Suczka zeskoczyła z korzenia i uśmiechnęła się w moją stronę. Podziwiałem w tej chwili jej odwagę odnośnie przemawiania do tak licznej grupy psów. Wyobraziłem sobie, że to ja stałem na tym korzeniu i miałem mówić do pozostałych. To było dziwne i poczułem dreszcz, ogarnął mnie stres. Zdecydowanie nie nadaje się do tego, najpierw zdębiałbym, a wypowiedzieć cokolwiek to graniczyłoby z cudem.
— I jak? — spytała.
Otrząsnąłem się z moich myśli.
— Mówisz zupełnie jak lider. — Pomachałem ogonem.
— Dzięki, a teraz idziemy wykorzystać twoją szybkość, mam nadzieje, że masz ochotę na bieganie.
— Poważnie?! — Zacząłem się cieszyć jak małe szczenię.
Ogarnęła mnie radość, tak długo musiałem być spokojny, ale teraz wystarczyło mi takie hasło i rozpierała mnie energia.
— Widzę, że się cieszysz.
Wpatrywała się w moje podskoki, aż nie padłem na plecy w trawie. Rany, ale byłem szczęśliwy.
— To gdzie idziemy? — spytałem, patrząc na Nakrapiane Ucho do góry nogami.
— Nie chce ci psuć niespodzianki, chodź — powiedziała.
Otrzepałem się z resztek traw i potem coś nie pozwalało mi iść przed siebie. To coś siedziało mi na nosie i ograniczało widzenie do przodu. Okrągły czarno-pomarańczowy kształt przesuwał się coraz bliżej czubka głowy. Zastygłem w zapewne dziwacznej pozycji i czekałem, aż zagrożenie sobie pójdzie. Obiekt postanowił zostać na moim pysku i nigdzie się nie ruszać.
— Ucho... Co to jest... — wyszeptałem, wzrok miałem cały czas na tym czymś.
Suczka podeszła i zaśmiała się.
— To biedronka, futrzaku.
Spojrzałem na nią, a potem na biedronkę. Rozluźniłem mięśnie i usiadłem na tyłku, serio wystraszyłem się biedronki?
— Myślałem, że to pszczoła — wyjaśniłem i mały owad odleciał.
— Jasne.
Suczka prowadziła mnie przez jakieś zarośla i krzaki z małymi owocami jagód. Gdyby były dojrzałe, to kilka bym zjadł, pomyślałem. Szliśmy jeszcze parę minut dalej do momentu, gdy poczułem pod łapami lekkie kłucie. Czy to było pole?
— Dwunożnych nie ma więc cały teren mamy dla siebie — powiedziała Nakrapiane Ucho.
Zauważyłem w oddali kuropatwę, uniosłem ogon lekko pod górę i nie spuszczałem z niej wzroku. Ptak swobodnie przechadzał się z lewa na prawo, nie zważając na niebezpieczeństwo. Dziobała coś w ziemi i to było dla niej w tej chwili najważniejsze.
— Chciałabym zobaczyć jak polujesz, widzisz tego ptaka, prawda?
— Widzę. — Wbijałem w niego cały czas wzrok.
— Spróbuj go złapać.
Przypomniałem sobie, co Sully mówił o łapaniu zdobyczy: powoli zbliż się, a potem atakuj. Po cichu podszedłem do ptaka najbliżej jak to było możliwe. Już się szykowałem do kolejnego kroku, kiedy to ofiara się spłoszyła i poleciała w podskokach na bok. Zdziwiło mnie to, przecież nie hałasowałem. Spróbowałem jeszcze raz, wolniej niż poprzednio — kuropatwa uciekła szybciej, niż się do niej zbliżyłem. Warknąłem cicho i zerwałem się z miejsca, aby tylko ją dorwać. Pełnym sprintem gnałem za nią, robiąc zakręty, na których nieraz bym się przewrócił. Ptak chyba zrozumiał, że nie dam za wygraną i poderwał się do lotu, aby usiąść na jednej z gałęzi drzewa. Zasapany spojrzałem wyżej i byłem zmuszony zostawić swoją ofiarę. Zrezygnowany wróciłem do Nakrapianego Ucha.
— Uciekł — powiedziałem jedynie.
<Nakrapiane Ucho?>
[485 słów: Wojownicza Łapa otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia oraz 2 punkty do treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz