Prycham cicho, widząc, że szczeniak raczej niczego nowego się nie nauczył. Wpatruje się we mnie, uśmiechając tak szeroko, jak tylko potrafił. W jego oczach jest coś, czego zupełnie nie potrafię zrozumieć — czyste szczęście. Patrzy na mnie tak, jakbym zrobił właśnie coś, co nie było upomnieniem, a pochwałą. I że to jeszcze mnie przypadło zostanie jego mentorem. Mlecz to szczeniak energiczny, głupiutki oraz... wydaje mi się, że wcale nie posłuszny. Wiedział, że nie lubię dzielić się swoim jedzeniem, więc po wyrwaniu kawałka mięsa odbiegł na bezpieczną odległość. Gdyby nie fakt, iż muszę się... pilnować, a bardziej nie pilnować siebie, ale tego malutkiego puchatego gnojka, to już dawno bym go pogonił. Zdaje się, że czeka mnie teraz początek naszego treningu.
Siadam, by chwilę pomyśleć o tym, co muszę zrobić. Nie miałem pomysłów. Głowa była zupełnie pusta. Co powinienem z nim zrobić? Dlaczego nikt nie dał mi dokładnych instrukcji? Ach, denerwujące to wszystko. Patrzę ponownie na szczeniaka, który zaczął ganiać swój ogon. Do najświętszej brzozy, dlaczego akurat mnie musiało to spotkać?
— Słuchaj — odzywam się, jednak nie tylko po to, by zacząć mówić o treningu, ale też po to, aby wyrwać go z tego... z tego, co robił. — Nie wiem, jak się prowadzi treningi. Postanowiłem więc, że opowiem ci w zamian tego o drzewach. Widzisz, teraz jest Pora Nagich Drzew i pozbawione są one liści.
— Dobrze! — krzyczy uradowany.
Krzywię się na jego ponowny wybuch radości, ale machnąłem na to łapą. Nie będę się nim przejmować. Udam, że nie ma go ze mną i rozmawiam sam do siebie. Jeśli tylko nie będzie mi przerywał, ale słuchał, to powinien to przeżyć.
— Skończyłeś jeść?
Mlecz kiwa łbem i merda ogonem. Świetnie, czyli jednak ruszyłeś moje jedzenie. Mniejsza z tym i tak nie zamierzałem tego już jeść. Preferuję... preferuję zdobycze nieskazitelne, nieruszone przez nikogo innego. Bez słowa ruszam z miejsca i idę przed siebie, zapominając na parę chwil, że mam ze sobą szczeniaka, którego zostałem mentorem.
Pora Nagich Drzew to z pewnością pora, której najbardziej nie lubię. Wszystko zapada w długi sen, przez co nie mogę napawać się widokiem zielonych liści, trawy czy też kwiatów. Robi się ciemno oraz chłodno, jednakże patrząc na to z innej strony, to pora idealna dla mnie. Mało psów przechadza się, ponieważ jest zbyt nieprzyjemnie, przez co ja sam mogę chodzić tam, gdzie chcę bez zmartwień, że spotkam kogoś obcego. Kogoś obcego w miejscu, które jest przeznaczone tylko dla mnie.
— Gdzie idziemy? — wyje tuż przy mnie.
I tak oto Mlecz przerywa mi moją cudowną ciszę. Spoglądam na niego i od razu dostrzegam, że ten podekscytowany przebiera coraz szybciej łapami.
— Pokażę ci coś — odpowiadam, lecz wcale nie jestem chętny, by pokazywać mu coś, co niedawno znalazłem.
Z początku był inny plan. Zakładałem, by udać się gdzieś z dala od wszystkiego, najlepiej z dala od wszelkich budynków, jednak postanowiłem tym razem zmienić to, co chciałem uczynić. Jakiś czas temu byłem na spacerze i odkryłem ostatni rosnący kwiat. Podekscytowany możliwością zobaczenia ponownie tego cudu natury, zapominam już któryś raz, że mam pod opieką małego Mlecza i przyspieszam kroku.
Szliśmy krótko, ponieważ okazało się, że istnieje skrót, pozwalający od razu przedostać się na tamto miejsce. Kwiat dostrzegam od razu. Zdaje się błyszczeć i wołać mnie, bym do niego jak najszybciej podszedł. Zaczarowany i pochłonięty całą tą magią kwitnącego kwiatu, podbiegam i przytykam nos do delikatnych płatów. Zaciągam się delikatnym zapachem.
— Ale ładny! — słyszę głos Mlecza, na który zaskoczony odskakuję.
Szczeniak wciska się między mnie, a roślinę i niezdarnie przylega do niej. Obserwuje ją z każdego możliwego kąta, aż w końcu stwierdza, że zrobi dokładnie to samo, co ja przed chwilą i zaciągnie się zapachem.
— Kwiaty kwitnące zimą są rzadkie — mówię, jakbym poczuł nagłą potrzebę wyjaśnienia wszystkiego. — Pora kwitnięcia przypada zazwyczaj wtedy, gdy na drzewach pojawiają się pierwsze liście. — Zamykam oczy, by przypomnieć sobie ten widok, poczuć na sobie promienie słońca, które delikatnie ocieplają moją sierść.
Otwieram oczy, chcąc spojrzeć na kwiat jeszcze raz, lecz już go nie widzę. Wystraszony zaczynam szukać go, myśląc, że pod wpływem marzeń oddaliłem się i zostawiłem gdzieś Mlecza samego. Szukam wszędzie, zaglądam w każdy krzak i za każdy pień drzewa, jednak nie znajduję ani szczeniaka, ani kwiatu.
Wtem zauważam skaczącego radośnie szczeniaka. Mieli coś zadowolony w pysku. Momentalnie ogrania mnie strach, że ten mały... ten mały włochaty pasikonik zjadł coś, co naprawdę kochałem. Zbliżam się do niego, trzymając nerwy na wodzy. Nie wybuchaj, Cierniu, nie ma takiej potrzeby, to tylko głupiutki szczeniak, nie mógłby...
— Był bardzo smaczny! — Merda pociesznie ogonem.
Wybałuszam na niego oczy.
— Co ty zrobiłeś?
— Zjadłem!
Serce bije mi w piersi jak oszalałe, w uszach słyszę szum. Cały świat się przede mną zaczął walić, a to tylko z powodu tego szczeniaka. Jesteś mentorem, naucz go więc czegoś, czego powinien nauczyć go prawdziwy mentor. Tak, te słowa do mnie trafiają na tyle, że rzucam się na szczeniaka i przygważdżam Mlecza do ziemi. Trochę zaskoczony malec patrzy na mnie zdziwiony, lecz zaraz wybucha śmiechem. Przymykam oczy. Ten pies... ten pies doprowadzi mnie na skraj. Puszczam go i patrzę na niego z góry.
— Podstawy walki mówią, by zawsze być czujnym — wyduszam ledwo te słowa. Dalej przed oczami mam przepiękne płatki kwiatów rośliny. — Jeśli nie będziesz czujnym, zostaniesz łatwym celem. Zapamiętaj to sobie lepiej, w końcu jestem twoim mentorem i... muszę cię czegoś nauczyć.
— Tak jest! — krzyczy i skacze zadowolony wokół mnie. — Naucz mnie czegoś jeszcze!
Wzdycham, lecz zmuszam się do tego, by opowiedzieć mu jeszcze trochę istotnych spraw.
— Nie bądź zbyt głośnym i nie rozpraszaj się. Mówiłem to już wcześniej — musisz być czujny. Jak przestaniesz być czujny, to zostaniesz łatwym celem. Nigdy nie wiesz, czy cię ktoś nie obserwuje... może teraz właśnie ktoś to robi?
Szczeniak zatrzymuje się i rozgląda wokół siebie.
— Nikogo nie widzę.
— Nie musisz go widzieć. Jeśli ktoś ma na celu zrobienie ci krzywdy, to będzie się chować.
Mlecz unosi wyżej pysk, by zaciągnąć się zapachami z powietrza. Obserwuję go, zastanawiając się jednocześnie czy nie zostać tym wyimaginowanym psem, który nas obserwuje i próbuje zrobić coś szczeniakowi.
— Nic nie czuję.
— To oznacza, że jesteś bezpieczny, ale nie możesz teraz pozwolić sobie na zabawę. Być może twój przeciwnik jest doświadczony i schował się w taki sposób, że nie jesteś w stanie go wyczuć. Dlatego zawsze, gdy czujesz się nieswojo, skup się i słuchaj, obserwuj oraz czekaj. Nie daj po sobie poznać, że wiesz.
Szczeniak kiwa zafascynowany małą główką.
— Na dzisiaj to koniec. — Macham łapą, jakbym chciał go przegonić, jak upierdliwą muchę. — Wracaj do siebie i mnie zostaw samego. Muszę... muszę coś zrobić.
Słyszę, jak szczeniak żegna mnie i odbiega, lecz nie przykuwam do tego większej uwagi. Siadam w miejscu, gdzie wcześniej rosła sobie kwitnąca roślina. Zawieszam łeb. Robi mi się smutno, że jej żywot został zakończony w tak bestialski sposób. Grzebię łapą w ziemi, by ukazać jakiś szacunek roślinie, po czym wstaje i szepczę ciche "przepraszam", chociaż to nie ja powinienem przepraszać. Jutro mój spokój pewnie i tak zostanie ponownie zakłócony, gdyż cały trening trwa... długo.
<Mleczu?>
[1145 słów: Cierń otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia, zaś Mlecz 2 punkty do treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz