Jeziorny Kwiat zwykła sądzić, że to wszystko, co działo się obecnie w jej życiu, nie wydarzyłoby się, gdyby nie śmierć Rzecznego Liścia. W końcu to od jego samobójstwa zaczęły się wszystkie te pogłoski na jej temat, czyż nie? Słyszała to wszystko, co mówili za jej plecami. Praktycznie się z tym nie kryli.
— To ona, to ta suczka, która zabiła swojego brata!
— Zabiła? Przecież to podobno było samobójstwo.
— Ty naprawdę w to wierzysz? — Samiec, którego imienia Jeziorna już nie pamiętała, właśnie w tym momencie się roześmiał. Miał okropny śmiech, który brzmiał tak, jakby jegomość się krztusił. Mógłby naprawdę się krztusić. — Dlaczego miałby się zabić? Dlaczego ta mała go nie uratowała, choć wszystko doskonale widziała? Nie wierz w te bujdy, to ona go zabiła. To pewnie przez zazdrość, zawsze był od niej lepszy.
Śmierć Rzecznego zmieniła Jeziorny Kwiat, lecz coś w tych słowach starszego członka klanu zostawiło na jej duszy dodatkowe rysy. Oczywiście, że Liść był od niej lepszy, przecież zawsze uznawała go za wzór do naśladowania, nawet jeśli byli w tym samym wieku. Niby dlaczego miałaby go przez to zabić?
Mijały miesiące, mijały lata, a Kwiat pielęgnowała w sobie swój ból. Szydercze głosy nie milkły mimo upływu czasu. Ba, wszyscy Ciemni odwrócili się od niej, traktując ją jak najgorszy sort. Będąc tak traktowaną, naprawdę łatwo jest rzeczywiście się nim stać.
Gwiezdni, których jako szczenię uważała za nieomylnych i doskonałych, kiedyś zaczęli blaknąć, niknąć. Dlaczego zabrali jej Rzecznego Liścia, nie zostawiając jej na tym świecie już nikogo bliskiego? Dlaczego tylko przyglądali się, gdy wszyscy oskarżali niewinną suczkę, którą powinni bez zawahania nazywać członkinią swojego klanu? W końcu Gwiezdni całkowicie zniknęli ze świadomości Jeziornej. Jacy dobrzy zmarli wojownicy pozwoliliby tak cierpieć oddanej im kiedyś suczce?
Potem nastąpił spokój. Zaczęła być szczęśliwa, odżyła w oczach innych psów, które oczywiście uważały to za efekt „kolejnej udanej zbrodni”. A wszystko to za sprawą Jodłowego Cienia. Samiec zdawał się być istnym ucieleśnieniem ideału. Co noc to właśnie o nim suczka myślała tuż przed zaśnięciem, a i nie rzadko odwiedzał ją we snach. Z pamięci była w stanie opowiedzieć o tym, jak jego ciemnoszara sierść zachowuje się pod wpływem wiatru, o tym, jak cudownie brzmiał jego niski głos czy gromki śmiech. Był tylko jeden malutki problem — Jodłowy pochodził z innego klanu. Udawali jednak, że nie dostrzegają problemu w tym tkwiącego, spotykając się każdego wieczora czy to w parku, czy w okolicach Gwiezdnego Szczytu. Jeziorny Kwiat, słuchając pełnych żaru opowieści Ognistego, sądziła, że jest w stanie znów pokochać Gwiezdnych. Pokochać ich tak, jak kochała Cienia. Ale wtedy los postanowił zadać jej kolejny cios.
Nie wiedziała, że tego wieczora, kiedy po raz ostatni opuściła tereny swojego klanu, by spotkać się z Jodłowym, była śledzona. Błotnisty Mech, choć stary i przygłuchy, o dziwo skradać się umiał. A może to ona tak cieszyła się na spotkanie z ukochanym, że nie słyszała nic prócz swoich myśli? Spostrzegła jego obecność dopiero wtedy, kiedy sam do nich podszedł, zanosząc się tym swoim okropnym chrapliwym śmiechem.
— No proszę, proszę. Kogo my tu mamy. Piękniś... — machnął łapą w kierunku Jodłowego — i bestia — wyszczerzył się złośliwie w kierunku Jeziornej. — A czy kochaś wie, z kim tak naprawdę obściskuje się po nocach?
— Nie słuchaj go, proszę — szepnęła Kwiat do swego ukochanego. — Wszystko ci później wyjaśnię, obiecuję.
— Po co będziesz sobie niepotrzebnie strzępić język, skarbie? — Błotnisty nie odpuszczał. Wojowniczka zaczęła podejrzewać, że do tej pory starszy jedynie udawał, że ma problemy ze słuchem. Jak inaczej usłyszałby jej szept? — Przecież i tak nie powiesz mu prawdy. Będziesz kłamać, tak jak kłamiesz od... tamtego wydarzenia.
— Nie kłamię. Cały czas mówię prawdę. To wy mi nie wierzycie! — warknęła. Jej zdenerwowanie zostało spotęgowane tym, że Mech właśnie podniósł z ziemi swoje cztery litery i bezceremonialnie podszedł do Cienia.
— Chcesz wiedzieć o niej prawdę, młody wojowniku? Chcesz wiedzieć, dlaczego powinieneś zaraz stąd uciec jak najdalej? — wysapał, ignorując już członkinię swojego klanu.
— Jodłowy Cieniu, proszę cię! Nie słuchaj go, chodźmy stąd! — Była bliska płaczu. Czuła, że jej wysiłki znowu zdadzą się na nic, że straci swoje jedynie szczęście na tym przeklętym świecie.
— Nie, nie, nie słuchaj jej, Jodłowy Cieniu. Z którego klanu pochodzisz?
— Z Industrii.
— Och, Ognisty, świetnie, świetnie. — Starszy samiec znów wygodnie rozsiadł się na trawie. — A więc, o czym to ja...
— Cieniu, zaklinam cię. Naprawdę, przysięgam ci na Gwiezdnych... — Nie dane jej było dokończyć, ponieważ zagłuszył ją gromki śmiech Błotnistego.
— Słyszałeś to? Ona przysięga ci na Gwiezdnych! A to dopiero dobre! — Potrzebował chwili przerwy, by móc znowu roześmiać się głośno. — Przecież ty nie wierzysz w Gwiezdnych, dziecino — prychnął w jej stronę, by po chwili znowu spojrzeć na coraz bardziej zagubionego Ognistego. — Powiem ci jedno: nigdy jej nie ufaj. Po prostu nie popełniaj już nigdy więcej tego błędu. Jej miejsce jest wśród Zgaszonych, dla niej nie ma już nadziei. Zabiła swojego brata, bo zazdrościła mu umiejętności. Gwiezdni sami raczą wiedzieć, kiedy i ty okażesz się być dla niej zbyt dobry i podzielisz los biednego Rzecznego Liścia. Odwróciła się od Gwiezdnych już dawno temu, a od momentu swojej zbrodni uparcie kłamie, że tego nie zrobiła. Nie została wydalona z klanu, tylko i wyłącznie dlatego, że nasz lider uznał, że nie ma ostatecznych dowodów na to, że to ona zabiła biedaka.
— Jodłowy, przecież to nie prawda — jęknęła Jeziorna. — Proszę cię, nie wierz mu. Nie zabiłam swojego brata, on sam... popełnił samobójstwo.
Ale Jodłowy już nie słuchał. Zerwał się na równe łapy i uciekł, nie spojrzawszy na nią nawet. Chwilę później do uszu suczki dobiegł okropny hałas. Gdy Jeziorna dotarła na miejsce, z którego pochodził, po ciele Jodłowego Cienia przejeżdżały już kolejne potwory Dwunożnych. Suczka nie miała już nawet serca do żałoby. Po prostu przeszła nad jego śmiercią do porządku dziennego.
Jej miejsce było wśród Zgaszonych, tak? Świetnie. Skoro i tak miała już nigdy nie oglądać Gwiezdnych, powinna przynajmniej sobie na to porządnie zasłużyć, czyż nie?
Plan był prosty: zrobić to, co powinna zrobić, zanim będzie za późno. W tłumaczeniu: pozbyć się Błotnistego Mchu, zanim zdąży on opowiedzieć innym członkom ich klanu o tym, co widział i co wie. Musiała go dogonić już teraz, zanim przekroczy granicę.
Biegła ile sił w łapach. A może ta siła pochodziła spoza niej? W końcu jeszcze przed chwilą była cała ociężała i niezdolna do ruchu. Teraz jednak ogromnymi susami pokonywała kolejne odległości, by napotkać tego, którego chciała, musiała, napotkać tuż przed osiedlem domków. Było ciemno, ale nie potrafiła dostrzec żadnego nocnego patrolu. Mogła działać.
Starszy najwyraźniej usłyszał jej gwałtowne kroki. Zastygł, obrócił się w jej stronę. Tuż przed tym, jak na niego naskoczyła, widziała jego zdziwiony wyraz pyska. Szybko wyparła to z pamięci, nie dbała o niego. W głowie miała teraz wyłącznie zniekształcone ciało Jodłowego Cienia. Błotnisty był teraz nikim, ofiarą dobijaną przez łowcę. Zwierzątkiem, któremu musiała teraz przegryźć krtań, jeśli chciała je dobić.
Raz. Zawarczała jak dzikus. Wyszczerzyła kły, patrząc na przerażony pysk zakrwawionego samca.
Dwa. Nachyliła się nad nim i wycharczała mu do ucha:
— To za Jodłowego.
Trzy. Zadała mu ostateczny cios, po którym mogła się już w pełni delektować ciepłem jego krwi.
Od dłuższego czasu uważali ją za mordercę. Teraz mieli rację.
— Hej! Co tam się dzieje?! — zawołał nagle jakiś głos z okolic granicy klanu.
Nie odpowiedziała. Po prostu wyprostowała się nad martwym ciałem i czekała. Już po chwili stali przed nią Drewniany Pazur i Sroczy Ogon. Obaj samce zamarli, gdy ją ujrzeli. Nie dziwiła im się, widok musiał być surrealny. Znana im wysoka wilkopodobna suka o zakrwawionych łapach i pysku, stojąca dumnie nad swoją ofiarą, psią ofiarą. Z osłupienia pierwszy wyrwał się Drewniany Pazur.
— Sroczy Ogonie, biegnij po Ciemnego Kła! Może jeszcze da się go uratować. Ja przypilnuję... jej. — Nie wypowiedział nawet jej imienia.
Po chwili Ogon powrócił na miejsce z medyczką. Ta już po chwili oględzin starszego wyprostowała się i pokręciła głową.
— Niestety nic nie jestem w stanie zrobić. Błotnisty Mech jest już wśród Gwiezdnych.
— On nie przebywa wśród Gwiezdnych — wywarczała nagle Jeziorna. — To Zgaszony, przez niego zginął inny pies.
— Kto? — dociskała Ciemna, lecz nie otrzymała odpowiedzi. Od tamtej chwili Kwiat milczała jak zaklęta. — W każdym razie ty na pewno po swojej śmierci zostaniesz Zgaszoną. Drewniany Pazurze, Sroczy Ogonie, musimy ją zaprowadzić do Ciemnej Gwiazdy.
Lider klanu został zapoznany ze smutnymi i strasznymi wieściami od razu po tym. Chwilę później do zebranych dołączyła jego zastępczyni, Biała Tęcza. Wspólnie podjęli decyzję, która wszystkim innym została obwieszczona o świcie.
— Jeziorny Kwiat, winna morderstwa Błotnistego Mchu, zostaje skazana na karę śmierci. Życie za życie. Jej wyrok zostanie dokonany przez podanie jej śmiercionośnych ziół. Nastąpi to w samo południe.
Następne kilka godzin była wojowniczka spędziła w ciemnym pomieszczeniu bez okien. Za jedynymi znajdującymi się tam drzwiami co jakiś czas zmieniały się pary bardziej zaufanych wojowników, którzy za zadanie mieli jej strzec. Nie było takiej potrzeby, nie miała zamiaru uciekać. Była pogodzona ze swym losem. Jeśli nie istnieje tak wkładany jej przez lata do głowy podział na Gwiezdnych i Zgaszonych, lecz wszyscy po śmierci są razem, bez względu na swoje czyny, może będzie w stanie choć na chwilę spotkać jeszcze raz Jodłowego Cienia. A nawet jeśli nie to trudno — tutaj, wśród żywych, na pewno nie mogłaby już go spotkać.
Po tym czasie przez drzwi przeszło pięć psów, tych samych, które wcześniej obradowały o jej losie — lider, Ciemna Gwiazda, jego zastępczyni, Biała Tęcza, dwaj wojownicy, zapewne mający ich obronić, gdyby morderczyni postanowiła ich zaatakować, Drewniany Pazur i Sroczy ogon, a także medyczka, Ciemny Kieł, w której torbie zapewne spoczywały zioła, który Jeziorny Kwiat miała już za chwilę spożyć. Nic nie mówili. W milczeniu podano jej zioła. Spożyła je bez niepotrzebnego zawahania. Już chwilę później zaczęła odczuwać ich działanie. Gdy skończyła się męczyć, Ciemny Kieł stwierdziła jej śmierć. Ciało zostało wyniesione i spalone. Kilka lat później Jeziorny Kwiat była już tylko opowiastką, którą straszono niegrzeczne szczenięta.
[1602 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz