— Nakrapiana Gwiazdo — odzywam się, pełen optymizmu, że w końcu uda mi się zachęcić ją do rozmowy. — Haaalooo, Nakrapiana Gwiazdo!
Wymachuję czarno-białym ogonem tuż przed jej pyskiem. Zachowuje się, jakby w ogóle mnie nie widziała, szepcząc coś do Podgrzybkowej Sierści, ale mój wzrok nie myli się co do jej niewielkiego wzdrygnięcia wymalowanego na wargach.
— Nakrapiana Gwiazdo, zajmę ci tylko minutkę! Przysięgam!
Czyjeś szczęki delikatnie zaciskają się na skórze na moim karku, po czym odciągają na drugi koniec pomieszczenia. Z kwaśną miną, łypię na Burzowe Gardło, wyjątkowo obrażony, że przerwał mi rozmowę (albo raczej monolog) z liderką. Ulegam dopiero pod wpływem jego piorunującego wzroku, a mój ogon zwija się niepewnie między nogami.
— Nie nauczyli cię szacunku do liderki, szczeniaku? — parska.
Kulę się. Burzowe Gardło na ogół gra w klanie tego żartobliwego wujka, ale kiedy wchodzi w swoją surową fazę, mam ochotę uciec jak najdalej od niego. Pomimo utrzymywania stale luźnej atmosfery wśród Wodnych, ma istotnego fizia na punkcie własnego konserwatyzmu, jakby świat miałby się załamać przez to, że ktoś złamie jedną niepisaną zasadę kultury. Nie musi mówić tego na głos, żebym wiedział, że nie jestem jego ulubionym uczniem.
— Nakrapiana Gwiazda znowu nie ma dla mnie czasu — dukam potulnie, mając nadzieję, że przez to wojownik nieco spokornieje.
— Jest liderką, szczeniaku. Znajdź sobie inne zajęcie.
— W ten sposób nigdy nie zostanę mianowany! — syczę, dużo głośniej niż zamierzałem, alarmując większą część osób kręcących się wokół. — Na granicy znalazłem idealne miejsce do treningu i-
— Znowu kręciłeś się przy granicy? — Nakrapiana Gwiazda nagle zwraca na mnie uwagę. Jej uszy stoją w sztorc, a chłodny wzrok omiata mnie, jakby właśnie osądzała mnie za najgorszą zbrodnię. — Może wcale nie jesteś Wodnym? Wybrałeś bycie zdrajcą?
Nawet nie próbuję opanować swojej impulsywnej reakcji. Wyszczerzam kły w nagłym przypływie złości, napinając mięśnie i bacznym wzrokiem lustrując liderkę, jakby właśnie była moją ofiarą. Mam swój honor, a w związku z nim nikt nie ma prawa sugerować, że byłbym w stanie zdradzić swój klan. Po odejściu Odważnego Kła Wodni zostali moją jedyną rodziną.
— Hej, hej, hej — przerywa nam Podgrzybkowa Sierść, stając pomiędzy mną a Nakrapianą Gwiazdą. — Mam dla ciebie zajęcie, młody. W ramach treningu. Mógłbyś zabrać ze sobą jakiegoś wojownika i odwiedzić dworzec, żeby nazbierać mi zapasu ziół? — Zerka ukradkiem na przywódczynię. — Niekoniecznie twoją mentorkę, myślę, że ktoś inny mógłby mieć więcej czasu…
Stulam uszy. Nie jestem uczniem medyka, żeby zajmować się roślinami, ale wydaje mi się to o wiele lepszym zadaniem, niż czysta prokrastynacja. Bez słowa kiwam głową, po czym rozglądam się po zebranych wojownikach, szukając ochotnika na moje towarzystwo podróży. Jakbym sam nie mógł opuścić obozu, skoro jestem już niemal mianowany…
Zebrani tutaj Burzowe Gardło, Rozżarzony Język i Słoneczny Pysk nie zgadzają się, twierdząc, że zostali wyznaczeni do wieczornego patrolu. Mój ogon drga nerwowo, kiedy zdaję sobie sprawę, że nikt nie jest chętny na towarzyszenie mi do dworca. Jak mam zostać wojownikiem, skoro nie mogę szkolić się sam?
Zwieszam smętnie łeb. Gdyby był przy mnie Odważny Kieł, nie zostawiłby mnie w potrzebie; nawet jeśli swój czas właśnie przeznaczałby na drzemkę, zapewne wybudziłby się tylko po to, by pójść ze mną na małą wycieczkę. Może nawet on zostałby wyznaczony na mojego nowego mentora, żeby nie zajmować Nakrapianej Gwieździe tyle czasu?
— Ja chętnie pójdę z Wojowniczą Łapą.
Podnoszę głowę ku wejściu do Starego Domu. Deski trzeszczą cicho pod łapami Irysowego Serca, a obłoczki dymu ulatniają się w powietrzu wraz z każdym oddechem. Zza jej rudego karku wychyla się Opalowa Łapa, kuśtykający na niezgrabnych nogach do środka pomieszczenia. Najwyraźniej właśnie skończyli swój trening, kompletnie wyczerpani po godzinach walki, więc czemu zastępczyni chce wyruszyć ze mną w poszukiwanie ziół?
O Irysowym Sercu wiem właściwie tyle, co nic. Ot, jest zastępczynią, ale nigdy nie lgnęła do rozmów ze mną… w zasadzie zastanawia mnie, czy kiedykolwiek z nią rozmawiałem dłużej niż chwilę. Zdawała się nie zwracać na mnie większej uwagi, albo wręcz przeciwnie: udawać, że nie istnieję, dla spokoju własnych nerwów. Jej uczeń, Opalowa Łapa, jest chodzącym przeciwieństwem mnie. Skoro Nakrapianej Gwieździe jest trudno mnie znieść, jak poradziłaby sobie Rysa na jej miejscu?
Najwyraźniej nie tylko ja jestem zdziwiony na propozycję Rysy, bo stojący obok Opal marszczy czoło i wpatrzony w swoją mentorkę, mruga kilkukrotnie.
— I-irysowe Serce…? — powtarzam, sam nie będąc pewien decyzji zastępczyni, ale ta podchodzi bliżej mnie, omiatając mój nos swoim rudym ogonem.
— No, dalej — ponagla. — Chcesz zostać liderem, prawda? — Na to pytanie słyszę ciche parsknięcia w tle. — Więc od kogo powinieneś się uczyć, jeśli nie od zastępczyni?
Ignoruję śmiech za mną i własną intuicję, która podpowiada mi, że taka propozycja ze strony Rysy jest raczej dziwna. Machinalnie kiwam głową, kołysząc ogonem na boki, jakby ponownie powrócił cały mój entuzjazm. Bez zbędnego gadania Irysowe Serce posyła wymuszony uśmiech w stronę Nakrapianej Gwiazdy, po czym wychodzi ze Starego Domu, a ja razem za nią staję na skrzypiącym śniegu.
Zadzieram pysk do góry, napawając się mroźnym powietrzem. Słońce zaczyna powoli się obniżać, zatapiając nieboskłon w pomarańczowych barwach. Wieczorną porą świeży śnieg oprósza ziemię, a ja zwracam nos ku niebu, czekając, aż spadnie na niego pojedynczy płatek.
— Powinniśmy się pospieszyć — mruczy Rysa, doglądając zachodzącego słońca. — Nie rozpoznamy ziół w ciemności, a po zmroku będziemy też bardziej narażeni na atak.
Marszczę czoło, próbując przypomnieć sobie nasze okolice. Uczniów dotyczy ważny punkt kodeksu, jakim jest niemożność opuszczania obozu bez nadzoru wojownika. Choć Nakrapiana Gwiazda rzadko znajdowała dla mnie czas, to Odważny Kieł zawsze zdawał sobie sprawę z mojej niezdolności do usiedzenia na zadku dłużej niż minutę, więc często zabierał mnie na wycieczki, podczas których on zostawał w tyle, a ja podziwiałem każdy element natury, jaki było dane mi spotkać. Po jego odejściu, zamiast nieustannie czepiać się wszystkich wojowników w klanie, nauczyłem się zwyczajnie wymykać.
Wzdrygam się na myśl o łamaniu Kodeksu Wojownika. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to, co robię, nie jest słuszne, ale z drugiej strony jak mam się stać pełnoprawnym wojownikiem Flumine, jeśli nie mogę opuszczać obozu bez obecności mentorki? Zresztą, gdyby nie to, nie spotkałbym Białej Tęczy, która przecież trenuje mnie w zaciszu terenów Tenebris. Nawet jeśli przez to zachowuję się zdradziecko, jestem pewien, że po mianowaniu już zawsze będę wierny Wodnym.
Droga do dworca prowadzi niebezpiecznie blisko terytorium Ventusu. Przypominam sobie, jak na niedawnym patrolu wkroczyłem na ich ziemie, za co dostałem później ukarany, ale — dzięki Gwiezdnym — tylko przez członków własnego klanu. Mijając rynek, omiatam wzrokiem przed siebie, żeby ujrzeć rozciągnięte za licznymi domostwami Dwunożnych pola. Za śniegiem przykrywającym niegdyś rosnące tutaj wysokie rośliny, widnieje zachodzący horyzont. Irysowe Serce najwyraźniej zwraca uwagę na to samo, bo momentalnie przyspiesza, stawiając twardo łapy na śliskim podłożu.
Zastanawia mnie, czy Wietrzni zwietrzyli mój zapach na ich granicach. Jeśli tak, możemy być mniej bezpieczni — dworzec znajduje się niemal na styk przy Ventusie, i chociaż to teren dla klanów neutralny, lepiej, żebyśmy nie spotkali po drodze ich patrolu.
— Wojownicza Łapo? — Rytmiczne skrzypienie śniegu pod łapami suki na chwilę mnie dekoncentruje. — Czy… czy trenowałeś ostatnio z kimś innym? Poza Nakrapianą Gwiazdą oczywiście.
Sierść jeży mi się na karku. Zadzierając pysk do góry, nawet nie próbuję spojrzeć w bursztynowe oczy zastępczyni, miarowym krokiem podążając przed siebie.
Czy to dlatego wybrała się ze mną? Czyżby dowiedziała się, że trenuję z Białą Tęczą w ukryciu przed Wodnymi? Przełykam ślinę. Pomimo wrodzonej impulsywności, która w każdym momencie życia utrudnia mi społeczne funkcjonowanie, tym razem zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji. Jeśli zastępczyni upewni się w tym, że jestem zdrajcą, nie będę mógł liczyć na ciepłe powitanie we Flumine następnym razem.
— Tak — odpowiadam lakonicznie, nie wyjawiając całej prawdy, ale równocześnie nie kłamiąc. Rozlega się między nami cisza, a kiedy zdaję sobie sprawę, że zabrzmiało to jeszcze bardziej niż przyznanie się do zdrady, postanawiam zręcznie wybrnąć. — Przecież trenuję z pozostałymi wojownikami Flumine, prawda? — Posyłam rudej swój najszczerszy uśmiech, na jaki mnie stać.
— Pytałam bardziej o innych. Poza Flumine.
— Uczniowie nie mogą opuszczać sami obozu Flumine! — prycham, chwaląc się znajomością Kodeksu. Zadzieram głowę jeszcze wyżej, jakby sztucznie dodając sobie pewności siebie.
— To nic osobistego, Wojownicza Łapo. — Odchrząkuje, ale nie dodaje mi to otuchy. — Po prostu usłyszałam niedawno, że patrol Tenebris zwęszył zapach jakiegoś psa z Flumine. Pytam o to każdego członka klanu, żeby się upewnić.
Strzygę uszami, zaniepokojony. Albo faktycznie mi uwierzyła, albo udaje teraz głupią. W myślach taksuję każdy swój trening z Białą Tęczą, starając się odtworzyć wszystkie potencjalne błędy, jakie mógłbym popełnić. Powinniśmy być ostrożniejsi.
Droga do dworca zajmuje nam więcej, niż się spodziewaliśmy. Niebo powoli ciemnieje, przyjmując teraz kolor słabego grafitu. Stawiając swoje łapy na zardzewiałych torach, w moje nozdrza uderza stary zapach ziół wymieszany z charakterystycznym smrodem ulicznego burka. Najwyraźniej rzadko bywają tu inne psy, niż medycy. Momentalnie rozluźniam swoje mięśnie, rozglądając się wokół.
Biel. Otacza mnie biel, poprzecinana rdzawymi torami i rudym futrem Irysowego Serca. Wszystko wydaje się martwe, zatopione w puchu niczym w mleku. Zerkam kątem oka na moją towarzyszkę, mając nadzieję, że ona jest bardziej pewna naszej sytuacji, ale szok wymalowany na wargach Rysy mówi o tym, że jest medykiem tak samo marnym, jak ja.
— Więc… Podgrzybkowa Sierść wysłał nas na zbieranie ziół w Porze Nagich Drzew? — wypowiadam na głos myśli naszej dwójki.
Zastępczyni nie odpowiada. Nieświadomie macham ogonem, niespodziewanie ucieszony, że pierwszy raz w życiu nie wyszedłem na durnia jako jedyny.
— Musi być jakiś sposób — odzywa się po chwili Rysa, mrużąc oczy. — W końcu medycy nadal trzymają zapasy nawet podczas śnieżycy, prawda? Porą Nagich Drzew choroby są częstsze, a zioła muszą być stale uzupełniane.
Nie dopowiada, że nawet jeśli sposób istnieje, to nie jesteśmy medykami, żeby go znać.
Idąc za silnym zapachem ziół, stawiam łapę w nieskazitelnym śniegu. Płatki szybko rozpuszczają się w centrum, o ile wcześniej nie zostaną zagrabione przez Dwunożnych lub rozjechane przez Potwory. Tutaj są niedotknięte jakąkolwiek rysą na ich kilkucentymetrowym murze zakrywającym zieleń.
Moje łapy zatapiają się w śniegu, kiedy postępuję przed siebie, węsząc w powietrzu. Skupiam się jedynie na zapachu; być może to on doprowadzi mnie do tych ziółek? Woń staje się coraz silniejsza wraz z przybliżaniem się z każdym krokiem, aż…
— Wojownicza Łapo, uważaj!
Większe ode mnie, czekoladowobrązowe cielsko wypycha mnie poza śnieg. Ląduję zadem z powrotem na torach, z piskiem odczuwając chłód na zadku.
— Kysz! Zgnieciesz zioła!
Irysowe Serce staje przede mną w pozycji obronnej, napinając mięśnie i wyszczerzając kły. Po chwili jednak rozluźnia się nieco, choć nie jestem do końca pewien dlaczego: ten brązowy, śmierdzący roślinami mysi móżdżek mnie zaatakował!
— Ciemny Kle — zaczyna Rysa. — Jesteś medyczką Tenebris, prawda? Widziałam cię na zgromadzeniu.
Staję na równych łapach, czując się bezpieczniej niż chwilę wcześniej. Jesteśmy na terenach neutralnych, poza tym mamy przewagę siłową, zważywszy na to, że ja (no, prawie) i Irysowe Serce jesteśmy wojownikami, a naszą przeciwniczką byłaby medyczka.
Zwieszam głowę, pochylając się lekko przed Ciemnym Kłem. Chcę okazać szacunek medyczce, nawet jeśli jest z wrogiego klanu. Zastępczyni przestępuje nerwowo z łapy na łapę, ale nie odzywa się na moje zachowanie.
— Przepraszam, Ciemny Kle — mamroczę. — Nie wiedziałem, że miażdżę twoje zioła.
Łypię na obrośniętą śniegiem łąkę, jakby próbując znaleźć jakikolwiek znak zieleniny na tym polu. Może członkini Tenebris mówiła o czymś innym?
— Co wojownicy Flumine robią na dworcu? — pyta. — Myślałam, że to miejsce odwiedzają tylko medycy.
— Podgrzybkowa Sierść poprosił nas o przysługę w zbieraniu zapasów — tłumaczy się Irysowe Serce. Nie dodaje jednak drugiej, bardziej idiotycznej z naszej strony wersji.
— Żadne z nas nie wie, jak znaleźć rośliny w Porze Nagich Drzew — dorzucam szczerze.
Ciemny Kieł chichocze cicho, jakby to była najzabawniejsza rzecz, jaką dzisiaj usłyszała.
— Cieszcie się, że mam złotą cierpliwość po tym, jak walczyłam z gangiem pająków, bratałam się z kotami i uciekłam ze schroniska, a to wszystko w przeciągu kilku dni… — Patrzymy po sobie z rudą. Nie drążąc tematu, oboje uznajemy to za żart.
Brązowowłosa suka rozgrzebuje łapami śnieg. Spod warstwy puchu uśmiecha się do nas zamarznięty liść; wygląda nieco niemrawo, jakby medyczka właśnie wybudziła go z długiego snu. Z wrażenia wciągam powietrze ze świstem.
— Ten — Ciemny Kieł wskazuje na jakąś roślinę — można zbierać w Porze Nagich Drzew. Mimo zimna nie traci właściwości — tłumaczy, po czym nosem ukazuje naszym oczom kolejne zielsko. — Te się wam nie przydadzą. Wróćcie po nie, dopiero kiedy śnieg stopnieje.
Irysowe Serce uśmiecha się ciepło do medyczki. Nerwowe machnięcia ogonem zdradzają cień niepewności w jej stosunku do nieznajomej.
— Dziękujemy za twoją pomoc, Ciemny Kle. Niech Gwiezdni wynagrodzą ci w obfitych zbiorach ziół.
We trójkę zaczynamy zbierać odpowiednie medykamenty. Medyczka Tenebris, oddalona od nas o kilka susów zająca, co jakiś czas zerka podejrzliwie w moją stronę. Wzdłuż kręgosłupa przechodzi mnie dreszcz; co, jeśli wskazała nam trujące zioła do zbierania?
W końcu Ciemny Kieł staje za mną, opuszczając swoje zebrane liście na świeży śnieg. Przechyla głowę w bok, jakby chcąc przypatrzeć mi się jeszcze uważniej.
— Czy ja widziałam cię już wcześniej?
Drętwieję. Jestem pewien, że medyczkę widzę po raz pierwszy w swoim życiu, przy czym Irysowe Serce rozpoznaje jej czekoladowy pysk. Przypominają mi się plotki, które wyjawiła mi niedawno zastępczyni, mówiące o tym, że rozpoznano kogoś z Flumine na terenach Tenebris. Czyżby Ciemny Kieł znała sekret mój i Białej Tęczy?
— Nie — mówię, ale mój łamiący się głos nie daje Irysowemu Sercu pewności. — To pomyłka. Musiałaś mnie pomylić z borsukiem, albo… albo…
— Tak, to pomyłka — wstawia się za mną Rysa. Odwaga w jej głosie powoduje, że moje oczy rozszerzają się ze zdziwienia i wdzięczności. — Wojownicza Łapa nie był na ostatnim zgromadzeniu, a odkąd został uczniem, nie wychodził z obozu bez nadzoru.
Przytakuję, ochoczo kiwając głową. Ciemny Kieł wzdycha cicho, najwyraźniej szybko przejmując taką wersję wydarzeń.
Kiedy rozchodzimy się w swoje strony, śnieg przypomina raczej cienistą breję. Na niebo wkradł się księżyc, który słabo oświetla nam drogę powrotną. Niemal w całości pokonujemy ją w milczeniu, oboje tak samo zamyśleni.
Jestem niemal pewien, że zastępczyni musi coś wiedzieć o relacji łączącej mnie z Białą. Albo zachowywałem się zbyt oczywiście, albo znalazła na to jakieś dowody. Połączenie faktów nie dziwi mnie jednak tak, jak to, że ruda postanowiła wstawić się za mną przed Ciemnym Kłem. Dlaczego miałaby mnie bronić, jeśli zdaje sobie sprawę, że jestem zdrajcą?
[2293 słowa: Wojownicza Łapa otrzymuje 22 Punkty Doświadczenia i 2 punkty do treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz