Coraz bardziej zaczynam wierzyć w to, że wpadanie w kłopoty to moje hobby. A może nie tyle moje, co raczej Ciemnego Kła — podobno z kim się zadajesz, takim się stajesz, i chociaż przysłowia do tej pory uważałem za stek bzdur umoralniający na siłę, to teraz zaczynam widzieć w tych słowach większy sens. Moja skłonność do tworzenia tysiąca planów na wszelki wypadek legła w gruzach wraz z pojawieniem się przede mną czekoladowowłosej suki, która postanowiła za wszelką cenę utrudniać mi życie.
Nie czuję ani krztyny lojalności wobec kotów. Być może i by tak było, gdybyśmy faktycznie byli ich mesjaszami. Ale ja nie jestem Gwiezdnym, ba, nawet nie interesują mnie historyjki na temat duchów. Nie rozumiem, dlaczego medyczka postanowiła faktycznie im pomóc, jeśli rzekome błogosławieństwo w psiej postaci jest jedynie kłamstwem wymyślonym na poczekaniu. Minusy przeważają plusy, więc po co zgrywać bohatera w zasadzie tylko po to, aby uratować swój względny honor?
Widząc przed sobą brązowy pysk, nachalnie próbujący mnie obudzić, nagle zaczynam przywracać swoją wiarę w Gwiezdnych, modląc się, żeby wszyscy dali mi już spokój. Uchylając powieki, mam nadzieję, że zobaczę znajomy kąt mojej medycznej nory, ale zamiast tego widok zasłania mi moja towarzyszka, no i niezbyt urodziwa miejscówka tych pchlarzy, w której oboje ledwo się mieścimy.
Przypatruję się Ciemnemu Kłowi, mając nadzieję, że to, co przed chwilą do mnie powiedziała, było tylko snem. Suka wygląda na zmotywowaną do przesądzonej już walki, z podejrzanie obcym błyskiem w oku i przyspieszonym ruchem wiecznie żywego ogona.
— Może to ja się czegoś nawąchałem — mamroczę, przeciągając się na twardym posłaniu. — Zmieniłaś już zdanie? Możemy wracać do domu?
— Ucisz się, bo myszozjady nas usłyszą.
Brzmi inaczej. Mam wrażenie, że w inny sposób niż zawsze akcentuje wyrazy, choć wypowiedziała ledwie kilka słów. Coś w jej zachowaniu budzi mój niepokój, tym bardziej że ciągle nie wiem, jaki genialny plan wymyśliła przez noc medyczka, że nagle zaskakująco się obudziła.
— Zatem wymyśliłaś jakiś sprytny plan? — dopytuję podejrzliwie. — Tak się składa, że zastanawiałem się nad tym całą noc. — Ziewam, dodając sobie wiarygodności, choć w rzeczywistości zasnąłem w kilka sekund od ułożenia łba na legowisku. — Mój świetny, błyskotliwy, prekursorski, innowacyjny plan brzmi: odwrót. Obmyśliłem go, rzecz jasna, bardzo dokładnie. Wiesz, robimy kilka kroków na wschód, potem kilka w prawo, a potem wiejemy ile sił w łapach.
Ciemny Kieł krzywi się, marszcząc nos gniewnie.
— Bez chaosu nie będzie zabawy — prycha, popychając mnie głową ku wyjściu. — Nie mamy czasu. Im szybciej to załatwimy, tym lepiej.
— Nie ma mowy, nawet się jeszcze nie obudziłem — jęczę, teatralnie opadając na ziemię. — Tylko lunatykuję. Dobranoc.
Medyczka boleśnie uderza mnie machnięciem łapy w pysk. W tym momencie z całego serca pragnę, aby moje wcześniejsze groźby o tym, że zostanie jako pierwsza pożarta przez Bestię, wkrótce się ziszczą. Może opcja oddania się prosto w łapy Dwunogów wcale nie brzmi tak źle? Przynajmniej wreszcie skończy się ta cholerna wyprawa. Litości, wolałbym, żeby sierściuchy pożarły mnie żywcem, niż żeby przeżyć kolejny dzień razem z Ciemnym Kłem.
Zdesperowanej suce całą drogę do celu nie zamyka się pysk. Wymykamy się z obozowiska klanu Wschodu o wiele za wcześnie, bo dopiero nieliczne koty zbierają się z rana na patrol. Niespecjalnie zwracają uwagę na dwójkę psów, którzy postanawiają wybrać się na pewną śmierć.
Przez większość czasu wyłączam się, kompletnie nie słuchając towarzyszki, choć zapewne powinienem, bo gdzieś na początku tego monologu zaczęła gadać coś o krwawej jatce z Dwunożnymi, a kiedy byliśmy już na miejscu, bardzo donośnie zdawała mi recenzję hot dogów ze śmietnika obok plaży.
Tam nawet nie muszę się wyłączać, żeby jej nie słuchać… albo raczej nie słyszeć, bo te cholerne Bezwłose kreatury postanowiły ryczeć swoimi Potworami na tyle głośno, że momentalnie budzą mnie ze snu na jawie. Wykrzykują coś do siebie porozumiewawczo, ale ja uważniej niż im, bo do tego widoku przyzwyczaiłem się już w mieście, przyglądam się Ciemnemu Kłowi. Jej jasnobrązowe oczy błyszczą, jakby właśnie zobaczyła wcześniej wspomnianego hot doga, a nie okazję do rozróby.
— Podobno jakaś fundacja ochrony zwierząt zaoferowała się, że przeszukają las i postarają się wyłapać parę kotów — słyszymy najbliżej stojących nas Dwunożnych. — Rakarz wkrótce przyjedzie. Część ma pójść do uśpienia. Drożej wyjdzie, niż gdy ostatnio przejechaliśmy jednego.
— Słuchaj, Bezgwiezdny — Ciemny Kieł zwraca na siebie moją uwagę. — Wiem, że jesteś trochę chuchrem, więc spokojnie, zajmę się tym. Ty postarasz się odwrócić ich uwagę, a ja zajdę od tyłu i…
Moje oczy rozszerzają się ze zdziwienia.
— W żadnym z naszych planów nie było tego, że mamy zabić Dwunożnych.
— To prawda, dlatego powstał nowy plan.
Choć wydaje mi się to absurdalne, zaczynam mieć wrażenie, że w ciągu ostatniej nocy ktoś podmienił stojącą przede mną sukę. Być może to ja nie przejrzałem dobrze jej osobowości do tej pory? Jednak jej nagła zmiana nastawienia z pacyfistycznego chronienia istot żyjących do chęci mordu na pozornie niewinnych bipedalnych jest nieco… dziwna.
— Nie, to jest twój plan. Nie omówiłaś go ze mną. Jak mam wziąć w nim udział bez przygotowania? Zrobimy po mojemu. Przejdziemy obok nich jakby nigdy nic, wrócimy do naszych obozów, po czym zapomnimy o całej tej wyprawie. A wszystko to bez mordowania nikogo. Jasne? — Zapominam dodać „bez mordowania nikogo OPRÓCZ gliniarza naściennego i szefa mafii pająków”.
Nie czekam na jej odpowiedź. Wymijam sukę, kierując się w przeciwną stronę do wskazanej, przepychając pomiędzy krzakami i omijając wszystkich Bezwłosych po drodze. Ku mojemu zdziwieniu, Ciemny Kieł nie rusza za mną. Zazwyczaj, kiedy to ja przejmowałem kontrolę nad sytuacją, moja towarzyszka nie miała wyboru, jak tylko się poddać. Zastanawia mnie, jak bardzo musi być zdesperowana, żeby działać w pojedynkę. Może pchlarze faktycznie ją czymś naćpali?
Do moich uszu dobiega charakterystyczny dźwięk zamykania Potwora. Odwracam się w tamtą stronę, a moje ciało przebiega dreszcz niepokoju — większego, niż w przypadku Bestii, bo doskonale wiem, co ten widok oznacza. Znajoma furgonetka zatrzymuje się nieopodal miejsca przewróconych drzew, a z niej wychodzi również nie do końca obcy mi Dwunożny.
Krótko potem rozlega się warkot Ciemnego Kła, poprzedzany nerwowymi krzykami. Biegiem zawracam, wypadając na plac, gdzie widzę ciemnowłosą sukę atakującą groźnym warczeniem jakiegoś Dwunoga, który wrzeszczy przeraźliwie i wszelkimi sposobami próbuje się wycofać. Jego odważniejsi towarzysze nie szczędzą suce bólu, kopiąc ją po żebrach, ale adrenalina w krwi medyczki zwiększa się na tyle, że wydaje się w ogóle nie zwracać na ból uwagi.
Zaraz za nią czai się on. Hycel. Z tym swoim długim kijem, którym wciąga zwierzęta do swojego Potwora i nigdy ich nie zwraca. Skoro ja i Ciemny Kieł przeżyliśmy już całą tę przygodę i dalej żyjemy, to jakkolwiek nielogicznie to nie brzmi, nie pozwolę, żeby ktoś teraz zabrał mi moją towarzyszkę sprzed nosa, zanim nie dostarczę jej klanowi Tenebris całą i zdrow— nie, przynajmniej żywą. Niekoniecznie całą i niekoniecznie zdrową.
Biegnąc w stronę pobojowiska, kątem oka widzę, jak Hycel wbija coś ostrego w ciało Ciemnego Kła, po czym nie mija dłuższa chwila, a suka pada nieprzytomna na ziemię. Rozzłoszczony, tym razem ja rzucam się na Hycla, wtapiając kły w jego kostkę. Nie tym razem, koleżko, jeśli ktoś ma zrobić krzywdę mojej towarzyszce, to z całą pewnością będę to ja, w nagrodę za to wszystko, w co mnie wpakowała.
Coś wbija mi się pod skórę, a niedługo potem dopada mnie senność. Co jest, Leonis? Jesteś zmęczony? W takim momencie? Opadam z sił, półprzytomny opadając obok Ciemnej.
<Ciemny Kle? Powodzenia w wyciągnięciu nas z tego>
[1187 słów: Leonis otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz