Cóż, zachowanie Nakrapianego Ucha było… nietypowe.
Pani wieczna troska o własny klan nie zostawiłaby Opalowej Łapy samego, prawda? Jasne, była nieco sarkastyczna i do uczniów zwracała się raczej ostrym żartem, ale zawsze zależało jej na każdym wojowniku Flumine.
Irysowe Serce nie wierzyła, że przyszła liderka mogłaby zostawić dzieciaka samego, nawet jeśli nie urodził się w klanie. Z drugiej strony, Opal nie miał skłonności do kłamstwa. Ten szczeniak do wszystkiego się przyznawał i odstawał od innych uczniów swoją niechęcią do brojenia.
Miedzianowłosej zdecydowanie coś nie grało, ale nie wiedziała, co się dzieje. Przez zmartwienie o swojego ucznia była mimowolnie zirytowana Nakrapianym Uchem, chociaż nie miała dowodów, że coś się stało. Słowo przeciwko słowu to nierozwiązywalny spór.
Póki co głównym pytaniem pozostawało, gdzie suka złapała tak wielką zdobycz? Może zwierzę wybiegło z terenu lasu na obrzeża i tam wpadło prosto w łapy Nakrapianej, ale takie sytuacje były naprawdę rzadkie. Zwierzyna bała się Dwunogów i raczej nie zapuszczała się na ich tereny.
Wilczy Pysk chwycił łup i pomógł suce go nieść, a Różany Nos sprawdzała, czy na pewno wszystko z nią w porządku. Poza małym zadrapaniem na łapie nie dolegało jej nic poważnego. Na szczęście niedaleko rósł nagietek, więc medyczka szybko oberwała kilka liści, przeżuła i nałożyła papkę na łapę przywódczyni.
— Spokojnie, nic mi się nie stało. — powiedziała rozbawiona. Różany Nos zapewniła ją, że rozumie, ale lepiej zadbać o ranę zawczasu, niż czekać, aż wda się w nią zakażenie.
— Niestety Opalowej Łapie już tak. — mruknęła cicho miedzianowłosa, której myśli wciąż krążyły wokół jej ucznia.
— Co takiego? — zapytała zmartwiona Nakrapiana, odwracając się w stronę suczki. Sprawiała wrażenie szczerze przejętej. O co w takim razie chodziło Opalowi?
— Mówił, że był z tobą, ale… — zaczęła, przerywając nagle. — Nieważne. Zaatakowali go Dwunożni, musi zostać w legowisku Różanego Nosa na jakiś czas. Mam nadzieję, że szybko dojdzie do zdrowia…
— Nie martw się, Irysowe Serce. Zajmuję się nim najlepiej, jak potrafię. — medyczka trąciła jej bok nosem, a rudowłosa uśmiechnęła się z wdzięcznością i przytaknęła.
Po jakimś czasie udało im się dociągnąć zwierzynę na teren klanu. Teraz ich obóz znajdował się w opuszczonym domu. Irysowe Serce martwiła się o to, jak Opal dojdzie z obrzeży aż do plaży, ale na szczęście dał radę, chociaż całą drogę szedł pokracznie i kuśtykał. Suczka proponowała mu, że go poniesie, ale uczeń z uporem zapewniał ją, że nie jest już szczeniakiem i da sobie radę sam.
Gdy dotarli na swój teren, Wilczy Pysk odłożył zdobycz na klanowy stosik jedzenia. Sarna wyraźnie górowała wśród małych ciałek ptaszków lub skradzionych kawałków mięsa. Wodni z zachwytem zaczęli oglądać zwierzynę, przypominając sobie stare czasy.
— Nakrapiane Ucho, jak ty to zrobiłaś? — wymruczał z uznaniem jeden ze starszych, po czym uszczknął dla siebie kawałek świeżego mięsa.
Irysowa również oderwała część łupu i pobiegła do Opalowej Łapy, który odpoczywał w jednym z pokojów. Wprawdzie uczniowie zazwyczaj pożywiali się na końcu, ale on był chory i potrzebował energii, więc jako mentorka chciała się o niego zatroszczyć.
— Witaj, Opalu! Jak się masz? — przywitała się z nim entuzjastycznie, próbując ukryć zmartwienie w głosie. — Przyniosłam ci coś.
— Jest lepiej. — mruknął. Widziała, że wciąż go boli, ale nie chciał pokazywać słabości. Mały wojownik, prychnęła w myślach.
Szczeniak zawęszył i przyjrzał się zdobyczy niesionej przez miedzianowłosą w pysku.
— Co to? — zapytał zafascynowany, a Irysowe Serce zaśmiała się. — Ładnie pachnie…
— To sarna. Nigdy jej nie jadłeś? Dawno temu w lesie polowałam na takie z innymi Wodnymi.
Opal pokręcił głową. No tak. Jego życie wyglądało nieco inaczej. Cóż, przynajmniej dzięki Nakrapianemu Uchu miał okazję spróbować tego cudownego smaku, mimo że powrót do lasu wydawał się opcją niezbyt realną.
Położyła przed nim mięso, a on obejrzał się zdezorientowany. Widziała, że najchętniej zacząłby jeść, ale powstrzymał się i spojrzał na nią.
— Ty powinnaś zjeść pierwsza, Irysowe Serce. — spróbował podnieść się na obolałych łapach i zachwiał się. — Jesteś moją mentorką…
— A ty jesteś okaleczonym wojownikiem. — zaśmiała się i szturchnęła go delikatnie nosem. — Wcinaj bez gadania. Ja przyniosę coś dla siebie, gdy reszta klanu zje.
Uczeń popatrzył na nią z wdzięcznością i zabrał się do jedzenia, a do pokoju weszła Różany Nos. Również zapytała Opala o samopoczucie, a gdy zjadł, podała mu kilka ziaren maku i wtarła zioła w powoli gojące się rany. Jeszcze przez chwilę próbował z nimi porozmawiać, ale potem położył się spać.
— Nie martw się. — pocieszyła suczkę Różany Nos, widząc zmartwienie w oczach rudej, gdy ta wpatrywała się w swojego ucznia. — Jego stan naprawdę jest coraz lepszy, wszystko goi się bez problemu. Na szczęście w rany nie wdało się zakażenie.
— Dziękuję ci, że tak dobrze się nim opiekujesz. — otarła się o przyjaciółkę z wdzięcznością. Gdyby nie ona, Opal mógłby skończyć o wiele gorzej. Irysowa wzdrygnęła się. Całe szczęście, że każdy klan ma medyka… — Mogę ci się jakoś odwdzięczyć?
— To mój obowiązek, nie przejmuj się. — zamyśliła się na chwilę. — Ale byłabym wdzięczna, gdyby ktoś pomógł mi zrobić porządek w medykamentach. Przez tę zmianę obozu zrobił się w nich niezły bałagan. Gdybym miała ucznia, on by się tym zajął, ale na razie w klanie nie widać żadnych aspirujących medyków.
— Nie mam nic przeciwko temu, żeby zostać twoją uczennicą na jeden dzień. — zaśmiała się. I będąc szczerym, potrzebowała jakiegoś zajęcia, żeby uciszyć buzujące w głowie myśli. — Może w końcu przestanę mylić stokrotki z rumiankiem.
<Różany Nosie?>
[861 słów: Irysowe Serce otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz