Mogło być gorzej, pomyślałem niedawno, by chwilę potem spaść z pagórka. Nie, to jeszcze nie to. Deus ex machina, powtarzałem jakże pesymistycznie, by zaraz znaleźć się w podziemnej jaskini bez wyjścia. To już szczyt możliwości mojego pecha. Kompletne meritum. Los nie może aż tak nienawidzić przypadkowego, nieco zgorzkniałego, czasem niezbyt miłego medyka.
A potem moja towarzyszka zaczyna gadać do siebie. I powtarzać dziwne frazesy, które kompletnie załamują mój światopogląd, jakby „prowadzenie przez zdradzieckiego, martwego ojca” było dla niej czymś na porządku dziennym. Nie, żebym już wcześniej nie uważał psy wierzące w Gwiezdnych za wariatów.
— Na pewno wiesz, co robisz? — dopytuję, patrząc podejrzliwie, jak Ciemny Kieł chwieje się na łapach.
Choć może mi się jedynie wydawać, przez chwilę mam wrażenie, jak medyczka z widoczną złością wymalowaną na pysku gromi wzrokiem powietrze.
— Już ci mówiłam. Intuicja. Zaufaj mi.
Podążam za nią wolnym krokiem, idąc wzdłuż ściany skalistego korytarza. Jeszcze chwilę temu nie mieliśmy pojęcia, co ze sobą zrobić, a teraz suka wygląda, jakby wprost urodziła się w tej jaskini, idąc przed siebie dumnym, choć nieco pokracznym przez zranioną łapę krokiem.
— Nie to, żebym ci nie ufał — zaczynam, stulając uszy blisko czaszki. — Problem w tym, że znamy się pół dnia. To znaczy, rozmawiamy pół dnia, wcześniej jakoś nie bardziej obchodziła mnie córka mojej mentorki. Nie mówiąc już o tym, że spanikowałaś, kiedy się tutaj znaleźliśmy. A teraz prowadzisz nas jakby nigdy nic?
Brązowowłosa wzdycha na tyle głośno, że jestem w stanie usłyszeć ten odgłos z pewnej odległości. Wada jej ogona, która wcześniej nieco zwolniła swój ruch, teraz ponownie przyspieszyła merdanie, jakby suka zareagowała nerwowo na moje pytanie.
— Dopiero teraz rozpoznałam to miejsce. — Szybszy krok. Nawet na sekundę nie patrzy mi w oczy. Unika mnie? — Kiedy byłam szczeniakiem, wybierałam się z kolegami na wycieczki daleko poza nasz stary teren. Tu również byłam. Bawiłam się ze swoimi braćmi w berka po tych korytarzach, więc znam każdą skarpę.
Zaciskam zęby. Być może i byłbym w stanie uwierzyć w tę bajeczkę, gdyby nie jej wcześniejsze zachowanie i sposób, w jaki sprzedała mi tandetną historyjkę. Wszystko wskazuje na to, że nie jest ze mną do końca szczera, a ja nie jestem na tyle głupi, żeby zaufać byle medyczce kradnącej mi len z nory. Mimo wszystko, to dalej zbyt mało dowodów, żeby mieć prawo do ataku (poza tym, jestem za leniwy. Jakbym nie mógł wcześniej zrzucić ją z jakiegoś pagórka po drodze. Obyłoby się bez kłów i pazurów).
Postanawiam nie skupiać się nad intuicją towarzyszki. Rozglądam się po ścianach, szukając alternatywnych możliwości wyjścia, być może sam dojrzę jakiś tunel. Stres ściska mój żołądek, powodując odruch zwrócenia dzisiejszego zająca, wraz z szybką oceną sytuacji i zdaniem sobie sprawy z tego, że jeśli ruszę złe przejście, zawali się na nas sufit podobnie jak wcześniej. Tym razem możemy nie wyjść z tego cało.
— Na Gwiezdnych — odzywa się nagle Ciemny Kieł.
Zapatrzony w wyimaginowane tajne przejścia w ścianie, wpadam na sukę, co kwituje cichym sykiem bólu. Nie stać mnie nawet na krótkie przepraszam, po prostu śledzę wzrokiem to, co przed chwilą tak zszokowało medyczkę.
Korytarz się kończy, a naszym oczom ukazuje się skalne pomieszczenie bez widocznego wyjścia. Przez chwilę mam wrażenie, jakbym nad ziemistym sufitem słyszał odgłosy Dwunożnych, ale być może to jedynie złudzenie spowodowane zbyt długim przebywaniem w tym miejscu.
— Wydaje mi się, że to właśnie tutaj wydostaniemy się na wolność albo zostaniemy pogrzebani żywcem — mruczę, analizując sytuację.
— Po czym tak sądzisz?
— Intuicja, do stu Dwunożnych — prycham, śledząc każdą niewielką dziurę w ścianie.
Ciemny Kieł rozgląda się w popłochu, co jakiś czas rzucając krótkie warknięcie w powietrze. Udaję, że tego nie słyszę, a moim najciekawszym zajęciem na ten moment staje się walka dwóch pająków w kącie.
— Może zrobimy jakoś dziurę w suficie i wydostaniemy się przez gruz, który… — proponuje, ale jej przerywam.
— Po pierwsze, mamy za krótkie łapy na dostanie się tam, po drugie, to jak wykopanie sobie grobu — wzdycham. — Skończyły ci się pomysły, czy będziesz tak miła i, do stu Dwunożnych, zapytasz o drogę swojego wyimaginowanego truposza?
Przestępuje z łapy na łapę, niezbyt zadowolona z mojej zgryźliwej uwagi. Ponownie skupiam się na podziemnych pająkach, które rzucają się na siebie gniewnie, jakby i im odbijało przez negatywną energię jaskini do tego stopnia, że rozpoczęły bunt przeciwko sobie. Podczas gdy Ciemny Kieł stara się wymyślić genialny plan ucieczki, to ja na poważnie rozpatruję ideę pajęczej rewolucji. Czy w swoim gronie utworzyły organizacje walczące przeciwko sobie? Czy jestem właśnie świadkiem walki dwóch przywódców, których życie zależy od dalszego toku strajku? Czy pająki w ogóle, do stu Dwunożnych, żyją stadnie?
Nagle mnie olśniewa. Czy te stworzenia urodziły się w tej jaskini, czy do niej w jakiś sposób trafiły? Może jeśli podążymy ich krokiem, znajdziemy wyjście?
— Hej, Ciemny Kle… — Nie kończę. Podłoże drży gniewnie pod moimi łapami, a okruch gruzu spada z wysokości i uderza mnie w nos. Moja znajoma, zaskoczona nagłym trzęsieniem ziemi, wywraca się.
— Do stu Dwunożnych — fukam. Żołądek podchodzi mi do gardła, ale zachowuję zimną krew. — Jeśli zaraz się stąd nie wydostaniemy, wszystko się na nas zawali.
Medyczka podnosi się na chwiejnych łapach, a grymas bólu ukazuje się na jej pysku.
— Mam pewien pomysł, ale nie wiem, w jakim stopniu on wypali — sugeruję. — Jeśli podążymy śladem pająków, być może…
Ciemny Kieł odsuwa się ode mnie, nagle zrażona wypowiedzianymi słowami.
— Co? — pytam.
— Nie lubię pająków.
— A ja nie lubię zdychać w podziemnej jaskini z obłąkaną złodziejką. — Wywracam oczami.
Odwracam łeb ponownie w stronę dwójki towarzyszącej nam pająków, ale naszym oczom ukazuje się widok tak krwawy, że niemal można porównać go do tragedii, która wydarzyła się w trakcie ataku klanu Quintus. Oso podobny, latający potwór, który nie wiedzieć czemu znalazł się w jaskini razem z nami, postanowił dokonać mordu na niewinnych pająkach na naszych oczach. Początkowo z zaciekawieniem śledzę naturalną walkę o dominację, szybko jednak moje kino przyrodnicze zostaje zepsute przez Ciemnego Kła, która z premedytacją pokonuje żółto-czarnego stwora machnięciem łapy.
— Co to, na Gwiezdnych, było i co robiło w jaskini? — pyta, wycierając papkę pozostałą po owadzie o posadzkę.
— Gliniarz naścienny, a przynajmniej tak nazywała je Rubinowe Futro — odpowiadam, obserwując, jak pajęcza rodzina opłakuje jej zmarłego członka. — Brzmi jak nazwa Dwunożnych na tych Bezwłosych w niebieskich wdziankach. Wsiadają do Potworów i podróżują przez miasto z dziwnymi światełkami na głowie tego, co ujarzmili. Nie lubię ich.
Wykrzywia się. Najwyraźniej moja błyskotliwa opowieść nie przypadła jej do gustu.
Pająki odrywają się na chwilę od trupa pobratymca, by otoczyć łapy Ciemnego Kła. Suka odsuwa się z obrzydzeniem, na co ja unoszę kącik pyska.
— Nie ma tego złego. Przynajmniej pająki cię polubiły — dogryzam. — Jeśli przypadkowo ich nie zmiażdżysz, to może nawet zaprowadzą nas do wyjścia.
Medyczka marszczy nos, zdziwiona moją propozycją, szybko jednak analizuje sytuację i bez mojego wytłumaczenia zdaje sobie sprawę, że małe stwory sugestywnie kierują się w stronę przeciwległej ściany, zupełnie jakby doskonale znały wyjście.
<Ciemny Kle?>
[ 1119 słów: Leonis otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz