Gdy do moich oczu dotarły nieprzyjemne promienie słoneczne, podniosłem się lekko. Otrzepałem się ze zgromadzonych w mojej sierści brudów i ewentualnych liści. Rozejrzałem się dookoła, szukając potencjalnych osób do przechadzki, jednakże nikogo nie widząc, stwierdziłem, że większość jeszcze śpi. Tak więc bez zbędnego odkładania wycieczki na później skierowałem się na obrzeża miasta. Ostatnio było tam strasznie głośno, a do uszu z daleka można było usłyszeć dziwny warkot z tych czerwonych, dużych potworów Dwunożnych. Z uniesionym pyskiem bacznie obserwowałem otoczenie, coraz bardziej zbliżając się do celu. Dźwięk łap miażdżących liście i lekki wiatr to muzyka dla mych uszu. Pora Opadających Liści jest jedną z moich ulubionych, nie za ciepło, nie za zimno, jedynym minusem jest to, że starsi chorują w tej porze częściej. Pogrążony w myślach ocknąłem się dopiero gdy moje łapy pod sobą poczuły twarde podłoże, co oznaczało, że jeszcze chwila nieuwagi, a wszedłbym na ścieżkę, gdzie jeżdżą maszyny ludzi. Oblizałem swój nos, po czym przebiegłem dłużący się odcinek, na którym giną tysiące małych jeżyków. Gdy już kierowałem się bezpieczną drogą, merdałem nieznacznie ogonem, przy tym starając się wyglądać jak typowy włóczęga. Matka zawsze tak robiła, gdy chciała przedostać się obok Dwunożnych. Zrobiłem dość spore oględziny, zatrzymując się w parku. Liści było aż nadto, mógłbym nawet rzec, że ludzie tu coś sami dokładali. Gdzieniegdzie były zrobione z nich stosiki, jakby chcieli zachować ład, jednak każdy nawet malutki wiatr to psuł, nie mówiąc już o ludzkich szczeniętach. Miałem już wyjść, jednak szczenięce oblicze przejęło górę nad łapami i poniosły mnie do jednej kupki. Wskoczyłem w nią jak na jakieś pożywienie, po czym zacząłem się tarzać jak za dawnych czasów. Po krótkiej chwili podniosłem się i otrzepałem. Rozejrzałem się, karcąc przy tym. Nie daj Gwiezdny, byłby tu ktoś z klanu lub co gorsza innego klanu, a już byłbym na straconej pozycji jako najgłupszy z liderów. No bo kto by pomyślał, że prawie bezmyślny pies może prowadzić klan. Jednak matka zawsze powtarzała, że w każdym drzemie dziecko i nie powinno się tego wstydzić. Nieco szybszym krokiem zmierzyłem ku obozowi. Na terenie klanu zwolniłem znacząco, nie chciałem wyglądać jakbym przed czymś uciekał, czy chciał poinformować o smutnej czy złej rzeczy. By dokończyć swój obchód, postanowiłem sprawdzić zapas ziół u Trzmielego Lotu, którego obecnie nie było w swoim kącie. Starając się niczego nie dotykać, rozejrzałem się i gdy przyjąłem do wiadomości, że ziół mamy pod dostatkiem ruszyłem do miejsca ze zdobyczami. Cóż, tu nie było aż tak kolorowo, znalazł się kolejny minus Pory Opadających Liści. Spuściłem swój łeb i poniosłem się za zapachem jakiegoś żywego pożywienia. Zwykle nie brałem udziału w polowaniu, jednak gdy jest potrzeba to się i tym zajmę. Po dłuższym czasie węszenia natrafiłem na szczura. Podziękowałem Gwiezdnym za pokarm, który mi zesłali i zacząłem krótką pogoń, później tylko formalnością było wgryzienie się w ciało zwierzyny, by skrócić jej strach oraz cierpienie. Z pełnym pyskiem wróciłem do sterty zwierzyny, po czym odłożyłem tam szczura. Co jak co, ale zapewnienie, by nikt nie chodził głodny to jeden z ważniejszych punktów do bycia dobrym liderem.
[500 słów: Oszroniona Gwiazda otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz