10 grudnia 2020

Od Szramy CD Klematisa

Na wąskim pysku pojawił się niemrawy uśmiech, albo jak to w psiej mimice bywa, zmarszczenie nosa. Nawet oblizanie go nie zmyło woni, która zaczęła żarliwie roztaczać się w pomieszczeniu. Suka podniosła nieco głowę na swojego Bezgwiezdnego lidera, by przytaknąć. Jeszcze niedawno była uczniem i wręcz łapy paliły jej się do patroli. W końcu to idealna sytuacja do odkrywania tego ogromnego świata, przestrzeni, do polowania... Odkąd jednak wyrzekła się swojego klanu, a jej dom z pięknych, słonecznych łąk zamieniły się w skalne pustynie cała ta radość zwiedzania gdzieś uciekła. Mimo to Szrama przytaknęła łbem.
— Jasne, Klematisie. 
Jej za długie łapy zaraz napięły się, a wychudzona sylwetka wygięła w łuk. Przeciągnięciu towarzyszyło ziewnięcie zakończone naturalnym, choć zupełnie przypadkowym piskiem.
Dziwnym było dla większości psów, że tak młoda już-nie-wojowniczka przerastała ich o łeb, lecz dla Szramy było to całkowicie naturalne. Zawsze była wysoka, lecz nie wiedziała po kim to odziedziczyła, tak samo jak jej brat. Dla Kopczykowej Łapy był to przypadek, zaś dla pręgowanej suni dar od przodków. Religia, to coś w sprawie czego nigdy się nie dogadywali, a mimo to Szrama znalazła się tutaj, z Klematisem, Ćmą i resztą psów. Nawet jest tu niczego nieświadomy Mlecz. Wszystkie te jednoczłonowe imiona miały dla niej dziwny wydźwięk przypominający nieco imiona Pieszczochów, a przecież mieli tyle różnic.
Wielkie oczy zwróciły się w stronę podchodzącego wilka. Wyraźnie nie chciał zbytnio się zbliżać do lidera, choć i tak był odważny stawiając te kilka kroków. Ten groźnie wyglądający pies o jeszcze bardziej skomplikowanym imieniu z początku wzbudzał w Szramie wszelkie obawy niepokoju. Nosił na sobie ziemisty zapach charakteryzujący Tenebris, a jego pysk nie zdradzał wiele. Teraz jednak już nie wywołuje żadnych negatywnych uczuć. W dodatku spora część Bezgwiezdnych zdaje się go lubić. Nie inaczej było z ciemnopręgą sunią. Jemu również skłoniła łeb na powitanie by zaraz ruszyć, nie jako pierwsza, lecz też nie jako ostatnia - tak czuła się najbezpieczniej.
Na dworze panował chłód. Mimo, że Szrama go wręcz nienawidziła to nie robił większego wrażenia na otaczających ją ogarach. Nie było wcześnie, ale też i nie za późno, tak w sam raz, lecz szaro. Paskudna pora roku, w której dominowała ów szarość i biel, czasem czerń. Śnieg chrupał pod ciężarem psich łap przykrywając każdy przetarty dotychczas szlak. Oby w nocy nie wstąpiła śnieżyca...
Przez pewien czas sunia szła z łbem zadartym w wieczne morze chmur kompletnie nie zwracając uwagi na otaczający ich świat. Każdy jej krok był jak dwa Richiego, lecz żadne nie zostawało w tyle.
— Po co patrolujemy, skoro już nie jesteśmy klanem? — wyrwało się z pręgowanego pyska nierozważne pytanie, dość szybko zresztą upojone odpowiedzią, nim Szrama zdążyła je zrozumieć.
— Żeby żadne z nas nie było zagrożone, po to są patrole, prawda? — odpowiedział jej pies o bursztynowej sierści. — Chyba chciałabyś spać spokojnie, prawda Szramo?
— Um, no tak... przepraszam. 
I choć Szrama miała już uszy po sobie i ogon między łapami, to pozostała cześć patrolu wcale nie pogrążała jej w swoim myśleniu. Klematis obejrzał się jedynie po tym jak jego kroki stały się wolniejsze.
— Nie masz za co. Kto pyta nie błądzi, prawda Richie? — ponownie jego głos przerwał miejską ciszę. Wilkowaty słysząc zaś swoje imię najpierw zastrzygł uszami, jakby chciał dosłyszeć milknące już słowa, a potem przytaknął.
— Nic dodać, nic ująć, Klem. — rzekł pogodnie.
<Klematisie?>
[537 słów: Szrama otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz