17 grudnia 2020

Od Białej Zamieci do Cynamonki

Minęło trochę czasu, odkąd zgodziłam się przygarnąć szczenięta od Aksamitkowej Chmury. Suczka odwiedziła mnie oraz zastępczynie już dwa razy, nie dając po sobie poznać, iż to ona jest ich biologiczną matką. Z innej perspektywy przypominała bardziej ciotkę lub też starszą siostrę, chociaż w tym wypadku pasuje bardziej to pierwsze, bo nawet nie wiem, czy Złoty Popiół ma rodzeństwo.
Szczenięta szybko się zadomowiły i dawały radę — były bardzo wytrzymałe. Zaczepiały w większości mnie, gdyż Złoty Popiół zmywała się za każdym razem, gdy prosiłam, aby została ze szczeniakami sama. Zastępczyni została tym mistycznym ojcem, który wychodzi na polowanie i nigdy nie wraca. Chociaż chwila, wróć, Złoty Popiół akurat wracała.
Tego dnia było pochmurnie i wietrznie dlatego też większość swojego czasu spędziłam ze szczeniakami, ogrzewając je oraz mówiąc, że nie umrą. Jeden ze szczeniaków, Sosenka, ciągle powtarzała pod nosem, że zaraz coś przyjdzie i ich wszystkich zje. Najwięcej miałam z nią problemów, gdyż okazała się najbardziej strachliwa. Nie to, co jej siostra Nieuchwytka, która ponownie próbowała wymknąć się, by zwiedzić świat samemu. I również ponownie, gdybym nie dostrzegła ledwo chodzącego szczeniaka, to zapewne zniknęła.
— Złota, one nie gryzą, mogłabyś z nimi posiedzieć? — spytałam.
Suczka siedziała na drugim końcu budynku, zagrzebana w słomie.
— Jeden mnie ugryzł — prychnęła. — W ogon.
Westchnęłam. Rosną im chyba zęby, prawda? To normalne, że wszystko gryzą. Tak mi się wydaje.
— Zęby im rosną przecież.
Zastępczyni wygrzebała się ze słomy i do mnie podeszła. Nachyliła się, by przeliczyć szczenięta i powiedziała:
— To niech im rosną. Od tego są zęby.
— Od czego?
— Od tego, by rosnąć.
Pokiwałam łbem w zrozumieniu, choć tak naprawdę nie zrozumiałam nic z tego, co chciała mi przez to przekazać. Stare mądrości Złotego Popiołu. Powinnam to przekazać szczeniętom, jak już trochę podrosną. Będę opowiadać im o tym, co mamusia Popiół mówiła na ich temat, gdy jeszcze były niedorozwiniętymi kuleczkami sierści.
Położyłam się na słomie i razem ze szczeniakami usnęłam. Czułam, jak kilka z nich co chwilę się przewraca i wgryza w moje łapy lub też liże mnie po nosie. Rozpraszało mnie to, jednak kiedy wpadałam w fazę głębokiego snu, nie robiło mi to już różnicy.
Śniły mi się szczeniaki, rzecz jasna, lecz nie byliśmy u siebie, otoczeni słomą i ciepłem. Byliśmy pośrodku niczego w mrozie, gdzie szalała burza śnieżna. Nic nie było widać, na dodatek dookoła słychać było ciche pomrukiwania oraz prychnięcia. Nie mogąc ocenić sytuacji przez płatki śniegu wpadające mi do oczu, próbowałam, chociaż ochronić szczenięta własnym ciałem. Kiedy się jednak schyliłam, by nosem odszukać małe puchate kuleczki, zrozumiałam, że nie ma ich już na swoim miejscu. Czułam, jak krew odpływa z mojego ciała. Gdzie są szczenięta?
Zaczęłam nerwowo się rozglądać, wołając przy tym imiona każdego z nich i czekając, aż chociażby jedno wyda z siebie odgłos. Cisza. Żadnego odzewu. Zestresowana zaczęłam ich do przodu, przedzierając się przez śnieżną zasłonę i krzywiąc się, gdy zamarznięte kropelki wody uderzały o mój pysk. Gdzie są szczenięta?
Wtem dostrzegłam, że na ziemi ciągnie się smuga krwi, a na samym końcu leżą ciała wszystkich szczeniąt. Wszystkie martwe. Wszystkie nie żyją.
— Umarły. — Zerwałam się, budząc przy tym smacznie śpiące szczenięta. — Och, jednak nie umarły. — Wzdycham, uświadamiając sobie, że to jedynie głupi sen. Polizałam każdego ze szczeniaków po głowie.
Spojrzałam na szczeniaki z uśmiechem. Dlaczego ja, na Gwiezdnych, zostałam ich matką?
— Złota...
Odpowiedziała mi cisza.
— Złota, brakuje jednego. — Powoli zaczęłam się niepokoić. — Oddawaj go.
Suczka unosi zdziwiona łeb. Leżała obok mnie.
— O czym ty mówisz?
— Jednego szczeniaka brakuje.
— Bywa i tak... — Położyła łeb z powrotem na sianie i zamknęła oczy.
W takim razie na zastępczynie nie mam co liczyć. Kto by się spodziewał?
Wstałam ze swojego miejsca, by poszukać szczeniaka. Suczką się już nie przejmowałam — teraz niech ona z nimi zostanie.
Wciskałam nos w każdą szczelinę, myśląc, że zguba postanowiła się ze mnie pośmiać i schować w miejscu, gdzie jej nie znajdę. I tak pewnie myślałabym jeszcze chwilę, dopóki nie usłyszałabym cichego pisku. A więc tam jesteś.
Podeszłam do drugiej kupki siana i w niej zanurkowałam. Chwyciłam delikatnie zgubę za skórę na karku i wyciągnąłem.
— No, Cynamonka, tłumacz się. — Postawiłam szczeniaka na ziemi. — Co to miało znaczyć?
<Cynamonko?>
[674 słowa: Biała Zamieć otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz