26 listopada 2020

Od Białej Zamieci CD Wojowniczej Łapy

Młody samiec wbijał wzrok w martwe zwierzę jeszcze przez kilka chwil. Nie spojrzał nigdzie indziej, nie rozejrzał się, gdy za jego plecami rozległ się głośny huk spowodowany najpewniej przez Dwunożnych. Obserwowałam go cierpliwie, czekając, aż zacznie jeść. Być może nawet nie ruszy tej wiewiórki, lecz lepiej byłoby dla niego, gdyby ją zjadł. Dodatkowo wygląda na ucznia.
Westchnęłam cicho, dostrzegając, że pies nie drgnął nawet na centymetr. Jego łeb wisiał swobodnie, a jasne oczy wbite wciąż były w ciało martwej wiewiórki. Chciałam coś powiedzieć, pospieszyć go lub zachęcić do jedzenia, jednak blokowała mnie nieznana mi siła. Jakby na moim grzbiecie siedziało coś, co mi szeptało do ucha, bym dała mu spokój i poczekała. I może to byłoby lepsze. Nie wiem, jak mogłabym mu pomóc.
— Wiesz, jak nie chcesz jeść, to nie musisz.
Pies uniósł delikatnie łeb, by na mnie spojrzeć. Najwyraźniej czekał na moje pozwolenie. Poczułam się z tą myślą niezwykle dziwnie, zważając na fakt, że to moim pomysłem było uraczenie samca świeżo upolowanym jedzeniem.
— Spokojnie — zaśmiałam się nerwowo, czując na sobie dalej ten sam wzrok. — Naprawdę nie musisz tego jeść... oczywiście, jeśli nie masz ochoty.
Wilczy pies zawiesił łeb, ponownie wbijając wzrok w truchło. Jego pysk delikatnie się otworzył, jakby chciał coś powiedzieć do tej wiewiórki. Skrzywiłam się, lecz nic nie powiedziałam. Przechodził przez jakiś trudny okres w swoim życiu. Nie wiem, co się stało, jednakże, czy normalny pies czułby się tak pusto, jak pewnie czuje się Wojownicza Łapa? Śmiałam w to wątpić. Jeszcze nie tak dawno rozmawiałam z liderką mojego klanu. Ufała mnie, a ja jej. Wydawała się tryskać energią. I tutaj ważne jest słowo "wydawała". Potem niespodziewanie obiła mi się informacja o uszy, że zginęła śmiercią samobójczą. Zrobiło mi się momentalnie smutno, gdy raz jeszcze spoglądnęłam na młodego psa, jeszcze uczniaka.
— Wojownicza Łapo. — Zerwałam się na równe łapy. — Nie będziemy tutaj tak bezczynnie siedzieć.
Samiec drgnął delikatnie, gdy wypowiedziałam słowo "bezczynnie".
— Wstawaj i zostaw tę wiewiórkę. — Zaszłam go od tyłu. — Zostaw, mówię. Ktoś inny skorzysta i ją zje.
Wojownicza Łapa nie chciał się jednak ruszyć. Uparł się, by siedzieć nad krwawiącym truchłem małego zwierzęcia. Dodatkowo szeptał coś do siebie.
— Nie daj się prosić — jęknęłam. — Znam jedno bardzo ładne miejsce. Zaprowadzę cię tam.
Wojownicza Łapa powoli wstał, prychnął cicho pod nosem i poszedł przodem, nie zwracając na mnie uwagi. Zdezorientowana stałam przez moment, obserwując oddalającego się samca. Trochę mi zeszło, nim wróciłam do świata żywych i do niego podbiegłam.
— Lubisz kwiaty? — zapytałam. — Bo ja kocham. Kocham kwiaty, bo są bardzo ładne. Mają ciekawe kształty.
Pies szedł tuż przy moim boku. Przez moment nawet przypomniał mi mojego brata, który był o wiele mniej rozmowny, niż ja. Zawsze to ja gadałam, zadawałam pytania. Mój brat był bardzo cichy i skryty. Wojownicza Łapa wyglądał teraz zupełnie jak on. Oczy, uciekające gdzieś na boki, ociężały chód oraz niespokojny oddech. Może zabrzmi to trochę egoistycznie, być może dam wrażenie siostry, która miała w dupie swoją jedyną rodzinę, aczkolwiek pogodziłam się już dawno ze stratą brata. I o nim zapomniałam. A ten uczniak zaczynał mi go przypominać.
— Wojownicza Łapo — odezwałam się, by stłumić w sobie powoli rosnące emocje — jadłeś kiedyś jedzenie Dwunożnych?
Samiec westchnął.
— Być może jadłem.
Zamerdałam ucieszona ogonem na fakt, że się w końcu do mnie odezwał. Moje próby nawiązania kontaktu nie poszły na marne. Może uda mi się go zachęcić do dalszej rozmowy.
— To pewnie wiesz, jakie to dziwne w smaku — mruknęłam. — Jak oceniasz?
— Śmierdzące.
Zamyśliłam się. Tak, zdecydowanie miał racje. Jedzenie Dwunożnych śmierdzi.
— Jadłam jakiś czas temu coś długiego. Nie wiem, co to było, ale w środek wetknięte było mięso. Bardzo smaczne, ale tak jak mówisz — śmierdzące — zaśmiałam się. — Jadłeś coś, co nie było śmierdzące? Ogólnie to rzadko kiedy kuszę się, by kraść od Dwunogów jedzenie. Wiesz, wydają się mili, ale gdy ich zdenerwujesz, ukazują swoją prawdziwą naturę — westchnęłam, jakby ten niepodważalny fakt miał zniszczyć całe moje życie. — No to, Wojownicza Łapo, co myślisz? — Odwróciłam się, by raz jeszcze spojrzeć na uczniaka, jednak nie ślad po nim zniknął. Wyparował.
Rozejrzałam się nerwowo, szukając go wzrokiem, jednak nigdzie nie zauważyłam tego charakterystycznego, wilczego futra.
— Wojownicza Łapo?! — krzyknęłam.
Odpowiedział mi tylko szelest liści. W tym miejscu rzadko kiedy spotyka się Dwunożnych. Właściwie, są tak samo rzadcy, jak biały puch w Porę Zielonych Liści. A po uczniaku, z którym przed chwilą próbowałam nawiązać kontakt, zaginął ślad. Prawie tak, jakby... jakby coś go spłoszyło. Nie, nie, to zbyt proste. Nie wyglądał na typa, którego mogłoby coś spłoszyć. Bardziej, jakby... coś odwróciło jego uwagę na tyle, że postanowił za tym pójść. To jednak nie mogła być potencjalna ofiara. Nie chciał w końcu zjeść upolowanej przeze mnie wiewiórki. W takim razie, gdzie on, do cholery, jest?
— Dzieci są urocze, ale nie takie duże — warknęłam do siebie. — Chociaż w sumie on już raczej nie jest dzieckiem.
Postanowiłam podejść do ciekawie wyglądającego budynku i spróbować odnaleźć tam uczniaka. Nie wiem, co mnie właściwie pokusiło, by wybrać akurat ten brudny kawał kamienia. Serce oraz intuicja podpowiadało mi, że właśnie tam go odnajdę.
Schyliłam się, by zacząć węszyć przy ziemi. Wyczułam zapach Wojowniczego, jednak nigdzie w pobliżu go nie było. Ten zapach był silny, co mogło oznaczać, że był tutaj minutę wcześniej... może nawet mniej. Zamyślając się tak i próbując odgadnąć, gdzie podział się mój poznany niedawno towarzysz usłyszałam głośny pisk.
— Kto się do cholery tak drze. Nie mogę się skupić.
I wtedy, jakby moje słowa okazały się tymi magicznymi, kilkanaście metrów ode mnie dostrzegłam Wojowniczego, który nerwowo się rozglądał. Chwilę stał, aż w końcu rzucił się do biegu za czymś, co... chyba było innym psem.
<Wojowniczy?>
[915 słów: Biała Zamieć otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz