Wróciliśmy z kotami do ich obozu. Pierwszy raz cieszyłam się z mojej wady ogona, bo w przeciwnym razie zdecydowanie by oklapł, zdradzając kotom moje przerażenie. Leżeliśmy teraz na osobnych posłaniach z liści pod drzewem. Koty nie miały legowisk, w których zmieściłby się pies, więc uczniowie dostali za zadanie wybudować improwizowane posłania. Jak niby mamy walczyć z Dwunożnymi? Oni są niepokonani! Mają w ogóle jakiś naturalnych wrogów? Nawet jeśli, to kiedy zaczniemy szukać bestii będącej w stanie zagrozić Dwunożnemu, wpadniemy w jeszcze większe tarapaty.
— Jakieś pomysły? — szepnęłam do Leonisa.
— Tylko jeden — mruknął Bezgwiezdny. — Kiedy tylko odwrócą od nas wzrok, dajemy dyla.
Zawahałam się. Leonis miał chyba najrozsądniejszy pomysł. Nie ma co się bawić w bohaterów, kiedy i tak wiemy, że w niczym nie pomożemy, a jedynie sami się zabijemy. Ale, zaczęłam współczuć tym kotom. To nie ich wina, że przyczepili się do nich Dwunożni. A my daliśmy im nadzieje. Czy podarowanie komuś nadziei i odebranie jej, jakby nic nie znaczyła, nie jest największą zbrodnią?
— Te koty dają nam pożywienie i schronienie — powiedziałam. — Nierozsądnie będzie tak szybko z tego rezygnować. Zostańmy kilka dni, zobaczmy, jak się sytuacja rozwinie. Może będziemy mieli szczęście? Konar drzewa spadnie na Dwunożnych, koty uznają, że to dzięki nam i pokażą nam wschód.
— Oszalałaś, do stu Dwunożnych? — warknął z irytacją Leonis. — Nie wierzę, że to mówię, ale musimy jak najszybciej wrócić do klanów. Koty zrobiły nam najtwardsze legowiska świata, a mięso jest w tych terenach włókniste i twarde.
— A jak odejdziemy to będziemy musieli żyć na szczurach i leżeć na jeszcze twardszej ziemi — syknęłam. — Prawda, mamy problem z Dwunożnymi, ale nawet oni muszą mieć jakieś słabości.
Leonis parsknął z niesmakiem, po czym zorientowałam się, że zasnął. Postanowiłam zrobić to samo. Dokończymy dyskusje rano. Ledwie położyłam głowę, zobaczyłam... Och nie, tylko nie on.
— Masz rację — powiedział Orzechowe Oko. — Dwunożnych można się pozbyć. Wielokrotnie zagryzłem kilka osobników. Nie chwaląc się, kilku nie przeżyło spotkania ze mną.
— Odejdź – warknęłam przez zęby. — Daj mi spać.
— Nie wierzysz? – zaśmiał się Orzechowe Oko. – Zapytaj matki. O ile uda ci się z nią nawiązać kontakt.
— Nie potrzebuję pomocy! — skoczyłam na niego, ale moje zęby przeleciały przez niego jak przez powietrze i upadłam na bok.
— Uparta jak zawsze — parsknął mój ojciec, pomagając mi wstać. — Nie wygląda na to, abyś sobie radziła.
— Co więc proponujesz? — mruknęłam. — Nauczysz mnie z nimi walczyć? Zabijać? Odbierać innym istotom życie? Jestem medyczką, pamiętasz?
— Cóż. — Zobaczyłam na pysku Orzechowego Oka błysk rozbawienia. — Istnieje pewna... ceremonia. Jeśli żywy pies wyrazi na to zgodę, martwy pies może przejąć jego ciało. Obiecuję nie zabić Dwunożnych, tylko ich przepędzić. A cokolwiek zrobię, będzie to moją zasługą czy, jak uważasz, winą. Ty nie będziesz miała z tym nic wspólnego.
— Jeszcze czego! — warknęłam, po czym się zawahałam. — Po tym wszystkim wyjdziesz ze mnie, prawda?
— Przysięgam — zawołał Orzechowe Oko.
— Jak to będzie wyglądać? — spytałam.
— Zachowasz świadomość i będziesz mogła mówić — uśmiechnął się Orzechowe Oko. — Ale usłyszę cię tylko ja lub medycy. Trochę, jakbyś była Gwiezdnym. Ja z kolei, przejmę kontrolę nad twoim ciałem. Będę mógł mówić zarówno swoim, jak i twoim głosem. Właściwie to już chyba wszystko.
— Nie zaatakujesz kotów? — westchnęłam.
— Nie jestem głupi syknął z urazą.
— Skąd będę miała pewność, że odejdziesz, gdy zrobisz co masz zrobić? — zawahałam się.
— Musisz mi zaufać — zaśmiał się mój ojciec.
Ugryzłam się w język z irytacją. Zaufanie to ostatnie, co miałam dla mojego ojca. Ale nie miałam złudzeń, że bez niego nie poradzimy sobie z Dwunożnymi. A czułam, że mimo mojej niechęci, rzeczywiście zaatakuję tylko Dwunożnych, nie krzywdząc kotów. Jest niebezpieczny, ale nie szalony. Wie, że nic mu z tego nie przyjdzie, a rzucanie się na stado kotów to nie jest najmądrzejsza rzecz świata. Jeśli z kolei pójdę z nim na ten układ, to mogę wskazać Leonisowi drogę do domu. Koty na pewno nagrodzą nas wskazując kierunek. Poza tym, nie mogę zostawić tych futrzaków na pastwę Dwunożnych, nawet, jeśli jesteśmy naturalnymi wrogami.
— Zgoda. — Skinęłam z wahaniem głową. — Orzechowe Oko... Zgadzam się, abyś mnie opętał.
Pies uśmiechnął się w wyższością, a mnie przeszły ciarki. Już zaczęłam żałować tego, co zrobiłam. Jak mogę ufać temu potworowi, że pokornie zrobi, o co go proszę, zamiast wesoło skorzystać z powrotu do żywych, próbując odzyskać przeze mnie władzę? Nie było jednak już odwrotu. Zobaczyłam, jak mój ojciec się rozmywa, po czym nastała ciemność.
Obudziłam się. Miałam zamiar spokojnie wstać, przeciągnąć się i obudzić Leonisa, dając mu znać, że nie ma czasu do stracenia, ponieważ mamy poważną robotę. Zamiast tego, od razu skoczyłam na równe łapy, po czym popchnęłam pyskiem Leonisa.
— Wstawaj Bezgwiezdny. — zawołałam z entuzjazmem. — Mamy kilka Dwunożnych do zagryzienia. Ja ich nauczę trzymać się z daleka od nas i tych myszozjadów a ty patrz i się ucz.
Leonis przewrócił się tylko na drugi bok, chowając głowę pod łapami i dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru się ruszać.
— Zabij mnie — mruknął cynicznie. — Mam już dość tej wyprawy.
— Da się załatwić — powiedziałam, podnosząc łapę do ciosu, nie chcąc wcale tego robić. Zrozumiałam, że kieruje mną Orzechowe Oko.
— Nie — warknęłam. — Tak się tylko teraz mówi. On nie chce ginąć.
Jesteś pewna? Usłyszałam telepatyczne pytanie. Współczesne psy są dziwne. Ale nieważne. I tak nie narzekam na niedobór ofiar.
Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Trudne wyzwanie przede mną. Liczę tylko, że Leonis mnie nie znienawidzi przed niego. Po chwili medyk wstał, otrząsnął się i spojrzał na mnie z niepokojem.
— Dziwnie się zachowujesz. — stwierdził. — Nawąchałaś się w nocy jakiś ziół?
<Leonisie?>
[887 słów: Ciemny Kieł otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
„— Wstawaj Bezgwiezdny — zawołałam z entuzjazmem. — Zesrałeś się."
OdpowiedzUsuńboże wciąż mnie to bawi to poziom podstawuwy
Usuń