nie przegniło i czy zdoła mnie unieść, jednak to było jedyne sensowne wyjście. Postawiłam łapy na pierwszym stopniu. Konstrukcja skrzypnęła cicho, ale wytrzymała.
— Gwiezdni, jeśli istniejecie i rzeczywiście się nami opiekujecie, to czuwajcie nade mną i pomóżcie mi się stąd wydostać.
Cicha modlitwa odbiła się echem od ścian. Wspięłam się wyżej, a schody przejęły cały mój ciężar. Łapa za łapą dotarłam do połowy konstrukcji i zapatrzyłam się w otwarte okno, które było jedyną drogą ucieczki. Obróciłam się do niego przodem i spięłam mięśnie.
— Będę potrzebować dużo szczęścia i pomocy, aby to się udało. — pomyślałam.
Po chwili wybiłam się ze schodka i mknęłam nad pomieszczeniem. Za sobą słyszałam tylko trzask belek, które spadały na podłogę po zbyt wielkim ciężarze, którym jeszcze przed chwilą dla nich byłam. Udało mi się złapać przednimi łapami ramy okna i desperacko próbowałam wciągnąć resztę ciała na parapet. Po kilku próbach znalazłam się w bezpiecznym miejscu i delikatnie skoczyłam na ziemię. Nocne powietrze rozluźniło wszystkie mięśnie, które wcześniej napinałam. Zmęczenie prawie zbiło mnie z łap, jednak w duchu cieszyłam się jak szczenię, z udanej ucieczki. Mimo zmęczenia popędziłam do obozu nad wodą i zdyszana położyłam się obok innych wojowników. To była niezła przygoda!
[Nakrapiane Ucho otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 4 Punkty Umiejętności do siły]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz