Po raz kolejny wybuchła śmiechem. Wszystko wydawało się tak absurdalnie proste i normalne, jak kiedyś. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie jeszcze się tak czuć, że będzie biegać po mieście, zbierając z zakurzonych ulic stare parówki w towarzystwie rudowłosego.
Po wczorajszym deszczu wyszło słońce. Może i nie grzało tak, jak w Porze Zielonych Liści, ale Irysowe Serce czuła ciepło w swoim sercu i zdawało jej się, że jest zdecydowanie goręcej niż w najcieplejsze dni tego roku, który powoli dobiegał końca. Wydawałoby się, że czułaby się dokładnie tak samo, nawet gdyby wokół niej panowała ostra śnieżyca.
Wyciągnięty w jej stronę hotdog korcił swoim zapachem, dlatego chętnie sięgnęła po niego. Bułka nie była już pierwszej świeżości, ale chrupała przyjemnie. Próbując wziąć kolejny kęs, poczuła jak jej nos styka się z czymś mokrym i cofnęła się, krztusząc się kawałkiem mięsa (chociaż będąc szczerym, nazywanie tego posiłku mięsem było obrazą dla wszystkich zwierząt, które mięsem były).
— Spokojnie, Irysko. Mój nos jest aż taki straszny? — prychnął rudzielec, spokojnie dojadając pozostałą część ich małej uczty, po czym pochylił się nad nią. — Wstawaj.
Irysowe Serce podniosła się zażenowana. Otrzepała się z ulicznego brudu i swojego własnego wstydu, po czym zwróciła się do Klematisa:
— Zjadłam go tylko dlatego, że inaczej nie doczłapałabym do obozu.
— Skoro tak twier– — Nie było dane mu dokończyć, bo suka szturchnęła go mocno. — Au! A to za co?
— Myślę, że doskonale wiesz. — fuczy. — Swoją drogą, wczoraj nie było mnie pół dnia, Nakrapiana Gwiazda chyba pozbyła się całej czarnej części futra z rozpaczy. Muszę przynieść coś dla klanu, inaczej zje mnie żywcem.
Klematis wywrócił oczami, ale za chwilę zauważyła w nich błysk. Pewnie wpadł na kolejny genialny pomysł na to, jak polowanie dla klanu miało się skończyć romantycznymi chwilami w pobliskim śmietniku. Nie chciała się do tego przyznać, ale czy jej to przeszkadzało? Absolutnie nie. Dlatego właśnie skierowała się na targ, czekając tylko na to, co będzie dalej.
Dwunożnych wbrew pozorom nie było tam wielu. Zazwyczaj tłoczyli się na tym placyku, dotykając łysymi łapami owoców i warzyw, pakując mięso do siatek i, jak na Bezwłosych przystało, tworząc niesamowity hałas. Dziś przechadzali się tam nieliczni, co było jednocześnie wadą i zaletą. Wojownikom nie groziło bycie zdeptanym przez grono nieuważnych stóp, ale zakradnięcie się do najlepszych stoisk bez bycia zauważonym stało się znacznie utrudnione.
Irysowe Serce rozejrzała się dookoła. Przed i za sobą widziała stragany roztaczające cudowną woń świeżego jedzenia, po prawej drogę prowadzącą do parku. Po lewej stała natomiast kupa rudego futra, która najwyraźniej nie zamierzała się stąd ruszać.
— Ten Dwunóg ma przy sobie najlepsze mięso. — Wskazała głową na jednego ze sprzedawców. — Nie leży wysoko, więc łatwo je porwać, ale często rzuca w nas rzeczami. Obok niego zazwyczaj ma stoisko inny, ale dziś się nie pojawił. Leżą tam duże i okrągłe rzeczy, ale nie mam pojęcia, jak się nazywają. Wiem tylko to, że są dobre.
— Czy coś więcej się liczy? — Samiec zaśmiał się cicho, a Irysowa poczuła przepływający wzdłuż kręgosłupa dreszcz. — Znasz centrum lepiej niż ja... Bezgwiezdni raczej trzymają się terenów starego blokowiska. Nie bywam tu tak często, chociaż kojarzę kilka dobrych miejscówek.
— Dlatego mówię ci, gdzie znajdziesz najlepsze żarcie. — Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. — A teraz chodź, w końcu się na coś przydasz.
Klematis pokręcił głową z udawanym zdegustowaniem, a suka pobiegła obok. Schowała się pod ladą i uderzyła łapami w jedną ze ścianek.
— Teraz! — krzyknęła słysząc kroki Dwunoga, z nadzieją że Klematis zrozumie, co ma zrobić
Czym prędzej wybiegła spod straganu, robiąc ostry zakręt i wymijając sprzedawcę. Przed jej oczami mignęło rude futro. Szybko zgarnęła kawałek szynki i uciekła, zanim Dwunożny zdążył wymierzyć w nią najbliższym leżącym koło niego przedmiotem.
Dobiegła do towarzysza, oddychając szybko, co utrudniało zajmujące miejsce w jej pysku mięso. Samiec też dał radę zgarnąć kilka łupów. Czy oni naprawdę wrócili do szczenięcych lat? Miło było tak myśleć, ale w tej samej chwili Irysowe Serce uświadomiła sobie, że przecież nic nie jest już tak, jak dawniej. Za chwilę będzie musiała wrócić do obozu, a Korzeń uda się do Bezgwiezdnych. Rozdzielą się. Co będzie dalej? Znowu będą udawać nieznajomych, czy warczeć na siebie, jakby to wszystko wcale się nie zdarzyło? Tyle by dała, żeby zatrzymać czas, nie martwić się tym, co będzie dalej. Korzystać z tej chwili, którą teraz podarowali jej Gwiezdni przez całe życie. A skoro nie ma takiej możliwości, postanowiła wykorzystać chociaż moment, który jeszcze jej pozostał. Oj nie, Klematisie, tym razem to ja cię zaskoczę.
— Skoro tak rzadko tu bywasz, muszę pokazać ci park.
— To prośba?
— Nie, stwierdzenie. Idziemy. — Zrobiła kilka kroków i zauważyła, że rudowłosy idzie za nią bez sprzeciwu. Jej serce zabiło szybciej. Nie musiała się spieszyć. Jeszcze nie.
Drepcząc łapa w łapę po kamiennych drogach miasta, dotarli na miejsce. Większość rosnących tam drzew i krzewów zrzuciła już swoje liście, zgodnie z nazwą przygotowując się do Pory Nagich Drzew. Kilka samotnych gołębi przechadzało się po wciąż na wpół mokrych po wczorajszym deszczu ścieżkach.
— Chodź. Chcę, żebyś coś zobaczył.
— Jak rozkażesz. — Spojrzała na niego, wyrażając niemą groźbę.
Zaprowadziła go do stawu. Nie był szczególnie zachwycający ani nie powalał rozmiarem, ale ona naprawdę go lubiła. Wodę odgradzała od trawy ściana z szorstkich kamieni, przypominających trochę te w Górach. W tafli wody odbijało się otoczenie, a na dnie rosły dziwne rośliny. Irysowe Serce nie widziała takich nigdzie indziej.
— To nic specjalnego, ale–
— Piękny.
Zamilkła i delikatnie oparła się o Klematisa. Jego futro było długie i miękkie, przyjemne w dotyku. Ich odbicia falowały na wodzie niepokojonej przez delikatny wiatr, łącząc się w jedno i dzieląc na nowo. O nie, Irysowe Serce nie chciała stąd wracać.
<Mlematisie?>
[912 słów: Irysowe Serce otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz