22 listopada 2020

Od Ciemnego Kła CD Leonisa

Cały czas śledziłam rozwój sytuacji, choć nie mogłam zareagować. Orzechowe Oko całkowicie przejął nade mną kontrolę i ta niemoc mnie przerażała. Jednak, przerażenie wywołane niemocą było niczym w porównaniu z tym, kiedy zorientowałam się, że Orzechowe Oko poległ. Nie pokonał Dwunożnych i na dodatek sam dał się złapać. Nie, to nie było przerażenie. To była wściekłość. Jak ten dumny, waleczny pies, który doprowadził do niepotrzebnej śmierci tylu szlachetnych wojowników, mógł dać się podejść zwykłym Dwunożnym? Widziałam teraz ciemność. Orzechowe Oko wyraźnie spał. W jaki sposób pozwolił się tak łatwo unieszkodliwić, było dla mnie nie do pojęcia, ale choć widziałam wszystko z jego perspektywy, nie odczuwałam jego bólu w czasie walki.
— Orzechowe Oko! — zawołałam. — Orzechowe Oko, obudź się. Muszę zobaczyć, co się stało.
Przez chwilę nic się nie działo, po czym zdałam sobie sprawę, że mój ojciec się poruszył i szybko zamrugał. Dopiero teraz zdołałam obeznać się z sytuacją. Było gorzej, niż myślałam. Dwunożni nas gdzieś uwięzili. Byłam w klatce na jakieś półce. Bezpośrednio naprzeciwko mnie, uwięzionego w dokładnie taki sam sposób co ja, zobaczyłam Leonisa.
— I spójrzcie, kto tu się obudził — warknął z urazą drugi medyk. — Nauczyłaś się dzisiaj czegoś mądrego? Na przykład, aby nie rzucać się na Dwunożnego, bo można skończyć w takiej sytuacji, w której się właśnie znaleźliśmy?
— Nie marudź, Bezgwiezdny — ziewnął Orzechowe Oko. — Musisz się nauczyć być... elastycznym. Przystosować się do otoczenia. Wszystko wedle planu. Dostaliśmy się do ich kryjówki. Teraz tylko musimy wydostać się z tych pudeł i ją spenetrować.
Parsknęłam śmiechem ze zrezygnowaniem. Wiedziałam, że Orzechowe Oko nie miał żadnego planu, tylko udawał pewnego siebie, aby zrobić wrażenie na Leonisie. Czyżby wielki wojownik i najcichszy zabójca próbował zaimponować medykowi Bezgwiezdnych?
— Cicho bądź — usłyszałam myśli Orzechowego Oka. — Medyk Bezgwiezdnych czy przywódca Flumine, zapamiętaj, że każdego trzeba nauczyć szacunku do swojej osoby.
Następnie, mój ojciec cofnął się do samego brzegu klatki. Na początku nie wiedziałam, co zamierza zrobić, ale kiedy wreszcie zrozumiałam jego zamiar, spanikowałam.
— Nie rób tego — syknęłam. — To najgłupsza rzecz, jaką możesz teraz zrobić.
Było już za późno. Orzechowe Oko zaszarżował na pręty klatki, po czym upadł na bok z wyraźnym cierpieniem. Nie czułam jego bólu, ale wiedziałam, że tylko siłą woli powstrzymuje się przed zawyciem.
— Ty naprawdę postradałaś zmysły w czasie naszej podróży. — Ku mojemu zaskoczeniu, w głosie Leonisa wcale nie było drwiny, a... współczucie.
Orzechowe Oko wstał i otrzepał się, starając się zachować resztki dumy. Nie czułam jego bólu, a jedynie emocje. I wiedziałam, że czuje niepokój przed własną niemocą i boi się skompromitować. Litości, to nie twój kłopot, a mój. Co oni w ogóle robią z psami? Zamieniają w swoje pieszczoszki, czy od razu zabijają? O nie, ja się nie dam zmienić w pieszczoszka. Po moim trupie.
— Orzechowe Oko — zwróciłam się do ojca. — Muszę porozmawiać z Leonisem. Bądź moim mediatorem.
— Ciemny Kieł chce z tobą porozmawiać — powiedział do Leonisa, a widząc niezrozumienie na pysku Bezgwiezdnego, zaśmiał się. — Nie, nie jestem nią. Spodziewałem się, że nawet mimo twej słabej wiary domyślisz się, co tu się dzieje. Witaj, nazywam się Orzechowe Oko i jestem ojcem Ciemnego Kła. Zgodziła się, abym ją opętał i pomógł wam z Dwunożnymi.
Pamiętacie, jak wspominałam, że jestem wściekła na ojca? Nie wiedziałam wtedy, czy mogę jeszcze bardziej go nienawidzić. Teraz się dowiedziałam. Można. Jak on śmiał zrobić ze mnie jeszcze większą wariatkę. Pozostała mi tylko nadzieja, że Leonis, mimo że jest Bezgwiezdnym, uszanuje moją wiarę.
— Jak wrócimy do klanów — szepnął tak cicho, że prawie do siebie Leonis — to osobiście pójdę do Ciemnej Gwiazdy i poproszę go o to, aby odesłał cię do Starszyzny.
— Leonis, musimy porozmawiać — syknęłam. — Jesteśmy w poważnych tarapatach, wiem. Jeśli będziemy współpracować, to może uda się nam uciec.
— A to dobre — parsknął Orzechowe Oko. — Ciemny Kieł mówi, że powinniśmy wszyscy się złapać za łapki i śpiewać piosenki o przyjaźni.
— Nie parafrazuj mnie — warknęłam. — Współpraca to co innego. Przekaż mu wszystko słowo w słowo.
Leonis już się cofał. Nie dziwiłam mu się. Mnie już od dawna mój zmarły ojciec działał na nerwy. Z drugiej strony, gdyby żył, to byłyby z nim znacznie większe kłopoty. Orzechowe Oko westchnął z rezygnacją i przekazał wszystko Leonisowi. Zaczęłam się zastanawiać, czemu Orzechowe Oko wciąż mnie opętuje.
— Umawialiśmy się — usłyszałam. — Odejdę dopiero wtedy, gdy pomogę wam z Dwunożnymi. I nikt ani nic nie sprawi, że odejdę wcześniej.
Nim Leonis zdążył odpowiedzieć na moją ofertę współpracy, przyszedł Dwunożny. Otwierał każdą klatkę i wkładał coś do środka. Kiedy doszedł do mnie, Orzechowe Oko wyraźnie się spiął. Wiedziałam, co chce zrobić i choć czułam, że to nic nie da, dałam mu zrobić, co zamierzał. Wyskoczył z klatki, po czym bardzo szybko się zorientował, że jego klatka leżała dość wysoko. Upadł i nim zdążył stanąć na łapy, Dwunożny znów go złapał.
— Głupi kudłacz — zaskrzeczał Dwunożny, choć go nie rozumiałam. Oni w ogóle wiedzą, że to, co robią, nam się nie podoba? Dla nich to może zwykła zabawa?
Dwunożny odszedł wsypać to coś do pozostałych klatek, a Orzechowe Oko powąchał, co to jest.
— Fuj — warknął. — Jedzenie pieszczochów. Gorzej być nie może.
— Ej, a wy może przestalibyście wrzeszczeć na całego Potwora — usłyszałam głos z dołu. — Niektórzy tu próbują jeść. Niewykluczone, że to będzie nasz ostatni posiłek.
Nie wiem czemu, ale byłam pewna, że jesteśmy tu sami z Dwunożnymi. Nie spodziewałam się innych więźniów. Jednak obecność innych podniosła mnie na duchu.
— Mówcie sobie co chcecie, ale ja nie zamierzam tego jeść — usłyszałam inny głos. — Długo tu nie pożyję, ale nie zamierzam dać Dwunożnym tej satysfakcji, aby moim ostatnim posiłkiem była jakaś papka, co nawet nie wygląda jak mięso. Mam swoją godność.
— Kto tu jeszcze jest? — zawołał Leonis.
— Jestem Słoneczny Wzrok — powiedział pierwszy głos. — Wojowniczka klanu Wschodu. A ten drugi to Lisi Krok. Również wojownik.
— A ja nazywam się Sosenka — zawołał cieniutki głosik, a ja zdałam sobie sprawę, że futro Orzechowego Oka się nastroszyło.
— Trzymają tu kociaki — warknął. — Nawet ja nie krzywdziłem młodych. Dwunożni muszą być prawdziwymi bestiami.
— Jestem Leonis — przedstawił się Bezgwiezdny. — A tam jest Ciemny Kieł aka Orzechowe Oko.
— Macie jakiś pomysł, jak stąd uciec? — spytała z nadzieją w głosie Słoneczny Wzrok.
Mimo wyraźnej nadziei w głosie kotki czułam, że straciła już wolę walki. Jednak Lisi Krok zachował siłę, która nie pozwoliła mu się poddać. Czuł, że jak już zginąć, to jak wojownik, a nie pieszczoch. Podobało mi się to nastawienie. Dało mi to też pewien pomysł.
— Orzechowe Oko — powiedziałam. — Napieraj na kraty. Nie szarżuj, tylko pchaj. Postaraj się zrzucić klatkę.
Orzechowe Oko zawahał się, wyraźnie niechętny wobec ponownego upadku na ziemię. Uśmiechnęłam się, po czym szczeknęłam zachęcająco.
— Możemy tylko umrzeć — zawołałam. — Co masz do stracenia?
— Jedna śmierć mi wystarczy — mruknął bez entuzjazmu Orzechowe Oko, ale naparł na klatkę.
Zawyłam ze szczęścia, kiedy okazało się, że się udało. Klatka upadła na podłogę, ale jeszcze się nie otworzyła.
— Każ Leonisowi zrobić to samo — zawołałam.
Kiedy Orzechowe Oko to zrobił, Leonis nie krył dystansu i mój ojciec musiał go chwilę namawiać, ale kiedy Leonis wreszcie zrozumiał, że mój plan to jedyne, co w tej chwili mamy, zrobił, co od niego oczekiwałam. Jego klatka upadła w miarę blisko mojej. Ulżyło mi, bo bałam się, że będziemy musieli jeszcze przez jakiś czas manewrować klatką.
— Orzechowe Oko, nie dosięgniesz do zamka w swojej klatce — powiedziałam. — Ale dosięgniesz do zamka Leonisa. Wiesz, co robić.
Orzechowe Oko westchnął z niechęcią, ale przełożył z niewielkim trudem łapę przez kratę w klatce i podważył zamek w klatce Leonisa. Po kilkuminutowych zmaganiach z zamkiem przeciwnik puścił i Leonis był wolny. Bezgwiezdny nie wahając się nawet, otworzył moją klatkę.
— Musimy uratować również koty — stwierdziłam. — Koty kotami, ale nie powinniśmy ich zostawić.
Koty, pomimo że nie wiedziały o naszym sojuszu z Mysią Gwiazdą, nie okazywały wrogości ani na chwilę. Wszyscy wiedzieliśmy, że tym razem gatunek nie ma znaczenia, kiedy wszyscy siedzimy w tym samym bagnie. No, chyba że chodzi o krokodyla. Wtedy jest problem. Otworzyliśmy wszystkie klatki, kiedy ponownie wszedł Dwunożny. Poczułam, że pierwszy raz odkąd tu trafiliśmy, Orzechowe Oko uśmiecha się z dziwną satysfakcją.
— Wszyscy uciekają — zarządził. — Ja się zajmę tą Bestią.
<Leonisie?>
[1313 słów: Ciemny Kieł otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz