27 października 2020

Od Lekkiej Łapy do Opalowej Łapy

Wziąłem sobie sikorkę ze sterty zwierzyny i poszedłem na ubocze, aby ją zjeść. Co prawda, mogłem zająć miejsce razem z innymi psami Industrii, ale wtedy musiałbym się wdawać w pogawędkę, a nigdy nie lubiłem rozmawiać przy jedzeniu. Byłem już w połowie obiadu, kiedy usłyszałem ruch w krzakach przede mną. Najeżyłem się i zostawiając z żalem smaczne mięso, poszedłem do krzaka. Kto to widział tak bezczelnie przerywać porządnemu psu, kiedy chce odpocząć?
— Ktoś ty? — spytałem, starając się brzmieć groźnie, ale podświadomie bałem się, co zrobię, jeśli z krzaków wyjdzie bardziej doświadczony wojownik.
Z drugiej strony, czy wojownik z Industrii chowałby się po krzakach? Niby dlaczego? Wstrzymałem oddech. A co jeśli to ktoś z wrogiego klanu? Irytujący uczeń nie będzie stanowił dla niego zagrożenie, ale może wezwać pomoc. Skuliłem mimowolnie ogon, po czym go znów podniosłem. Nie mogę teraz stchórzyć. Dam sobie radę. Mógłby tam siedzieć nawet sam Ciemna Gwiazda. Chociaż jestem uczniem, muszę zachować honor. Tak jak mnie uczył mój były mentor Mroczne Stopa. Nie ma niczego szlachetniejszego niż psi honor i lojalność. Bez względu w jakim wieku.
— Nie żartowałem! — Otrząsnąłem się i ponownie zwróciłem się do nieznajomego w krzaku. — Wyłaź albo sam cię wyciągnę za uszy.
Mimowolnie się uśmiechnąłem. Może takie zastraszanie wyszłoby, gdybym miał do czynienia z jakimś krnąbrnym szczeniakiem. Ktokolwiek tam jest, musi wiedzieć, że tak szybko mu nie odpuszczę i mogę tu sobie poczekać bardzo długo. Spojrzałem na niedojedzoną sikorkę. Ja tam mam jedzenie, gdybym zgłodniał, ale nie wiem, co z tamtym. Byłem skłonny zaczekać. Po chwili, z krzaka wyszedł niewielki, brązowy pies. Ulżyło mi, kiedy zorientowałem się, że to uczeń, taki, jak ja. Czułem jednak, że nie należy do mojego klanu. Pachniał nieco zapachem Flumine, ale był bardziej suchy.
— Witaj — przywitałem się, starając się potraktować go względnie przyjaźnie. — Jestem Lekka Łapa. Wszedłeś na terytorium Industrii. Wytłumacz się!
— Cześć. — Skinął głową pies. — Nazywam się Opalowa Łapa i jestem z Flumine. Jeden ze starszych wojowników wysłał mnie, abym zrobił indywidualny zwiad wokół terytorium. Wiedziałem, że nic z tego dobrego nie będzie, ale nie mogłem zignorować rozkazu... tego wojownika.
Byłem praktycznie pewien, że chciał użyć imienia wojownika, który go w to wpakował, ale w ostatniej chwili powstrzymał się, rozumiejąc, że nie powinien rozpowiadać za dużo o swoim klanie uczniowi Industrii. Skinąłem głową ze zrozumieniem.
— Wyszedłeś daleko poza swój teren, Opalowa Łapo — mruknąłem, starając się udawać lekceważenie. — Ale nie jesteś moim wrogiem. Wiesz, jak wrócić?
— Jasne — szczeknął drugi uczeń, wyraźnie nieco pewniej, niż na początku. — Nie jestem mysim móżdżkiem.
— To dobrze, Opalowa Łapo. — Uśmiechnąłem się lekko, po raz drugi wypowiadając jego imię.
Mroczna Stopa uczył mnie, że jeśli wypowiada się imię rozmówcy na końcu każdego zdania, zaznacza się tym swoją wyższość. Nie chciałem okazywać swojej wyższości nad Opalową Łapą, ale to był mój pierwszy kontakt z psem innego klanu poza zgromadzeniami i choć starałem się to ukryć, byłem lekko zdenerwowany. Odwróciłem się i ruszyłem w kierunku swojej sójki.
— Miło było cię poznać, Opalowa Łapo — zawołałem jeszcze przez ramię.
Już miałem zacząć jeść, ale zauważyłem, że Opalowa Łapa jeszcze nie odszedł, tylko patrzy się znacząco na mój obiad. Nie dało się ukryć, że musiał od dłuższego czasu nie jeść i był głodny. Westchnąłem niechętnie, po czym rzuciłem mu swoją zwierzynę.
— Masz — powiedziałem. — Jedz. Ja już się najadłem. Potem masz się stąd wynosić. Nie chcę się za ciebie tłumaczyć przed swoim klanem.
Opalowa Łapa szczeknął coś w podziękowaniu i zabrał się do jedzenia. Ja tymczasem rozglądałem się bacznie, bojąc się ujrzeć któregoś ze swoich pobratymców. Co by sobie pomyśleli, gdyby zobaczyli, jak dokarmiam psa Flumine? Odgryźliby mi ucho. Kiedy zobaczyłem, że po ptaku nie zostało ani śladu, dałem Opalowej Łapie znak, że nic tu po nim.
— Dobrze — powiedział uczeń. — Idę. I jeszcze raz dziękuję, Lekka Łapo.
Uśmiechnąłem się, zastanawiając, czy specjalnie użył mojego imienia, wzorując się na mnie, czy to był czysty przypadek. Zacząłem lubić tego psa. Liczyłem, że jeszcze go spotkam na zgromadzeniu, czy gdzieś indziej. Byle nie w ataku na któryś z klanów. Patrzyłem, jak odchodzi, a kiedy zniknął z linii wzroku, odwróciłem się. To był długi dzień i czułem się zmęczony. Nie zdążyłem nawet zrobić kilku kroków, nim usłyszałem za sobą po raz kolejny przerażony głos Opalowej Łapy.
— Lekka Łapo, Lekka Łapo! — wołał.
Odwróciłem się i spojrzałem na niego groźnie. Czyżbym go przecenił? Racja, chciałem go jeszcze kiedyś spotkać, ale nie tak szybko. Nie przesadzajmy.
— A ty przypadkiem nie miałeś odejść? — Wyszczerzyłem lekko kły, chcąc zrobić na nim wrażenie.
— Lekka Łapo — powtórzył Opalowa Łapa, cofając się lekko, nie kryjąc przerażenia. Nie byłem pewny czy mną, czy tym, co zobaczył, kiedy spuściłem z niego wzrok. — Tam coś... coś jest. Coś dziwnego. Dwunożni musieli to przynieść, a ja nie wiem, co to robi.
Zaniepokoiła mnie reakcja Opalowej Łapy. Dlaczego przyszedł z tym do mnie, a nie wrócił na terytorium Flumine i zwrócił się do kogoś ze swojego klanu? Może zbyt bał się przejść obok tego, co tam znalazł. Nie wahając się dłużej, pobiegłem za nim.
— Chodź — szczeknąłem. — Pokażesz mi, co tam było.
<Opalowa Łapo?>
[821 słów: Lekka Łapa otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz