Cisza. Dotknęła mnie przeraźliwa, męcząca cisza. Nie, żeby mi ona przeszkadzała. Wręcz kochałem ciszę oraz spokój. Ta cisza jednak była zupełnie inna, przez co miałem wrażenie, że mnie męczy. Nie męczyła mnie również sama cisza. Męczył mnie ból, który promieniował na całe moje ciało. Nie pamiętam dokładnie, co się stało. Pamiętam za to, że byłem u medyka. Coś mi się stało. Stąd ten nieznośny ból.
Wstałem powoli, lekko przy tym się kołysząc na boki jak drzewa, naginane przez wiatr. Ciężko było mi się utrzymać na własnych łapach, jednak poczułem się znacznie lepiej. Poczułem się lepiej, bo wstałem? Wydawało mi się to co najmniej dziwne. Nie narzekałem jednak. W końcu ból przestał być nagle tak nieznośny. Wciąż coś czułem, wciąż wydawało mi się, że boli mnie wszystko na tyle mocno, że nie zdołam zrobić kroku do tyłu, ale to wszystko było moimi wyobrażeniami. Było wyobrażeniami, bo przeszedłem właśnie pięć kroków bez żadnego problemu. Muszę przestać tyle myśleć i wymyślać sytuacje, które nie mają swojego odwzorowania w rzeczywistości.
Trawa muskała delikatnie moje łapy, a ja napawałem się świeżym powietrzem oraz tym, że jestem prawie cały sprawny. Próbowałem nawet skoczyć, ale wtedy ból powrócił, więc opuściłem sobie tego typu eksperymenty. Szedłem powoli, rozglądając się i podziwiając, jak ładna pogoda jest tego dnia. Słońce nie grzało zbyt mocno, przez co nie odczuwałem takiego ukropu.
Nie wiem, gdzie chciałem pójść. Pomyślałem, że muszę kogoś znaleźć. Tak, kogoś szukam. Intuicyjnie. Musiałem przystanąć i zastanowić się, kogo mógłbym szukać. Przecież to niemożliwe, żebym zapomniał mienia kogoś, kogo próbowałem szukać od razu po wstaniu. Miałem dobrą pamięć, zawsze było to dla mnie coś, czym mogłem się szczycić. Ale szczycić nie lubiłem się niczym, więc mogłem robić to tylko we własnej głowie, w samotności.
— No przecież — mruknąłem sam do siebie, gdy przypomniałem sobie, że chciałem odnaleźć suczkę o płomiennorudej sierści.
Uniosłem łeb, by się rozejrzeć. Musiałem zdecydować, w którą stronę pójść. Decydowanie o czymkolwiek było moją słabą stroną. Nie potrafiłem podjąć decyzji od razu. Potrzebowałem się chwilę namyśleć. Chociaż pojęcie chwili w moim wykonaniu mogłoby trwać nawet cały dzień.
Westchnąłem. Oglądałem się to w prawo, to w lewo i wciąż nie potrafiłem zdecydować. Pozostawała jeszcze opcja pójścia prosto i na to się pokusiłem. Zamiast wybierać między dwoma po prostu pójdę prosto i po problemie. Mimo wszystko ogarnął mnie nagły strach, że suczka ukrywała się gdzieś między drzewami, a ja jej nie dostrzegłem. Czy muszę być aż tak beznadziejny?
Z każdym kolejnym krokiem oraz z każdym kolejnym mijanym drzewem ogarniały mnie coraz większe możliwości. Czy kogoś zawiodłem? Czy ją zawiodłem? Zawiodłem moją mentorkę? Co jeśli ona gdzieś na mnie czeka, a ja włóczę się z myślą, że to ja jej szukam? Co jeśli... Ach, powinienem czasem zamknąć moje myśli. Może poskutkowałoby, gdybym uderzył się bardzo mocno łbem w pień drzewa? Właśnie mijałem jakiś solidny i duży...
Idąc tak dalej w końcu dotrę do rzeki, miejsca, które nieszczególnie lubię. To dziwne, że należę do klanu, lubującego się w wodzie, a sam nie potrafię myśleć. Miałem nawet wrażenie, że na samo wspomnienie o rzece, przeszły mnie ciarki.
Och, a przecież moja mentorka doskonale pływa. Ona i woda, to jak jeden świat. Możliwe, że właśnie ją tam zastanę. Ta myśl mnie napędziła, poczułem przypływ energii oraz adrenaliny. Rzuciłem się do biegu, ignorując ból, który nagle zaczynał się nasilać. Przedzierałem się przez wyższą trawę, omijałem drzewa oraz krzaki, aż w końcu do moich uszu dotarł znajomy szum rzeki. Woda płynęła trochę szybciej, niż zazwyczaj.
Zdyszany zacząłem rozglądać się dookoła, szukając rudej sierści należącej do mentorki. Nigdzie nie zauważyłem tego charakterystycznego koloru. Zawiodłem się. Miałem już nawet zamiar odejść, poddając się bardzo szybko, kiedy usłyszałem szelest liści oraz łamanych patyków pod wpływem czyjegoś ciężaru. Nastawiłem uszu. Zwierzyna?
— Halo? — zawołałem niepewnie i od razu zrobiłem krok do tyłu. — Kto tam? — zawołałem ponownie, gdy nie usłyszałem odzewu. Może to rzeczywiście tylko zwierzyna? Zając, czy coś podobnego?
— Opalowa Łapa?
Otworzyłem pysk ze zdziwienia. To moje imię. Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc po prostu powoli zacząłem zbliżać się do źródła dźwięku. Byłem tak oczarowany, że zapomniałem o wodzie oraz stromym zejściu do rzeki. Czasem bywam nieuważny.
Poczułem, jak tracę grunt pod łapami i nawet moje próby zatrzymania się, czy chwycenia zębami najbliższego, wystającego z ziemi korzenia się nie powiodły. Poturlałem się, uderzając przy tym o kamienie, czy inne twarde rzeczy w ziemi, aż nie wylądowałem prosto w wodzie. Na szczęście przy brzegu. Podniosłem się obolały oraz przemoczony i przeszedłem na bok. Bolało jeszcze bardziej, ale mogłem sobie tylko dopowiedzieć, że gorzej już być nie może.
Słyszałem, że ktoś się zbliża i schodzi po stromym zboczu prosto do rzeki. Nie zwracałem już na to uwagi. Byłem zajęty swoją obłoconą oraz przemoczoną sierścią.
— Nic ci się nie stało? — Przed oczami błysnęło mi ruda sierść.
— Irysowe Serce? — Spojrzałem na nią ze wstydem. — Szukałem cię. Ja... przepraszam. Pewnie to nie to, czego ode mnie oczekujesz. — Zawiesiłem łeb, czując się jeszcze bardziej beznadziejnie niż wcześniej.
<Irysowe Serce?>
[811 słów: Opalowa Łapa otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz