TW: opisy zabijania ig
Leonis zrób to, Leonis zrób tamto. Im dłużej przebywam w towarzystwie Ciemnego Kła, która ubzdurała sobie siebie za przywódczynię naszego duetu, tym bardziej przekonuję się, że jestem anarchistą.
Jest medyczką, a zachowuje się jak liderka, przypominając mi tym samym o marudzeniu Klematisa. Leonisie, idź pozbieraj zioła. Leonisie, wrócił patrol, opatrz ich. Leonisie, urwał nać, przestań narzekać i weź się za robotę. I nie, żeby wartościowanie swoich problemów było czymś właściwym, ale nagle zaczynam doceniać swoje klanowe obowiązki, kiedy zmuszony jestem znaleźć wyjście w sytuacji bez niego.
Rozważając wszelkie możliwe opcje, zaczynam powoli tracić nadzieję. Być może mnie i Ciemnemu Kłowi udałoby się uciec, gdyby nie fakt, że druga medyczka prawdopodobnie będzie uparcie bronić naszych bezbronnych towarzyszy. „Teraz mają szansę przetrwać”; optymistka, czy po prostu jest głupia?
Wypuszczając nas z klatki, stajemy pośrodku pomieszczenia przypominającego halę. Najwyraźniej piwnica jest dużo większa, niż oboje myśleliśmy. Boks służący za arenę otoczony jest wysokim ogrodzeniem, zza którego wychylają się głowy kilkunastu Dwunożnych, z podnieceniem w paciorkowatych oczach wymieniających między sobą zwitki banknotów. Za nami postawiono ścianę klatek z psami, których nie było dane nam poznać pokój wcześniej. Swąd krwi łączący się z zapachem brudu sugeruje liczne infekcje, a same psy z rzędu klatek wydają się o wiele bardziej zaniedbane, niż nasi schorowani towarzysze. W przeciwieństwie jednak do tamtych ci stoją na równych łapach, obszczekując ze wszystkich stron Jastrzębia i Kruszynę słabymi głosami. Najwyraźniej pomimo niedoli nie utracili woli walki. Najlepsi z najgorszych.
Zza prętów wychyla się do nas Niedźwiedź, Śnieżynka i Strzała, zdeterminowani do podążania za planem Ciemnego Kła. Łapa został w swojej celi, obijając się ciężkim cielskiem o pręty i nawołując rozpaczliwie imię swojej partnerki aż do momentu, kiedy Dwunożny nie wchodzi na arenę i nie uderza grubym kijem o jego klatkę. Wystraszony władzą Wyprostowanego cofa się w kąt, przytulając wyliniałe futro do ściany.
— To znowu wy, dzikusy? — syczy Jastrząb, ale jego głos jest niewyraźny przez nałożony na pysk kaganiec.
— I ty, piecuchu — szydzi Strzała, wykazując się taką odwagą, jakby wcale nie obawiała się nadchodzącego rozszarpania. Jedynie jej napięte mięśnie zdradzają, że w rzeczywistości wcale nie cieszy się na widok wrogów. — Widzę, że twoi Dwunożni wreszcie postanowili zatkać ci mordę.
Ślina skapuje mu z pyska, kiedy próbuje rzucić się w stronę Strzały, ale zatrzymuje go krótki łańcuch. Nasz dalszy los jest teraz w łysych łapach Dwunożnych, którzy zadecydują o rozpoczęciu walki, spuszczając psy z uwięzi… no i w mojej głowie, jeśli uda mi się wymyślić skuteczny plan na czas.
Ciemny Kieł, podobnie jak ja, wykorzystuje chwilę czasu na rozjaśnienie planu trójce towarzyszy. Nie wtajemnicza mnie w sekrety walki i uznaję to za doskonały pomysł; i tak wolałbym zostać rozszarpany żywcem, niż podnieść pazury na drugiego psa. Nie jestem pewien, czy wynika to z moralnego pacyfizmu, czy z lenistwa, ale nie mogę zaprzeczyć, że wojownikiem byłbym raczej kiepskim.
Oblizuję wargi, obrazując w myślach sytuację. Ogrodzenie jest za wysokie, żeby przez nie przeskoczyć. Jedyną opcją ucieczki w ten sposób byłoby wspinanie się po klatkach, a następnie zeskoczenie na mur, ale i to nie daje nam gwarancji ucieczki, biorąc pod uwagę to, że zewsząd otaczają nas Dwunodzy. Zresztą, co jest po drugiej stronie ogrodzenia? Przeskakując przez nie, nie będę mieć na tyle czasu, aby znaleźć kolejną drogę, zanim zostaniemy złapani. Niemniej uważam to za opcję wartą ryzyka.
— Ogrodzenie — rzucam lakonicznie syczącym szeptem. — Wejdziemy po klatkach na ogrodzenie i przez nie przeskoczymy.
— A później? — dopytuje Niedźwiedź.
— Później trzeba będzie improwizować. — Wzdycham.
Ciemny Kieł potakuje kiwnięciem głowy. Jej ogon kołysze się rutynowo, co najwyraźniej wnerwia Strzałę, bo ta następuje jej boleśnie na łapę.
— Najważniejsze jest, aby Jastrzębia i Kruszynę zmę-
Chrzęst zrywanego łańcucha alarmuje nas wszystkich. Dwunożny odpina psom kagańce, po czym odsuwa się tak gwałtownie, jakby sam miał paść ofiarą swoich agresywnych pieszczochów. Jastrząb, w przeciwieństwie do nas, nawet nie próbuje opracować planu — najwyraźniej jego planem na walkę jest właśnie jego brak. Warczę głucho, zdając sobie sprawę, że ten skończony kretyn ryzykuje atakiem tak bardzo zapewne dlatego, że nie jest przyzwyczajony do porażki. Momentalnie w moich żyłach zaczyna płonąć determinacja, niekoniecznie podobna do leonisowej osobowości; żaden wrzód na ogonie nie będzie ignorować mojej osoby, jakbym był tylko przeklętą pchłą w futrze.
Śnieżynka na drobnych łapkach kuśtyka pod brzuch Jastrzębia, starając się go zmylić. Kruszyna rzucająca się na szczeniaka zostaje powstrzymana pociągnięciem za ogon przez masywniejszego od niej Niedźwiedzia, a Ciemny Kieł stara się powstrzymać dwójkę wrogów od rzucenia się na starszego włóczęgę. Wykorzystując chaos panujący na polu bitwy, rzucam się w stronę ściany klatek, obijając się o pręty bokiem. Tępy ból przemyka przez wszystkie moje nerwy, ale ja uparcie nabijam sobie więcej siniaków, aż rząd cel nie spada na ziemię, wyłamując pręty.
Nawet jeśli nie uda nam się wyciągnąć stąd wszystkich, opóźnimy nieco Wyprostowanych, którzy będą próbowali uratować chociaż część najbardziej umiejętnych psów. Niczym marionetki na sznurkach, właściciele naszych wrogów gniewnie wymachują w naszą stronę pałkami, niepewnie próbując interweniować na arenie, ale próba złagodzenia chaosu kończy się fiaskiem, kiedy uwolniona z klatki ruda suka pociąga do siebie jego broń, przy okazji kalecząc Dwunoga w dłoń. Najwyraźniej nawet Bezwłosi, rządzący się na swoich terenach jak liczni liderzy, mogą być bezbronni wobec kilku kłów zdziczałych i głodnych psów.
Na wyliniałym futrze rdzawej suki osadza się stary, aczkolwiek nadal rozpoznawalny zapach klanu. Przywodzi mi na myśl ognistych wojowników, którzy zanoszą się własną dumą, nie tracąc jej nawet w momencie kryzysu. Wojowniczka Industrii, zamiast rzucić się w wir walki pozostałych, uporczywie próbuje wyciągnąć spomiędzy prętów wychudzoną, popielatą sukę.
Wypuszczone z klatek psy są zbyt słabe, aby dołączyć do Ciemnego Kła, Strzały, Niedźwiedzia i Śnieżynki, więc jedynie próbują wspiąć się na kruchych łapach po ogrodzeniu, skowycząc marnie i szczękając pazurami. Przeklinam siebie za głupi pomysł chęci pomocy innym; nawet jeśli powstrzymało to Dwunożnych i zdezorientowało Jastrzębia i Kruszynę, w głębi serca liczyłem na to, że psy postanowią się zemścić na oprawcach i nam pomóc. Szybko okazuje się, że to tylko mrzonki, a zabiedzone kundle wszelkiej maści dbają tylko o własny egoizm, ślepo szukając przetrwania, jakby wielodniowy ból kompletnie wybił im z rozumu pojęcie stada.
— Strzało! — przez chaos przebija się rozgoryczony jęk Łapy, który utknął między pokrzywionymi prętami.
Ciemny Kieł chwieje się na własnych łapach — jej wcześniejszy ból nogi daje się we znaki, a teraz sama jest osłabiona ochroną kilku bezbronnych psów. Śnieżynka kuli się zaraz za nią w kałuży własnej krwi, a liczne szramy zdobią jej białe futro, przesiąkłszy włos szkarłatem.
— Jeszcze chwilę, Śnieżynko — mamrocze Ciemna, choć w jej głosie nie ma ani krztyny przekonania. — Jestem medyczką. Jeszcze chwilę. Pomogę ci.
Zaaferowana obroną półżywej suczki nie zauważa, że Strzała bardziej potrzebuje pomocy niż szczeniak bez nadziei. Przyciskana przez Jastrzębia do ziemi suka łapczywie łapie resztki powietrza, podczas gdy Kruszyna próbuje dobrać się do brzucha ofiary, najwyraźniej wiedząc, co ciężarną zrani najbardziej. Niedźwiedź, usiłujący powstrzymać tę dwójkę od morderstwa, zostaje boleśnie pacyfikowany przez tłum Dwunożnych, którzy skandując imiona naszych wrogów, obijają biczami żebra włóczęgi, rysując na brunatnym futrze ogniste znaczenia.
Odbijam się tylnymi łapami od podłoża, chcąc rzucić się na psy, ale wymija mnie wcześniej widziana suka o cienistym futrze, goniona przez rdzawą członkinię Industrii.
— Nocne Futro, nie! Mamo! Musimy uciekać!
Nie słucha córki. Z wyskoku ląduje na grzbiecie Jastrzębia, który usilnie próbuje zrzucić z siebie Nocne Futro. Strzała uwalnia się spomiędzy łap oprawcy, odsuwając się w stronę Niedźwiedzia i tworząc za sobą krwawą ścieżkę na arenie. Tymczasem Jastrząb, podobnie jak ja wcześniej o klatki, obija się grzbietem o ogrodzenie, próbując zrzucić starszą wojowniczkę Industrii. Ta, uporczywie wbijając pazury w jego skórę, w końcu zostaje ściągnięta przez Kruszynę, która ciągnie ją za kark, uderzając głową swojej ofiary o mur. Nocne Futro osuwa się na ziemię w akompaniamencie głośnego zawodzenia swojej córki, która próbuje przecisnąć się przez kłapiące szczęki morderców własnej matki. Podobnie jak tamta, zostaje szarpnięta za szyję. Strużka krwi wycieka z pyska rudej wojowniczki, kiedy z rozerwanym gardłem pada na martwe ciało Nocnego Futra.
Dopiero po śmierci dwóch Ognistych Dwunożni reagują. Jastrząb i Kruszyna zostają smagani biczem, po czym jeden z Wyprostowanych wbija w ich sierść ten sam specyfik, który został wcześniej podany nam przez Hycla. Psy padają nieprzytomne, wyciągane z areny przez tłum, a jakiś tłusty Dwunóg wychyla się z rzędu, podchodząc do właścicieli pomieszczenia.
Celuje palcem to we mnie, to w Ciemnego Kła, wciskając w dłoń naszego porywacza kupkę banknotów.
— Chcę ich kupić. Tak, tę dwójkę. Od dzisiaj będą pracować dla mnie.
<Ciemny Kle? ah shit here we go again>
[1372 słowa: Leonis otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz