5 listopada 2020

Od Białej Tęczy

Podobno Dwunożni czasami pozbawiali swoje psy możliwości posiadania potomstwa. W jaki sposób? Tego Biała Tęcza nie wiedziała, niestety, nie była medykiem. Niestety, bo gdyby posiadała tę tajemną wiedzę, już dawno nałykałaby się jakichś ziółek lub osobiście odgryzła sobie co tam trzeba. Gdyby posiadała tę tajemną wiedzę, nie musiałaby teraz siedzieć jak na ostach, czekając, aż Ciemny Kieł powróci z miasta, by potwierdzić lub obalić przeraźliwą teorię, która pojawiła się w głowie zastępczyni jej klanu kilka dni wcześniej.
Zaczęło się niewinnie, ale wyroki Gwiezdnych naprawdę były niezbadane. W takich momentach jak ten Biała zaczynała podejrzewać, że byli oni po prostu złośliwi i tak naprawdę mieli ją tam, gdzie kiedyś Wojownicza Łapa miał rzepy. Oczywiście chwilę później, jako pies głęboko wierzący, gorliwie ich przepraszała za swe bluźnierstwa i w swej miłości tkwiła aż do czasu, kiedy los zgotował jej kolejną niespodziankę. 
Obecnie jednak Tęcza tkwiła w okresie bluźnierstwa, wciąż w myślach wymyślając na Gwiezdnych. Jeśli mimo tych napadów złości kiedyś się do nich dostanie, zrobi im tam lepszą rozróbę niż ta, którą jakiś czas temu urządziła armia Piątego, gdy wkroczyła na rodzime tereny czterech klanów, przysięgała sama sobie. Gdyby nie to, jak zmęczona była, ni to samym oczekiwaniem na medyczkę, ni to złorzeczeniem tym, którym nie powinna złorzeczyć, być może już teraz popełniłaby jakieś rytualne samobójstwo, żeby przyspieszyć sprawę. Idea zdawała się być zresztą naprawdę niegłupia, zważając na to, że mogła być jedynym jej ratunkiem przed tym, co mogło ją czekać. A niech to jasny grom, niech ta Ciemna już wraca!
Suka westchnęła i położyła się. Ogon wciąż nerwowo chodził jej na boki, lecz powieki zaczęły opadać już chwilę po tym, jak oparła łeb na łapach. Zaczynała być głodna, lecz bała się, że, jeśli choć ja chwilę opuści ten posterunek, przegapi powrót Kła, więc po prostu pozostała na swoim miejscu. Jeśli miała rację, powinna zacząć bardziej o siebie dbać. Regularnie spożywać posiłki, więcej odpoczywać, nie stresować się... Prychnęła pod nosem. Nie stresować się nieoficjalnie mentorując Wojowniczej Łapie? Nie, tak zdecydowanie się nie da.
— Biała Tęczo? — usłyszała w końcu nad sobą głos, który chciała usłyszeć od momentu, kiedy tu się zjawiła.
Otworzyła oczy i zerwała się na równe łapy. To był błąd. Ruch był zbyt nagły i spowodował, że świat przed nią nieoczekiwanie pobielał, a w uszach zaczęło jej dzwonić. Niepewnie upadła z powrotem na zad, czekając, aż rzeczywistość wróci do normy. 
— Wszystko w porządku? — Jej nietypowe zachowanie najwyraźniej zaniepokoiło medyczkę.
— Tak, tak. Po prostu za szybko wstałam. Zaraz będzie dobrze — wycedziła zastępczyni przez wpół zaciśnięte kły. — Czekałam na ciebie. Możesz mi poświęcić chwilę? — dodała, gdy wszystko było już prawie że w normie.
— Tak, oczywiście. W czym mogę pomóc?
— Możemy... nie tu? Poszukajmy jakiegoś bardziej ustronnego miejsca, dobrze? — Rozejrzała się nerwowo. Dostrzegła Jeziorny Kwiat, która właśnie wróciła do obozu po patrolu lub najzwyczajniejszej w świecie przechadzce, co zdecydowanie nie ukoiło jej nerwów.
— W porządku. — Choć patrzyła na nią niepewnie, Ciemny Kieł bez większego wahania przytaknęła i ruszyła w kierunku jednych z mniej uczęszczanych korytarzy w ruinach zamieszkiwanych przez ich klan.
Pomieszczenie, w którym znalazły się chwilę później, było naprawdę piękne - nadgryzione zębem czasu, nieco zaniedbane, ale piękne. Na obdrapanych ścianach gdzieniegdzie wciąż tkwiły strzępy tapety o kwiecistym wzorze, a dywan przetrwał wszystkie te lata prawie że bez szwanku, cały czas mogąc się poszczycić bogactwem kolorów, choć już nieco wyblakłych. Z wysokiego legowiska Dwunożnych może i wystawało kilka sprężyn, lecz uparty wojownik wciąż byłby w stanie się na nim wygodnie umościć, a pod nim znajdowała się idealna wręcz kryjówka. Jedynym, co na chwilę wytrąciło Białą z równowagi była wyróżniająca się na tle ściany spękana lśniąca powierzchnia, za którą, jak okazało się po dłuższej inspekcji, najwyraźniej znajdował się jakiś pies. Ba, po jeszcze uważniejszych oględzinach okazało się, że był on wręcz łudząco podobny do niej samej!
— Wydaje mi się, że to coś, tak jak czasem tafla wody, ukazuje ci twoje oblicze — pospieszyła z pomocą Ciemna, najwyraźniej zauważywszy konsternację zastępczyni swojego klanu.
— Och, tak, prawdopodobnie masz rację. — Biała skinęła głową i uśmiechnęła się niepewnie do medyczki. — Przyszłyśmy tutaj, ponieważ to, o co chcę cię spytać, to sprawa dla mnie dość... intymna i niezbyt komfortowa — zaczęła w końcu właściwy temat, przestępując z łapy na łapę. — Chodzi o to, że podejrzewam, że jestem... że mogę być... — Odchrząknęła. — Wydaje mi się, że mogę być w ciąży — wymamrotała na jednym oddechu. — I potrzebuję twojej pomocy, jako medyczki, żeby przekonać się, czy moje podejrzenia są słuszne. — Usiadła, patrząc uważnie na suczkę, po której nie widać jednak było żadnych emocji.
— W porządku — odparła po chwili jak gdyby nigdy nic i przystąpiła do badania samicy o jaśniejszym umaszczeniu.
Gdyby Biała miała komuś później zrelacjonować tę chwilę, nie wyszłoby z tego praktycznie nic. Jej umysł odpłynął gdzieś daleko. Sama nie wiedziała, jak długo to wszystko trwało, nie była pewna, co tak właściwie robiła Kieł, by wydać diagnozę. Jak jej się zdawało, w jednej chwili medyczka pochyliła się nad nią po raz pierwszy, a w drugiej ostatecznie się wyprostowała, by wypowiedzieć słowa, które wreszcie bez problemu dotarły do uszu Tęczy.
— Miałaś rację. Jesteś w ciąży.
— Aha — szepnęła w odpowiedzi. Zrobiło jej się słabo, wiedziała jednak, że nie może zemdleć. Nie tu, nie teraz, nie przy innym psie, nawet jeśli był to medyk z jej klanu. — Jesteś pewna? — Nadzieja umiera wszakże ostatnia, czyż nie? Może był jeszcze dla niej jakiś ratunek? 
— Tak, nie mam żadnych wątpliwości. — Nadzieja była najwyraźniej również matką głupich. — Nie wyglądasz na zadowoloną — zauważyła Ciemna, co prawdopodobnie przelało czarę goryczy Białej.
— Bo nie jestem zadowolona — warknęła. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że jej rozmówczyni nie była tu w żadnym stopniu winna. — Przepraszam, nie powinnam była tak na ciebie naskakiwać. Dziękuję za... pomoc. — Uśmiechnęła się sztucznie i wstała. Już miała wyjść, kiedy uświadomiła sobie, że być może istnieje jeszcze jakieś wyjście z tej sytuacji. — Ciemny Kle, mam jeszcze jedno pytanie. Wiesz może, czy istnieją jakieś zioła, które mogłyby... no wiesz...?
— Wywołać poronienie? — Poczekała, aż Tęcza skinie łbem, znowu patrząc na nią błagalnie. — Być może istnieją, lecz ja ich nie znam. — Dyskusja została szybko ucięta.
„Może nie wiesz, a może i wiesz, tylko nie chcesz mi pomóc” cisnęło się na pysk ciężarnej suki, lecz zdążyła ona ugryźć się w język. Zamiast robić sobie wrogów we własnym klanie, ukłoniła się jedynie delikatnie na pożegnanie i opuściła pomieszczenie, w którym do tej chwili przebywały. Szybko odnalazła wśród korytarzy wyjście na świeże powietrze. Świadomość tego, co się wydarzyło, działo aktualnie i miało się dziać w czekającej już na nią przyszłości, uderzyła ją wreszcie w pełni. Była w ciąży. Miała zostać matką, kimś, kim nigdy nie chciała być. A to wszystko przez jedną noc, do której nigdy nie powinno było dojść.
— Biała Tęczo? — usłyszała gdzieś u swego boku. Gdyby nie odruch, zdradliwa reakcja mięśni jej szyi na znajomy głos, mogłaby udawać, że go nie usłyszała. Nie chciała z nim rozmawiać, tak szalenie nie miała na to ochoty.
— Tak, Ciemna Gwiazdo? — uraczyła go chłodnym tonem głosu. Nie powinna się tak odzywać do lidera swojego klanu, doskonale o tym wiedziała, lecz oczywiście nie zdążyła ugryźć się w język. Ale czy ich relacja kiedykolwiek, nie wspominając już nawet o tym najświeższym okresie, trwającym odkąd została jego zastępcą, była normalna? 
— Coś się stało? — Był wyraźnie zaskoczony. Bywała dla niego chłodna, potrafiła na niego warknąć, lecz może rzeczywiście tym razem miała w sobie jeszcze więcej jadu niż zazwyczaj. Nie powinien się jednak dziwić, nie po tym, co jej zrobił.
— Nie o to chciałeś zapytać, prawda? — Dopiero teraz na niego spojrzała. Kiwnął głową. — W takim razie nie uciekaj, proszę, od właściwego tematu. — Udało jej się nieco opanować nerwy, lecz wciąż nie była w stanie właściwie spojrzeć mu w oczy. Szybko spuściła więc wzrok, udając, że rosnąca przed nią kępka nieco pożółkłej już trawy jest czymś niezwykle interesującym.
— To może poczekać. Widzę, że coś cię gnębi. — Usiadł tuż obok niej. Odsunęła się nieco, nie chcąc, by nawet końcówki kosmyków ich sierści się ze sobą stykały. — Co się stało?
— Ty się stałeś — warknęła, nie potrafiąc już utrzymać swoich nerwów na wodzy. — Ty i tamta przeklęta noc kilka tygodni temu.
— Nie rozumiem. Jaka no... — urwał, najwyraźniej sobie przypominając. Tak, szalenie pocieszające było to, że udało mu się to już wyprzeć z pamięci. — Och — szepnął, wytrącony z równowagi, lecz po chwili wrócił do bycia „odpowiedzialnym panem liderem”. — Już o tym rozmawialiśmy. A raczej ty na mnie warczałaś, że to nic nie znaczyło, mam zapomnieć i więcej się do ciebie nie zbliżać. W czym więc problem?
Jaka ona była wtedy głupia. Jakby zamieniła się z jakimś uczniakiem na głowy. Powinna była odpuścić sobie wtedy ten wieczorny spacer. Gdyby spała już spokojnie, nie spotkałaby w drodze powrotnej do obozu Ciemnej Gwiazdy. Nie zaczęłaby z nim wtedy rozmawiać, znacznie swobodniej niż zazwyczaj, zapominając na chwilę o tym, że są liderem klanu Ciemnych i jego zastępcą czy o tym, jak wyglądał początek ich znajomości. Znaleźli jakieś ciemne pomieszczenie w tej części ruin, w którą nikt zazwyczaj się nie zapuszczał. Tam rozmawiali dalej, o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie, oboje śmiejąc się z jakiegoś żartu rzuconego przez któreś z nich, spojrzeli sobie w oczy. Nie była pewna, co się wtedy wydarzyło, dlaczego przestali się śmiać, a zaskakująco szybko przeszli do... cóż, do czegoś innego, co stało się powodem aktualnych problemów Białej. Najprawdopodobniej była to składowa towarzyszących im ostatnio emocji, stresu związanego z ich rolami w klanie i, po prostu, zwykłych pierwotnych instynktów, które kazały im się rozmnożyć, przedłużyć gatunek.
Tęcza nigdy nie chciała przedłużyć gatunku, zwiększyć liczebności klanu w jakikolwiek inny sposób niż wtedy, kiedy sama do niego dołączyła. Gwiezdni postanowili jednak zaśmiać się jej prosto w pysk.
— Biała? — Najwyraźniej milczała zbyt długo, budząc u Ciemnego zniecierpliwienie. — W czym problem? — powtórzył swoje ostatnie pytanie.
— Och, nie, nie ma żadnego problemu — zaczęła głosem zaskakująco słodkim jak na stan emocjonalny, w którym się znajdowała. Wstała powoli i spojrzała mu prosto w oczy. — Po prostu, tak jak już ustaliliśmy, nie zawracaj mi głowy, gdy nie chodzi o sprawy klanu. Nie zbliżaj się też do moich szczeniąt. Są moje, jasne? Nie masz z nimi nic wspólnego. — Nie chciała musieć nazywać żadnych młodych swoimi, lecz jeszcze bardziej nie mogła znieść myśli, że w tym samym czasie nazywałyby go one „tatą”, a to wszystko jedynie przez jeden mały błąd w jej życiu. — Im wciśnie się jakąś bajkę o tym, co stało się z ich ojcem albo o cudzie wywołanym przez samych Gwiezdnych, dzięki któremu w ogóle żaden nie był potrzebny do ich wykreowania. Ty możesz się jedynie od czasu do czasu pobawić w „dobrego wujaszka lidera”, ale nic poza tym. Rozumiemy się? — Nie warczała, nie krzyczała. Mówiła powoli i wyraźnie, dobitnie, względnie spokojnie.
— Twoje... Twoje szczenięta? — wychrypiał samiec, jakby ignorując całą resztę jej wypowiedzi. A może rzeczywiście myślami zatrzymał się na jej początku?
Nie miała zamiaru mu odpowiadać. Już po chwili mógł oglądać co najwyżej jej ogon znikający gdzieś w głębi ruin. 
 [1784 słowa: Biała Tęcza otrzymuje 17 Punktów Doświadczenia]
Biała Tęcza jest w ciąży

2 komentarze:

  1. tenebris, po tym jak ciemny kieł powołała się na klauzulę sumienia żeby odmówić białej tęczy aborcji i zasilić klan o borsucze skrzywdzone psychicznie dziecko wychowywane w toksycznym środowisku wraz z załamaną matką po urodzeniu piątki kaszojadów i ojcem którego dzieci nie obchodzą: stonks

    OdpowiedzUsuń