Irysowe Serce dreptała powoli, krok za krokiem, w stronę Srebrzystego Drzewa.
Pierwsze zgromadzenie klanów w mieście, hę? Jakoś jej to nie grało. W jej umyśle Locum Delegit było tylko jedno — to, gdzie czterej Wybrani otrzymali zaszczytną misję założenia klanów.
Gwiezdny Szczyt był piękny, a przynajmniej taki wydawał się z daleka, bo nigdy wcześniej tu nie była, ale… to nie było to. Tu było obco, to nie jej dom.
Gdy wraz z klanem wdrapała się wreszcie na wzniesienie i ujrzała blask księżyca odbijający się od liści wyrastających na gałęziach, zajęła miejsce z boku i wpatrzyła się w pobratymców. Z tłumu wyłoniła się Nakrapiane Ucho, z dumną postawą i podniesionymi uszami. Widać było, że poważnie traktuje swoje otrzymane dziś stanowisko przywódcy.
To nie tak, że Irysowa jej nie lubiła, jasne, że nie. Po prostu miała do niej nieco mieszane uczucia. A teraz szara wojowniczka, zdawałoby się bez powodu, awansowała nagle na miejsce lidera. Była dobra w walce i zawsze troszczyła się o klan, miedzianowłosa to wiedziała, ale nie była to decyzja, której mogłaby się spodziewać. I którą w stu procentach by popierała, szczególnie podjętą z dnia na dzień.
— Coś się stało, Irysowe Serce? — No oczywiście, cała Nakrapiana. Czego innego mogła oczekiwać? Nie było dnia, żeby ktoś był zmartwiony, a przyszła przywódczyni nie zapytałaby jak się masz, czy wszystko dobrze? Irysowa doceniała jej zaangażowanie, ale nie do końca podobało się jej, jak łatwo ktoś odczytuje jej emocje. Ten typ tak ma — wszystko u mnie dobrze, niczym się nie przejmuj. Kiedy ktoś pytał, czy coś się dzieje, ruda wolała odsunąć temat najszybciej, jak się da.
I tym razem tak było. Niechętnie zamieniła z suczką kilka słów, a tamta przyjaźnie dotknęła jej barku i udała się na drzewo. Czyli będzie przemawiać jako liderka. Irysowe Serce zżerała ciekawość co do tego, jak i co powie. Czy Flumine bardzo się zmieni pod nowymi rządami? Jak będzie wyglądało życie Wodnych w mieście?
Gwar na Gwiezdnym Szczycie rósł, znajomi konwersowali między sobą, wrogowie starali się zachować święty pokój. Liderzy powoli zbierali się na gałęziach Srebrzystego Drzewa, zajmując swoje miejsca na niżej położonych gałęziach, a Irysowe Serce rozglądała się dookoła.
Wtem wśród krzaków błysnęło, zdawałoby się, rude futro, podobne do jej własnego. Suka zamrugała zdziwiona i przyjrzała się, jednak nie widziała nic więcej, poza liśćmi podrygującymi delikatnie na wietrze. Zawęszyła szybko, ale wśród takiego natężenia zapachów nie umiała wyłapać jednego. Pewnie to zwykłe złudzenie, uznała. W końcu zmęczenie dawało jej się we znaki, szczególnie że większość dnia spędzała na polowaniu lub czuwając przy Opalowej Łapie, który powoli dochodził do siebie. Niestety nie mogła zabrać go na to zgromadzenie, ale szczerze liczyła, że uczeń pojawi się na następnym. Usilnie prosił ją, że da radę dojść, a mówiąc to, słaniał się na łapach, więc chcąc nie chcąc musiała pozostać nieugięta. Teraz leżał w sadzie pod opieką starszych i, miała nadzieję, był absolutnie bezpieczny. Dzieciak nie miał nikogo, więc Irysowa przejęła rolę jego opiekunki, przy okazji objęcia stanowiska mentorki. W końcu znała go dłużej, niż inni Wodni, jaki miała wybór?
Musiała jednak przyznać, że miała słabość do malucha, od kiedy znalazła go w starym domu.
Jej uwagę przykuła cicha konwersacja Nakrapianego Ucha z przywódcą Tenebris. Wszechobecny hałas nie pozwalał wyróżnić poszczególnych słów, ale oboje wydawali się zaniepokojeni. To nie był dobry znak. Wzniosła cichą modlitwę do Gwiezdnych o to, by wszystko przebiegło pomyślnie.
Nagle ze zgiełku i mieszaniny psich głosów zaczęły wyłaniać się głośniejsze krzyki, informujące o obecności Bezgwiezdnych. Czyżby ktoś z tych żałosnych zdrajców pojawił się na zgromadzeniu..? Niemożliwe, uznała rudowłosa. Po co im to, skoro odrzucili naszą wiarę?
Z zamyślenia wyrwała ją dobiegająca dopiero na zgromadzenie koleżanka. Przywitała się ze spóźnionym Różanym Nosem, zastanawiając się, co takiego zatrzymało ją w tymczasowym obozie. Miała nadzieję, że to nic związanego z Opalową Łapą, jednak nie mogła jej o to zapytać, bo zaczęli wypowiadać się liderzy.
Nakrapiane Ucho zmarszczyła wargi, odsłaniając kły, a Irysowe Serce zamarła. Gwiezdni nie będą zadowoleni, przecież na zgromadzeniu ma panować pokój!
Obróciła się za siebie, słysząc nagły trzask dobiegający z krzaka, zza którego wcześniej dojrzała czyjąś sierść. Być może wcale wzrok jej nie mylił, a zza liści szpiegował ich Bezgwiezdny… Wstrętni tchórze. Miała tylko nadzieję, że nie zebrali się wszyscy, żeby zaburzyć rozejm zgromadzenia klanów.
Gdy dwójka liderów zbliżała się do ukrytego psa, usłyszeli głos. Wydawał się dziwnie znajomy i zaskakująco bliski. Suczka otrzepała się, zrzucając to na swoje zabieganie. Zdecydowanie dziś coś jej się mieszało.
Nieznajomy pies przyznał, że jest nie tylko Bezgwiezdnym, ale ich przywódcą, po czym wyłonił się z niezbyt przemyślanej kryjówki. Gdy Irysowa go ujrzała, poczuła, jak jej łapy grzęzną w ziemi.
Spalony Korzeń.
Znała go, jak mogła nie znać? Urodzili się tego samego roku, oboje leżeli obok swoich matek w jednym legowisku.
Wspólnie chodzili na pierwsze polowania i odbywali ciche czuwanie, gdy otrzymali imiona wojowników.
A potem przyszedł dzień, gdy zniknął.
Wraz z nim zabrało się kilku innych wojowników. A Irysowe Serce nie wiedziała, co się stało.
Potem usłyszała o Bezgwiezdnych, przerażonych ignorantach bez wiary w przodków, ale nie wierzyła, że Korzeń uciekł do nich. Po prostu nie. Liczyła, że… coś się stało. Że musiał odejść. Że nie porzucił swojego klanu, swojej rodziny. I jej.
Teraz przechodzi koło niej, udając, że jej nie zna. Przedstawia się jako Klematis, przywódca niewierzących gnojków. To nie on, to nie może być on. To jakiś chory sen po zbyt tłustym jedzeniu Dwunogów, z którego Irysowa zaraz się obudzi i popędzi na zgromadzenie.
Nie obudziła się.
Trwała w tym, co widocznie było prawdą, a nie snem. Gardziła nim. Poczuła, jak wypełnia ją wściekłość i nienawiść, jak bardzo dość ma tego oszusta, który zniknął bez słowa, zostawiając swój klan w nierównej walce z góry skazanej na przegraną. Uciekł z pola bitwy, zostawił pobratymców. Irysowa sama żegnała zmarłego ojca, który mimo wieku walczył dzielnie z napastnikami.
Oblizała łapę i wsłuchała się w głos zdrajcy, który jak gdyby nigdy nic chce dołączyć do zgromadzenia. Miała ochotę zgonić go ze świętego drzewa, ale liderzy wydali zgodę, więc nie ma nic do gadania.
Zaczęli rozprawiać o terenach. Póki co granice nie są rozdzielone, ale każdy klan wybiera swój obóz. Bezgwiezdni też, chociaż do klanu im daleko.
Gdy Nakrapiane Ucho decyduje, że nowym miejscem zamieszkania Wodnych stanie się opuszczony dom, gdzie miedzianowłosa znalazła Opalową Łapę, robi jej się cieplej na sercu.
Koniec końców nakrapiana liderka nie jest wcale taka zła. Też ma żal do Klematisa i przynajmniej bierze pod uwagę propozycje Irysowej. Suka uznała, że od dziś będzie nieco lepiej podchodzić do jej kandydatury, chociaż dziwne zdarzenie z Opalem wciąż budziło jej niepokój, a w obronie swojego ucznia zrobiłaby chyba wszystko.
Gdy dawny przyjaciel wypowiedział się na temat obozu Bezgwiezdnych, prychnęła zdegustowana. Nie chciała tego zrobić tak głośno, nie miała zamiaru. Lepiej nie pokazywać, za czym jest, a czemu jest przeciwna. Tak łatwiej żyć. A jednak — poniosło ją.
— Irysowe Serce, dzielna wojowniczko Flumine, czy masz jakieś uwagi?
Zwraca się do niej bezpośrednio przy wszystkich psach, stojąc sobie na tym drzewie i żałośnie udając kogoś ważnego, próbuje wytrącić ją z równowagi.
Ciemna Gwiazda od razu rzucił się uspokoić sytuację, jak zwykle cichy i opanowany, ale Irysowe Serce nie mogła zostawić tego bez słowa. Nie będzie się zgadzała na upokarzanie jej w towarzystwie wszystkich czterech klanów i ich przywódców. Tym razem nie da się ponieść, co to, to nie.
Szacunek ponad wszystko.
— Nie, oczywiście, że nie, Spalony Korzeniu. — Grzeczne przytaknięcie propozycjom liderów? Jest. Szacunek do prawdziwych przywódców i niepodważanie ich słów? Jest. Zwrócenie uwagi temu zdrajcy, że nie jest tym, za kogo się uważa? Proszę bardzo.
Po tej wymianie słów głos przejął Ciemna Gwiazda, podsumowując i zamykając zgromadzenie.
Wodni zaczęli się zbierać, Irysowe Serce ciągnęła się gdzieś na końcu zwartej grupy. Na razie szli do sadu, aby stamtąd zabrać pozostałych członków, a także medykamenty Różanego Nosa, do nowego obozu.
Wojownicy pod przewodnictwem Nakrapianego Ucha i Wilczego Pyska biegli, aby jak najszybciej, jeszcze przed nastaniem świtu, móc położyć się w miejscu, które miało się stać ich domem. Miedzianowłosa kroczyła powoli, po czym zatrzymała się przy małej kałuży. Obserwowała liść pływający na jej powierzchni, gdy nagle zauważyła w niej odbicie czyichś brązowych oczu.
<Klematisie?>
[1334 słowa + opowiadanie o zgromadzeniu: Irysowe Serce otrzymuje 18 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz