4 listopada 2020

Od Klematisa CD Irysowego Serca

Krople z mojego przemoczonego futra ociekają na betonową posadzkę. Spacer w deszczu okazał się niezbyt dobrym pomysłem — nie, żeby wcześniej taki był. Mój jakże przebiegły mózg nie przemyślał jednak tego, że przyjemna mżawka przeobrazi się w ulewę. Najwyraźniej czasem nawet Pora Opadających Liści może okazać się zdradliwa.
Pogoda rozmywa woń innego psa. Wyczuwam silny zapach ziemi po deszczu, wiem także, że w pobliżu jest ktoś obcy (albo i niekoniecznie obcy), ale obecnie staram się nie przejmować potencjalnym atakiem. Kto byłby tak dramatyczny, żeby mieszać się w walkę w ulewie? Być może i jestem cały ubłocony i trochę śmierdzę, ale deszcz z całą pewnością nie zmył ze mnie zdolności dyplomatycznych. Rzecz jasna, o ile te kiedykolwiek istniały.
A przynajmniej mam pewność, że moje wspaniałe umiejętności perswazji zadziałałyby na wszystkich, ba, nawet na najbardziej przerażających członków Quintusu, dopóki nie wchodzę pod most. I faktycznie, mój genialny plan zadziałałby na wszystko! Wszystko, tylko nie na nią.
— Na Gwiezdnych — mamroczę, szybko jednak przeklinając się za porównanie do nieistniejących bytów. — Nie, żebym przeszkadzał, ale chyba jesteśmy na siebie skazani.
Siadając obok Irysowego Serca, czuję się, jakby miedzianowłosa miała zamiar udusić mnie samym spojrzeniem. Zresztą, efekt stresu jest podobny, kiedy czuję ścisk w gardle, siedząc tak blisko suki sam na sam. Do tej pory, kiedy była zmuszona przebywać w moim towarzystwie, zawsze byliśmy otoczeni gwardią członków Flumine, ale skoro teraz zostaliśmy sami, nie jestem pewien, czy jestem gotowy na jakąkolwiek rozmowę… o ile mogę w ogóle rozmowę liczyć.
Odwracam pysk w stronę rudej. Zastanawiam się, o czym teraz myśli. Czy chce jak najszybciej zakończyć to nieoczekiwane spotkanie? Chce mi wszystko wygarnąć? Może udaje, że nie istnieję? Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, jak niezręczne musi być dla Rysy to, że właśnie nachalnie blisko nachylam się do jej łba, próbując przeanalizować każdy jej ruch pod względem jej reakcji. Odsuwam się trochę w bok, udając, że wcale nie wyszedłem na durnia.
Na moje szczęście, Irysowe Serce zdaje się w ogóle nie zwrócić na to uwagi. Ba, od początku spojrzała na mnie może raz, obecnie preferując siedzenie ze wzrokiem pusto wlepionym w pęknięcie na betonie pod jej łapami. Nie wygląda nawet, jakby była zła za moją obecność. Wydaje się raczej, jakby miała już dość wszystkiego na tyle, że moja osoba nie jest dla niej żadnym udziwnieniem.
— Coś się stało? — zaczynam.
Cisza.
— Chcesz o tym porozmawiać, czy wolisz, żebym odwrócił od tego twoją uwagę? — kontynuuję, uznając brak odpowiedzi za potwierdzenie moich domysłów.
Rysa marszczy nos, posyłając mi spojrzenie kątem oka.
— Nie jesteś Gwiezdnym, żebym powierzała ci swoje problemy — prycha.
— Uznam zatem, że wolisz to drugie. —Przeciągam się, kładąc obok Iryski. Przez chwilę oboje wpatrujemy się w krople deszczu uderzające o ziemię, choć moje myśli daleko są od obecnej pogody. Próbuję za wszelką cenę wysilić się tak, aby znaleźć nam temat do rozmowy, ale równocześnie nie zrazić do siebie suki. — Coś mi to przypomina.
Mój ogon drga lekko, a kąciki pyska unoszą się delikatnie na wspomnienie przeszłości. To jedno z moich ulubionych wydarzeń z czasów bycia uczniem, chociaż wtedy nie wydawało mi się to zbyt przyjemne.
— Pamiętasz, jak kiedyś w lesie utknęliśmy w dole? — zagajam. — Musieliśmy czekać do zachodu na powrót patrolu, który miał o tej godzinie wracać do obozu. Tak nam się nudziło, że zaczęliśmy opowiadać o swoich planach na przyszłość.
Opowiadając to w taki sposób, jakby Iryski wcale tam ze mną nie było, na koniec mimowolnie parskam śmiechem.
— Dużo się od tego czasu zmieniło, nie? Pamiętam, że powiedziałaś wtedy, że kochasz swój klan, ale za nich nie chcesz być liderem — śmieję się, ale Rysa wcale nie wygląda na szczęśliwą z tego powodu. — Nie spodziewałem się, że faktycznie się zgodzisz.
— To wybór Gwiezdnych, nie mój. — Wywracam oczami na jej kolejne wtrącenie o Coelum. Zaczynam mieć wrażenie, że miedzianowłosa próbuje tym zrobić mi na przekór. — Spodziewałam się, że kiedyś będziesz liderem, ale myślałam raczej, że będziesz na miejscu Nakrapianej Gwiazdy.
— To, że nasze drogi się rozeszły, wcale nie znaczy, że nie możemy znowu się odnaleźć.
— Co masz na myśli?
Zastanawiam się, czy to dobry moment, zważywszy na to, że Rysa nie lubi rozmów o swoim miejscu w hierarchii. Z drugiej strony wiem, że powinienem być z nią szczery. Poza tym, to doskonały pretekst, żebyśmy postarali się wrócić do tego, co niegdyś nas łączyło.
Wzdycham.
— Rozmawiałem z Nakrapianą Gwiazdą. Zgodziła się utrzymać sojusz z Bezgwiezdnymi — tłumaczę, przejeżdżając pazurem po mokrym od naszych śladów betonie. — Przynajmniej do czasu, aż nie ustalimy granic naszych terenów. Quintus może spróbować wrócić, a nasze obozowiska nie są dobrze zabezpieczone. A nawet jeśli nie Quintus, to inne klany mogą spróbować zagarnąć większą część terenu i…
Irysowe Serce drży. Nie jestem pewien, czy to przez chłód, czy raczej przez to, że ponownie zebrało jej się na płacz. Jakkolwiek odpowiedź by nie brzmiała, instynktownie mogę zrobić tylko jedno w obu tych przypadkach.
Przysuwam się do miedzianowłosej tak, aby dotykać się bokami. Staram się nie naruszyć jej przestrzeni osobistej, ale równocześnie okazać jej swoje wsparcie, czy podzielić się ciepłem swojego ciała. Upewniam się, że Rysa może w każdej chwili ode mnie się odsunąć, ale pomimo tego, nie rusza się nawet o centymetr.
— Kiedy to wszystko się skończy, możesz o mnie znowu zapomnieć. Nie chciałem ci przypominać o tym wszystkim, co wydarzyło się po moim odejściu. Ale teraz tu jestem, jasne? Nie wiem, jak długo i nie wiem, w jakim stopniu będziesz chciała mieć mnie w swoim polu widzenia, ale dopóki musisz mnie tolerować, będę przy tobie.
Mam wrażenie, że brzmię co najmniej żałośnie. Jestem hipokrytą i Iryska jak najbardziej ma prawo mnie nienawidzić, w końcu zostawiłem ją w najgorszym momencie, jaki tylko mogłem sobie tylko wybrać. Wyrzuty sumienia spowodowane moim egoizmem zżerają mnie od środka, wiedząc, że jestem skończonym durniem, stawiając się przed nią, kiedy zapewne zdążyła się ze wszystkim pogodzić. Zupełnie tak, jakbym się nią bawił, a nie próbował naprawić swoje egocentryczne głupstwa.
Z drugiej strony napędza mnie myśl, że przecież nie mam nic do stracenia. Jeśli Rysa faktycznie mnie nienawidzi, nie powinna robić mi wyrzutów z powodu tego, że mam szansę wszystko naprawić. Mam więcej do stracenia niż ona do zyskania.
— Szczerze mówiąc, mało mnie obchodzi, co o tym myślisz — prycham. — Będę próbować, dopóki będę mieć na to szansę. 
<iRySkO?>
[1020 słów: Klematis otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz