15 grudnia 2020

Od Wojowniczej Łapy CD Białej Tęczy

Przez kilka kolejnych dni moje rozmowy z kimkolwiek ograniczane są do minimum.
Irysowe Serce, zabierając mnie na pomoc Podgrzybkowej Sierści w gromadzeniu zapasów, doskonale wiedziała, jak nasza rozmowa się zakończy — wie już, że jestem „zdrajcą” (a przynajmniej według Kodeksu Wojownika, bowiem mój kodeks moralny tego nie uznaje), ale z jakiegoś niewyjaśnionego powodu milczy, zgrywając przed Nakrapianą Gwiazdą mysi móżdżek. Za wszelką cenę unikam więc terenów Tenebris i samej Białej Tęczy w oczekiwaniu na to, aż sytuacja się uspokoi, chociaż nie będąc pewnym zamiarów zastępczyni, nie wiem, jak będzie chciała wykorzystać informacje o mnie w przyszłości. Brońcie Gwiezdni, żebym odezwał się do kogoś we Flumine; mój niewyparzony język przypadkiem może powiedzieć im coś, co tylko ułatwi rozgryzienie zagadki tajemniczego intruza na terenie Ciemnych.
Każde słowo Nakrapianej Gwiazdy i Irysowego Serca zarówno bezpośrednio do mnie, jak i zwracając się do całego klanu, powoduje u mnie przyspieszone bicie serca. Choć na myśl o potencjalnej bitwie pomiędzy Flumine a Tenebris do gardła podchodzą mi mdłości, wiem, że za wszelką cenę będę musiał ukończyć trening u boku Białej Tęczy. Moje stosunki z oficjalną mentorką z każdym dniem robią się coraz chłodniejsze, ale nie wiem, czy to wynik Pory Nagich Drzew, czy podejrzanego podejścia liderki w stosunku do mnie.
Przed świtem postanawiam więc odwiedzić zastępczynię Ciemnych. Liczba patroli prawdopodobnie zwiększyła się, odkąd wojownicy wykryli na swoim terytorium obecność Wodnego, ale od początku treningu zdążyłem zorientować się nieco w słabych punktach ich obozu. Może jeśli mi się uda, będę w stanie przekraść się do środka? Rzecz jasna w ramach szkolenia…
Kroczę drogą do Gwiezdnego Szczytu, po drodze zbierając na swoje futro wirujące płatki śniegu. Z uśmiechem pocieszającym ostatnio stresujące dla mnie momenty wyobrażam sobie, jak jako przyszły lider prowadzę tą samą ścieżką swój cały klan. Wszyscy liczą na mnie i podziwiają, dumni z tego, że Gwiezdni wybrali akurat mnie na swojego poplecznika, mnie zaś wypełnia honor, że mogę przewodzić Wodnym. Moja głowa doskonale odwzorowuje zapachy widoczne ze wzgórza czy zapach rozkwitającego Porą Nowych Liści Srebrzystego Drzewa. Oczami wyobraźni wciągam w nozdrza zapachy kilku klanów, łapy odważnie stawiając przed siebie w kierunku pozostałych liderów.
Zbaczam ze szlaku, skupiając się na rzeczywistości. Wytężam wszystkie zmysły, odraczając od siebie szczenięce wizje: nigdy nie zostanę przywódcą, jeśli nie zostanę mianowany, nie zostanę mianowany, jeśli nie skończę treningu, a nie skończę treningu, jeśli dam się złapać na szkoleniu z Białą Tęczą! Napinam mięśnie, wkraczając na teren Tenebris, a od tej chwili moje łapy cicho zatapiają się w śniegu, ograniczając każdy możliwy dźwięk.
Ruiny leżą stosunkowo blisko od punktu centralnego naszych zgromadzeń. Z zazdrością marszczę nos, przypominając sobie ból łap, kiedy okresowo przemierzaliśmy pół miasta, aby tutaj dotrzeć. Teraz wyklinam na Gwiezdnych, że moja nowa mentorka pochodzi z tych okolic. Nie mogłem wpaść w rzepy, nie wiem, na terenach Industrii? Magazyn Ognistych widoczny jest nawet przez okno na piętrze Starego Domu.
Widząc przed sobą poszarpane ściany, przytulam brzuch do śniegu z nosem przy ziemi. W duchu proszę Gwiezdnych, aby świeże płatki przysypały moje ślady przed wzrokiem pierwszego patrolu. Zanim jednak dotrę do parapetu komnaty Białej Tęczy, do moich uszu docierają niepokojące dźwięki, które zdecydowanie nie są adekwatne do wczesnej pory, jaką wybrałem na odwiedzenie mentorki.
— Co za idealny moment na patrol dla rozprostowania kości — słyszę przedłużone ziewnięcie.
— Ciemna Gwiazda przesadza — ochrypły głos jego towarzysza wywołuje u mnie ciarki. Brzmi, jakby w gardle utknęła mu niedawna ofiara. — Kto normalny napadłby na nas o tej godzinie? Jest prawie ciemno.
Drugi ignoruje jego szczerze rozzłoszczone prychnięcie, obrzucając go krótkim: „im szybciej, tym lepiej”.
Równocześnie roztargniony i przerażony tak wczesnym patrolem nie zauważam, kiedy ktoś czai się za mną. Z sykiem bólu odskakuję na bok, odsłaniając się dwóm usłyszanym wojownikom, a cięższe ode mnie cielsko ora mi plecy pazurami. Szamocząc się pod naporem wojowniczki, siłą przetrwania próbuję ją z siebie zrzucić.
— Drewniany Pazurze, Płomienny Krzewie! Tutaj! — alarmuje, kiedy wyswobadzam się lekko spod jej uścisku, zęby wbijając w wilczą łapę. W reakcji obronnej suka wysuwa pazury, oddając mi atak szramą na pysku, ale nie zwracam uwagi na palący ból, myśląc jedynie o tym, że nieznajoma już mnie nie przytrzymuje. Wszystkie moje zmysły krzyczą, próbując znaleźć lukę w ich obronie; przewaga trzy do jednego jest zbyt znacząca, żebym w ogóle starał się odbić szamotaninę.
Odskakuję od wojowniczki, z krwią szumiącą w uszach biegnąc w kierunku granic. Nie jestem jednak na tyle szybki, aby uciec przed trójką wojowników. Choć pozostała dwójka zwalnia, osłaniając tyły trzeciego, to wojownik o wilczej posturze, nazwany wcześniej Płomiennym Krzewem, ani trochę nie wygląda na miłego. Z wyskoku atakuje mój kark, wgryzając się w futro. Plując i sycząc, tarmoszę się z większym psem, turlając się po śniegu. Ten żarliwie toczy się za mną, z całą siłą przerośniętego wojownika wbijając mi szpony w brzuch. Kątem oka dostrzegam, jak krople krwi spadają na biały puch, ale ja wszelkimi możliwymi sposobami próbuję się bronić.
— Płomienny Krzewie, nie! — znajomy głos przerywa szum krwi w uszach. Wojownik na zawołanie zastępczyni puszcza mnie, ale nie odsuwa się. — Mamy chronić klan, a nie zabijać niewinnych!
Wykorzystując chwilę nieuwagi, puszczam się pędem przed siebie. Szkarłat plami moje ślady, a z każdym krokiem przed oczami pojawiają mi się mroczki, ale równocześnie czuję się, jakby Gwiezdni dodawali mi siły. Wiatr targa moje zakrwawione futro, pchając mnie przez znane okolice ku obozowisku Flumine.
Na widok Starego Domu cała energia się ze mnie ulatnia. Coelum chciało, żebym dotarł do domu, ale czy zapewni mi dalsze przetrwanie? Może wreszcie ponownie spotkam się z Odważnym Kłem? Przecież tego chciałem od początku… to dlaczego, zamiast skupiać się na sobie, myślę o tym, że za moją obecność na terytorium Tenebris Biała Tęcza może zostać wygnana, lub gorzej, zamordowana?
Półprzytomny ląduję w kopcu śniegu, niemą prośbą wypowiadając słowa do Gwiezdnych, aby uchronili mnie do czasu, aż upewnię się, że moja mentorka jest bezpieczna.
 
Kiedy ponownie otwieram oczy, na moment jestem pewien, że przed sobą zastanę Dawny Dom, las, o którym inni członkowie tyle mi opowiadali, a wraz z nim ciepły pysk Odważnego Kła. Nie spodziewam się jednak tej dziwnej, szczecinowatej istoty, która kruchą łapą wymachuje mi przed oczami.
— Szczur! — syczę, przetaczając się w bok.
— Nie, ty mysi móżdżku! Nie wstawaj! — reaguje przeraźliwie szczuropies, z uwagą sprawdzając, czy okłady nałożone na rany nie zostały naruszone przed moją responsę na jego widok.
— Przepraszam, Podgrzybkowa Sierści — mamroczę, nagle zdając sobie sprawę, gdzie się znajduję i kto nade mną czuwa. Najwyraźniej poranny patrol Flumine musiał zauważyć omdlałe ciało na środku drogi i przytaszczyć jej tutaj. Dreszcz przebiega mnie wzdłuż kręgosłupa na myśl o plotkach, które będą chodzić między Wodnymi po ataku na mnie.
— Zawołam Nakrapianą Gwiazdę i Irysowe Serce, że już się obudziłeś. Chciały z tobą pomówić — tłumaczy, kręcąc się na krótkich łapkach.
— Nie, nie, nie. — Kręcę głową, a żołądek podchodzi mi do gardła. — Jestem… wyczerpany. Potrzebuję chwili spokoju. Sam.
Rozumiejąc aluzję do ostatniego słowa, medyk posłusznie wspina się po schodach na dół, zostawiając mnie w pustce poddasza.
To już niemal nieuniknione. Nakrapiana Gwiazda z całą pewnością mnie wywali, kiedy dowiedzą się, co zrobiłem. Może zostanę jeńcem Wodnych? Będę musiał żyć znowu jako włóczęga, w samotności, bez Odważnego Kła ani jakiegokolwiek innego psa przy moim boku? Co, jeśli Biała Tęcza została oskarżona o zdradę i skończyła na wygnaniu? Czy Ciemna Gwiazda ją zabił? Co stanie się z jej szczeniakami, jeśli odejdzie?
— Tenebris! — alarmuje mnie rozjuszone warknięcie Burzowego Gardła. Na Gwiezdnych, kolejne kłopoty. Z bólem przełykam ślinę, czołgając się po drewnianej podłodze do schodów, skąd mogę podsłuchać rozmowę pozostałych wojowników. — Co Tenebris robi na terenach Flumine?!
Zamieram, przysuwając się bliżej. Pomiędzy szparami balustrady dostrzegam dwie znajome mi członkinie Ciemnych — Ciemny Kieł, medyczkę, która pomogła mi i Irysowemu Sercu zbierać zioła kilka dni temu, oraz stojącą obok niej Białą Tęczę. Mój ogon drga mimowolnie, nagle rozweselony, że moja mentorka żyje.
— Przychodzimy w pokoju — mówi zastępczyni Tenebris, kiedy staje pysk w pysk z Nakrapianą Gwiazdą.
— W pokoju? — powtarza przywódczyni z nutą złośliwości w głosie. — W takim razie mam nadzieję, że to coś ważnego.
Brązowa medyczka upuszcza czarno-biały kłębek pod łapy liderki. Suka pochyla szyję, obwąchując uważnie futro. Dostrzegam, że Biała Tęcza zauważa kątem oka moją obecność na schodach, ale milczy, a jej wzrok wydaje się równie spokojny, co zimny.
— Jestem Biała Tęcza, zastępczyni Tenebris — przedstawia się. — Dziś o świcie, nasz patrol zwęszył obcego na naszym terenie.
— Znowu?
— Tak, znowu. Wdali się w walkę, a po szamotaninie znaleźliśmy kępkę sierści nieznajomego. — Wskazuje pyskiem to na kłębek, to na stojącą obok jej towarzyszkę. — To Ciemny Kieł, nasza medyczka. Ona… rozpoznała ten zapach jako należący do jednego z waszych uczniów. Czy to prawda?
Wycofuję się w kąt strychu. Choć oczy mam rozszerzone z przerażenia, mam wrażenie, że świat obserwuję jak przez mgłę, zupełnie jak kilka godzin temu, kiedy traciłem krew po walce. Czyżby Biała Tęcza, mentorka, której ufałem, okazała się dla mnie zdrajczynią? 
<nawet nie próbuj krzywdzić mojego syna>
[1441 słów: Wojownicza Łapa otrzymuje 14 Punktów Doświadczenia i 2 punkty do treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz