Już otwierałam pysk, aby zacząć opowiadać o moim ojcu, kiedy poczułam dym. Zastrzygłam uszami i zidentyfikowałam kierunek dymu, bojąc się, że może on dobiegać z terenu Tenebris. Odetchnęłam z ulgą, dochodząc do wniosku, że skądkolwiek dobiega dym, jest daleko od mojego terytorium i zdaje się, że nie powinien dojść do miejsca, gdzie żyją dzikie psy. Najpewniej znowu jakiś Dwunożny nie umiał zapanować nad ogniem, którym nierozważnie bawią się jak szczeniak liśćmi, a potem się dziwią, że tak wielu z nich ginie w pożarach. Ha, Dwunożni są tacy naiwni. Spojrzałam na Odważnego Kła, który również wyczuł zapach i znieruchomiał. Nie byłam pewna, czy nie chce się ruszać, aby nie przeszkadzać w leczeniu, czy coś go wstrząsnęło. Kiedy odwrócił się do mnie, a ja zobaczyłam panikę w jego oczach, wiedziałam już, że to jest to drugie.
— Coś jest nie tak? — spytałam ostrożnie.
— Nie czujesz dymu? — syknął cicho Owczarek, a kiedy potwierdziłam, podniósł nieznacznie głos. — Tam są Dwunożni!
— Możliwe. — Skinęłam lekko głową, nie rozumiejąc, o co takie duże echo. — I co z tego? Sami narobili problemu, to teraz niech sobie radzą.
— Nie mogę na to pozwolić — warknął Odważny Kieł.
Nie potrafiłam zrozumieć jego zachowania, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że przez swoją przeszłość, musi być wciąż związany z Dwunożnymi pod tym względem, że nie życzy sobie, aby te istoty umierały przez swoją własną głupotę. Pod pewnym względem, umiałam to zrozumieć. Swoją drogą, ciekawe, gdzie idą Dwunożni po śmierci. Nigdy nie słyszałam o Dwunożnym wśród Gwiezdnych, ale gdzieś iść chyba muszą, prawda? Pozwoliłam sobie na pewne irytacji i dezaprobaty spojrzenie, kiedy pies próbował wstać. Przytrzymałam go łapą.
— Leż — zarządziłam. — Nie możesz tam iść. Nie pomożesz im w takim stanie.
— Ale... — zawahał się Odważny Kieł — nie chcę, aby oni umarli. Nie na mojej warcie.
Rozejrzałam się ostrożnie. Nie mogłam go puścić. O tym nie było nawet mowy. Przy takich ranach niechybnie umarłby, ledwie wchodząc do środka razem z Dwunożnymi. Jak dla mnie, te istoty mogą się wybijać ile chcą, pod warunkiem, że nie zaważy to nad życiem psa. Spuściłam ze smutkiem głowę i obejrzałam się na źródło dymu.
— Masz leżeć — warknęłam, odsuwając się. — Pomogę Dwunożnym. Zrobię wszystko, aby wyciągnąć ich z pożaru, ale pod warunkiem, że nie podniesiesz łapy z tego miejsca, jasne?
Odważny Kieł zawahał się na chwilę, po czym niechętnie skinął głową, nie odzywając się. Pokręciłam z irytacją głową, ale nic nie powiedziałam. To się nazywa psia wdzięczność. Odwróciłam się i już zmierzałam w kierunku terenów Dwunożnych, kiedy usłyszałam jeszcze za sobą głos Odważnego Kła.
— Ciemny Kle — zawahał się, po czym tak ucichł, że z trudem mogłam go usłyszeć. — Dziękuję.
Uśmiechnęłam się, ale tym razem to ja nie dałam sygnału, że usłyszałam swojego rozmówcę. Skinęłam tylko głową, po czym pobiegłam do najbliższego domostwa Dwunożnych, z którego wydobywał się dym. Cel znajdował się ledwie kilka skoków królika od Odważnego Kła. Na moje szczęście, blokada, którą Dwunożni umieszczają w progu leżała tuż przed domostwem, umożliwiając mi łatwe wejście. Zawahałam się jednak. Jaka siła zdołała wyrwać blokadę Dwunożnych? Posunęłam się do przodu, próbując wywąchać Dwunożnych, co nie było łatwe przez dym. Wspaniale, przez tego Owczarka zostałam psem ratowniczym Dwunożnych. To będzie cud, jeśli po tym wszystkim oboje nie będziemy potrzebowali leczenia. Nie mogłam mu jednak pozwolić tu wejść. Nie w takim stanie. Dusząc się dymem, znalazłam jednego z Dwunożnych, leżącego za ziemi w nienaturalnej dla nich pozycji. Modliłam się do Gwiezdnych, aby w domostwie był tylko jeden. Tylko, czy on żyje? Gdzie Dwunożni mają serce? O ile w ogóle mają. A może mają dwa? Położyłam mu łapę na piersi, po czym z ulgą odkryłam, że coś się tam rusza. Albo serce, albo ma szczury pod koszulką. Szczerze wolałabym to pierwsze. Złapałam Dwunożnego za łapę i wyciągnęłam z domu. Jako że Odważny Kieł wciąż mógł nas widzieć, spojrzałam na niego i zawołałam, licząc, że usłyszał.
— I widzisz — zawołałam. — To żyje!
Już miałam podbiec do Odważnego Kła, abyśmy mogli razem poczekać, aż Dwunożny się wybudzi, kiedy usłyszałam przerażone szczekanie.
— Pomocy — mówiło. — Niech mi ktoś pomoże. Ratunku. Gorąco tu.
Spuściłam głowę, rozumiejąc, że Gwiezdni nie wysłuchali mojej modlitwy. Co więcej, drugim lokatorem domostwa nie był Dwunożny, tylko pies. Czas uratować pieszczocha. Weszłam tam z powrotem, ponownie dusząc się gorzkim ogniem.
— Gdzie jesteś? — zawołałam.
— Przyszłaś mi pomóc? — usłyszałam głos, który nie mógł należeć do nikogo innego, jak szczeniaka nie starszego niż 5 księżyców.
— Owszem — potwierdziłam. — Ale nie zrobię tego, jak nie powiesz, gdzie jesteś.
— W kuchni — otrzymałam odpowiedź.
— W czym? — Nie zrozumiałam.
— W tym pomieszczeniu, gdzie Dwunożni dają mi jedzenie — wyjaśniono mi.
To już była podpowiedź. Poszłam w kierunku, z którego mimo dymu dało się wyczuć słaby zapach jedzenia. Pachniało nieco królikiem, którego Dwunożni jak zwykle zniekształcili. Dlaczego oni wolą jeść swoją zdobycz tak zniekształconą, zamiast od razu taką, jak ją upolowali? To było dla mnie niepojęte. Kiedy doszłam do celu, zobaczyłam małego Beagle czającego się w kącie. Nie przepadam za pieszczochami, ale pod spojrzeniem tego malucha, poczułam napływ łagodności.
— Jak się nazywasz? — spytałam spokojnie, wyciągnąwszy go za kark z kąta. — Ja jestem Ciemny Kieł.
— Łatek — przedstawił się pies. — Masz dziwne imię.
— Nie mniej niż Łatek. — Uśmiechnęłam się. — Dasz radę iść? — Szczeniak potwierdził. — To za mną. Poprowadzę cię do wyjścia.
Łatek poszedł za mną, a ja wyprowadziłam malucha z płonącego budynku. Następnie, zauważyłam, że wokół jego Dwunożnego zebrało się sporo innych przedstawicieli tego gatunku. Uznałam, że oni już mu pomogą. Jednak Łatek patrzył na niego z przerażeniem w oczach.
— Czy on nie żyje? — spytał.
— Skąd — parsknęłam, próbując dodać mu otuchy. — Dwunożni mu pomogą. Niedługo będzie naprawiony.
Szczeniak wydawał się nie być przekonany, a ja znów spojrzałam na pagórek, gdzie zostawiłam Odważnego Kła. Może razem uda nam się jakoś pocieszyć szczeniaka? Tylko, co będzie, jeśli miał rację i Dwunożny jednak nie przeżyje? Powinniśmy zabrać go do klanu? Nie możemy przecież zostawić go na pastwę ulicy. Jest za młody. Potrząsnęłam głową. Nie ma powodu, aby o tym myśleć. Dwunożny na pewno jeszcze nie umrze. Z drugiej strony, nawet jeśli przeżyje, to czy Łatkowi będzie dobrze do niego wrócić? W końcu naraził go na niebezpieczeństwo, bawiąc się ogniem. Spojrzałam znów na ufne spojrzenie szczeniaka i poczułam, że problemy odlatują.
— Chodź mały — powiedziałam. — Chcę ci kogoś przedstawić.
Wróciłam na pagórek, a Łatek wesoło pobiegł za mną. Nie minęła, chwila, nim znaleźliśmy się już przy Odważnym Kle.
— Łatku, to mój... przyjaciel, Odważny Kieł — przedstawiłam ich sobie. — Odważny Kle, to Łatek. Szczeniak, którego uratowałam z pożaru, oprócz tego Dwunożnego.
<Odważny Kle?>
[1054 słowa: Ciemny Kieł otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz