Spędzanie czasu w tym budynku jest bardzo wesołe! Białe cośki nie spadają na futro, jest tu wiele innych osobników podobnych do mnie. No prawie. Niektóre są większe, mniejsze czy bardziej kolorowe. Niestety tata mówi, że nie mogę siedzieć ciągle na kuprze, tylko chodzić do taty Ciernia. Każdy szczeniak zawsze wychodzi w południe, a ja kompletnie nie wiem dlaczego. Wtedy jest nieprzyjemnie i dużo innych osobników. Gdyby tylko było o tyci cieplej. Może też bym z chęcią wychodził, ale po ostatniej przechadzce tak mnie, bolały łapy, że aż szok!
Podniosłem i rozprostowałem swoje łapy. Większość moich znajomych już dawno wyszli z legowiska, a ja jak ten grubszy ptaszek ostatni wylatuje z gniazda. Mlasnąłem przeciągle, ruszając na zewnątrz. Byłem bardzo ciekaw gdzie znajdę tym razem samca o cudownej, mięciusiej sierści. Nawet nie wiecie, ile bym mleczy oddał za takie futerko! W zasadzie to zero, ale oddałbym każdą kosteczkę! Co do jednej, mówię wam. Wracając, wujek jest bardzo przewidywalny. Tata Laurie mówił, że bardzo lubi kwiaty tak jak ja. Chociaż niezbyt się z tym zgodzę, zamiast zjeść kwiatka, to przypatrywał się mu. Dziwne, no nie? To tak jakby mówić, że lubi się skunksy, a się ich nie je. Przecież to dziwne!
Po dłuższej drodze mój nochal doprowadził mnie do miejsca, gdzie parę dni temu pożegnałem się z Cierniem. Przypomniałem sobie wcześniejszą lekcję i wręcz od razu uniosłem pysk, zbierając zapachy, które przynosił mi wiatr. Zapachy były bardzo różne jednak smród, który towarzyszył mi od wejścia na teren bezgwiezdnych, był niesamowicie mocny, co musiało się wiązać z obecnością jednego z psów. I nie myliłem się! Dosłownie chwileczkę po moim spostrzeżeniu zostałem przygnieciony do ziemi przez biało-czarne futro taty.
— Cześć! Już jestem! Nie spóźniłem się, prawda? — zadałem szereg pytań, który był na porządku dziennym. Widząc wzrok samca, zamerdałem ogonem, a gdy jego nacisk na mnie się zmniejszył, przeturlałem się obok.
— Nie spóźniłeś się, spokojnie. Mam nadzieję, że przygotowałeś się na dzisiejszą lekcję — stwierdził z nutą niepewności, która nieco zbiła moją pewność siebie.
— Tak! Raczej tak, w zasadzie to nie wiem. Nie wspominałeś co będziemy dziś robić, ale tak. Dokładnie pamiętam, jak mi mówiłeś o tym, no. Byciu cicho i obserwowaniu — szepnąłem ostatnie zdanie i nieco poruszyłem uszami, jednak mój zmysł nie zarejestrował nic złego.
— Tak, dokładnie. — Zamyślił się, grzebiąc nieco w ziemi. Jednakże zapewne po rozmyślaniu, czy udzielił wszystkich odpowiedzi na moje ważne pytania, po czym kontynuował. — Dziś będziesz uczyć się czegoś ciężkiego dla ciebie. Mam nadzieje, że pamiętasz, iż przy polowaniach trzeba zachowywać się niezwykle cicho i spokojnie. W ramach początku treningu będziemy obserwować to. — Wskazał na nieco zniszczony chwast.
— No ale tak na tym? Przecież to się nawet nie rusza! — warknąłem, podczołgując się do rośliny. Ona nawet nie jest smaczna czy ładna!
— Mamy ciężką porę, naszymi próbami moglibyśmy wystraszyć zwierzynę znajdującą się na naszym terenie. Chociaż może masz racje, zwierzyna ci ucieknie, a taką roślinę zjesz w sekundę — mruknął prawie niesłyszalnie pod nosem.
— Co? — Spojrzałem na dorosłego, zastanawiając się nad poprawnością usłyszanych słów.
— Co, co? Zresztą. Masz zadanie, więc je wykonuj. Przecież kiedyś chcesz być jednym z lepszych?
— Oczywiście — powiedziałem ciszej.
I od tej pory leżałem przy nieco umarłym kwiatku. Co jakiś czas zmieniałem swoją pozycję czy kąt patrzenia, lecz każdy ruch wiązał się z besztaniem mentora. Wokół można było słyszeć nasze spokojne oddechy i mój ogon merdający na obie strony w różnym tempie. Nie sądziłem, że patrzenie na martwy punkt ma jakikolwiek zastosowanie. Przecież myszy się ruszają! A leżeniem na łapach nigdy jej nie złapie. Zbliżyłem swój pysk i złapałem chwast w pysk, wyrywając go. Spojrzałem na mentora, który wyraźnie nie był zadowolony z mojego postępu.
— Coś ty zrobił? Puszczaj to, co ci ta biedna roślina zrobiła? Ona miała szanse jeszcze być pięknym krzewem! Wypluj to, już! — z pyska samca całe zdania wyleciały na jednym wydechu, a ja posłusznie puściłem roślinę.
Mówiłem już, że Cierń w tej sprawie jest nieco inny? Powtórzę się. Jest dziwny. Przecież to tylko grubsza trawa. Równie dobrze mógłbym pilnować swojego ogona i wyszłoby na to samo. Pod wzrokiem taty mieszam się nieco i spuszczam pysk.
— Przepraszam cię bardzo. Nie wiedziałem, że nie można tego wziąć. Stwierdziłem, że jak będę mieć ją w pysku, to będzie jej cieplej niż tutaj — powiedziałem, ze skruchą unosząc nieco swój wzrok.
— To nie mnie powinieneś przepraszać, a roślinę — ni to warknął, ni to powiedział. Zapewne nie chciał, abym czuł się źle, ale to przecież nic złego chyba. Prawda? Przypominając sobie nasze ostatnie spotkanie, pazurami musnąłem ziemie i zniżyłem pysk.
— Przepraszam roślinko, nie sądziłem, że cię to zaboli i będziesz chciała dalej rosnąć. Mam nadzieję, że mi wybaczysz i nie będziesz mieć mi tego za złe. Zrobiłem to niespecjalnie, następnym razem tak nie zrobię. No, chyba że z mleczem, ale musisz mi to wybaczyć — powiedziałem, po czym spojrzałem na samca z radością w oczach. Chyba jest dumny ze mnie. Musi być. Przecież przeprosiłem! Zamerdałem ogonem, wpatrując się w niebieskie oczy.
<Cierniu?>
[808 słów: Mlecz otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia i 2 punkty do treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz