14 grudnia 2020

Od Klematisa CD Szramy

Całe miasto wydaje się martwe. Nie wiem, czy to wynik mroźnej pory roku (a nietrudno wywnioskować, że bezwłosi Dwunodzy mają mniejszą odporność na zimno), czy w ich postawnym świecie dzieje się coś, o czym psom nigdy nie będzie dane wiedzieć. Las był cichy, poprzecinany jedynie słodkimi szeptami natury, kojąco odległy od dzisiejszego świata. Tymczasem z każdym kolejnym dniem mieszkania w mieście mam wrażenie, że wcale nie jest tak źle, jak początkowo nam się wydawało. Fakt faktem, zwierzyna jest mniejsza, ulice głośniejsze i istnieje większe ryzyko ze strony Dwunożnych, ale po paru miesiącach przyzwyczajenia uszy nie bolą już od wszechobecnego harmidru.
Oddalając się od starego blokowiska, przed nami majaczy postawna sylwetka opuszczonego Kościoła. Budynek ten wygląda na większy w stosunku do innych budowli w mieście, zupełnie jakby Dwunożni specjalnie chcieli wyróżnić go na tle innych. Po drodze tego wyróżnienia jednak coś musiało pójść nie tak; na samym początku naszej przeprowadzki do miasta, o równych porach słońca górującego na nieboskłonie rozbrzmiewały głośne dzwony z Kościoła. Teraz szerokie drzwi są zabarykadowane dwoma pękającymi deskami, tak, jakby Bezwłosi nie chcieli mieć z tym miejscem nic wspólnego.
— Jaki teren obejmie nasz patrol? — Z zamyślenia wyrywa mnie Richie.
W głowie śledzę ustalone tereny Bezgwiezdnych na ostatnim zgromadzeniu. Choć pod maską honorowego lidera do tej pory starałem się to ukryć, do tej pory jestem szczerze zdziwiony, że klany zgodziły się na taki podział terenów, nawet pomimo uprzedzeń do niewierzących. Równie dobrze mogliby potraktować nas jako włóczęgów, a my przecież wcale nie różnimy się od nich tak bardzo.
— Pójdziemy na skróty, przez cmentarz — tłumaczę. — Stamtąd przejdziemy aż do granicy z Tenebris, pójdziemy wzdłuż niej i wrócimy do starego blokowiska.
Richie kiwa ze zrozumieniem. Patrol tych terenów nigdy nie jest ulubionym miejscem wojowników — niektórzy, nawet pomimo swojego ateizmu, nie przepadają za odwiedzaniem cmentarza. Obok osiedla domów należącego do Ciemnych aż roi się od Dwunogów, szczęśliwie trzymających się z daleka od Bezgwiezdnych terenów, jakby wszystko, włącznie z nami, było tutaj opuszczone.
Śnieg trzeszczy pod moimi łapami, kiedy miarowym krokiem podążam w wyznaczonym kierunku, równocześnie próbując utrzymać tempo ramię w ramię ze Szramą. Dopiero po chwili orientuję się, że straciliśmy z pola widzenia Richiego. Odwracam się, na moment zamierając, że zgubiliśmy naszego towarzysza, ale wilkowaty stoi w odległości kilku susów zająca od nas, łypiąc na mnie groźnie.
— Cukiereczku, nie pójdę dalej, jeśli się nie umyjesz…
Fukam cicho, udając skruchę.
— Podobno to ja tutaj wydaję dyspozycje? — mówię, ale cień pytania odejmuje mi powagi. Kiedy pomiędzy naszą trójką zapada niezręczna cisza, posłusznie wywalam się na śnieg, ocierając się bursztynowym futrem o mleczne płatki.
Staję na równych łapach, strzepując pozostałości z sierści. Temperatura mrozi mnie aż do kości, a ja nie wiem, czy najpierw udusić Richiego, czy może siebie.
— Z-z-z-za z-z-zimno — wycedzam przez szczękające zęby, piorunując wzrokiem bezgwiezdnego wojownika.
— Nie patrz tak na mnie, ja cię nie ogrzeję — odpowiada, machając nerwowo koniuszkiem ogona. — Poproś Szramę, cukiereczku.
Przez brak reakcji ze strony suki, żwawo truchtam za nią, udając, że Richie zatkał pysk w odpowiednim momencie i wcale nie powiedział coś głupiego.
Niedługo później stajemy przed bramą od cmentarza. Pręty rozszerzają się na dole, więc jako pierwszy przeciskam się przez skromną dziurę, stawiając łapy po drugiej stronie miejsca. Zewsząd otaczają mnie przyozdobione kamieniem kopczyki, a w powietrzu wisi gorzki zapach żalu i śmierci. Chociaż Dwunożni wyglądają na długowiecznych, najwyraźniej ich bliscy też umierają; być może Bezwłosi wcale nie są tak odległym gatunkiem od nas? Może oni też giną w wojnach, takich jak czterech klanów z Quintusem?
— Byłem tutaj w Porze Opadających Liści — mamrocze Richie kwaśno. — Wyglądało to, jakby wszyscy Dwunożni z miasta zebrali się na cmentarzu. Te dziwne kamienie jarzyły się płomykami.
— Pożar?
— Nie wyglądało na pożar, ogień był pod kontrolą.
Marszczę nos. Może Bezwłosi jednak faktycznie są czymś innym od nas, skoro potrafią zapanować nad żywiołem?
Bez słowa ruchem ogona wskazuję pozostałym, abyśmy ruszyli dalej. Pręgowane futro rozmywa się na tle szarych kamieni i śniegu, a ja węszę w powietrzu, starając się wyczuć coś poza znajomą wonią moich towarzyszy i pozostałościach po Dwunożnych. Cmentarz, wraz z Kościołem, jest prawdopodobnie jednym z najbardziej śmierdzących miejsc — zapach Drogi Grzmotu czy legowiska medyka nie jest tak drażniący, jak ten. Do moich nozdrzy dociera coś na podobieństwo popiołu, ale nie jestem w stanie rozpoznać, co to za woń. Z całą pewnością jednak wiem, że pachnie nieosobowo, więc obecnie jesteśmy tutaj bezpieczni.
Trzymamy się z daleka od Dwunożnych kopczyków, futrem niemal ocierając się o płot wyznaczający granice terenu cmentarza. Rozglądam się paranoicznie dookoła, przypominając sobie wcześniejsze słowa Richiego: co, jeśli gdzieś tu czai się na nas ogień? Jak na zawołanie, piekąca blizna na boku rozjarza się bólem, przypominając o przeszłości. Co, jeśli w Coelum też są Dwunożni i właśnie na nas czyhają? Każdy szelest roślinności sprawia, że moje mięśnie tężeją, gotowe na atak rzekomego ducha.
Odwracam się do reszty patrolu, chcąc sprawdzić, jak oni reagują na otaczający nas teren. Szukam spokojnego pyska Richiego, który rzuci nieciekawym komentarzem na temat wiary i cukiereczków, tym samym rozluźniając napięcie. Mój wzrok jednak spotyka się z parą jasnobrązowych oczu Szramy, ale nie napotyka nikogo innego.
— Richie? — odzywam się zduszonym głosem, po czym odchrząkuję, nie dając po sobie poznać strachu. Ten dumny, odważny lider, który kitra się przed duchami Dwunożnych? Dobre żarty. Wojownicy muszą znać mnie do tej najlepszej strony. — Richie, no już, przecież zmyłem z siebie zapach dzikiego czosnku, wyłaź!
Odpowiada mi głucha cisza, poprzedzona skowytem okolicznego ptactwa.
<Szramo?>
[889 słów: Klematis otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz