17 grudnia 2020

Od Sosenki

Sosenka otworzyła oczka. Bardzo dobrze jej się dzisiaj spało i nie chciała szybko wstawać. Cieszyła się, że nikt jej w tym czasie nie przeszkadzał. Miała piękny sen. Biegła przez zbocza goniąc zdobycz. Była coraz bliżej. Zwierzyna piszczała ze strachu prosząc o pomoc, ale ona wiedziała, że nikt jej już nie pomoże. Czy chce, czy nie chce zostanie jej łupem! Wiedziała to. I zwierzątko też. Kiedy skoczyła na nie z pazurami, widziała to w jego oczach. Wiedziało, że czeka go śmierć. Trzęsło się pod jej łapą, ale miało za mało sił, żeby się uwolnić. Suczka dopadła go i wgryzła się w jego krtań, pozbawiając zwierzątko życia. I wtedy się obudziła.
Rozciągnęła łapki. Dzisiaj było przyjemnie. Zimno, ale rześko. I wtedy dopadła ją złość. Spojrzała na swoje małe łapki i drobne pazurki. W takim stanie nie jest w stanie niczego złowić. Przypomniał jej się sen. Wtedy była dużą smukłą suczką, jak jej mama — Biała Zamieć. Jej łapki, nie takie wspaniałe i długie jak we śnie pokryte były wciąż szczenięcym puchem. Nie wyglądała jak wojowniczka. Raczej jak ofiara wojowniczki. Ta, którą goniła i zabiła. Wzdrygnęła się. Nie chciała, żeby ktoś ją zabił. Podeszła do matki i wtuliła się w jej gęste futro. 
— Mamo? — spytała.
— Tak? — zaspana suczka otwarła jedno oko.
— Nie chcę zostać zabita — oznajmiła Sosenka smutno. Matka natychmiast wstała.
— Czy ktoś nas atakuje? — spytała wysuwając kły, gotowa chronić swojego miotu za cenę życia.
— Nie — odparła Sosenka. — Po prostu martwię się, że wyglądam jak zwierzyna, którą przynosicie na stos w obozie – mruknęła.
Biała Zamieć położyła się z powrotem przysuwając do siebie pozostałe szczenięta.
— Nie strasz mnie, Sosenko — odparła. — Już się bałam, że ktoś zaatakował nasz obóz i chce was zabić. A wiesz, że do tego bym nie dopuściła. — Polizała córkę po pyszczku.
— Wiem — odparła suczka. — Ale ile nam zajmie wzrost? Żeby być choć w połowie tak dużą jak ty?
— Na pewno ponad księżyc — odparła matka. — A teraz chciałabym się położ…
— A mogę wyjść? — spytała Sosenka. — Ale tylko na troszkę, obiecuję!
— Po tym jak mnie wystraszyłaś? Nie! — Przysunęła ją łapą do reszty rodzeństwa. — I tak jeszcze ci nie wolno. Jesteś zbyt mała.
— Ale… — zaczęła suczka, jednakże matka jej przerwała.
— Już ja cię znam. Zaraz wyjdziesz poza obóz i rzeczywiście cię coś zje! A ja chcę, żebyście wszyscy wyrośli na wspaniałych wojowników. A nie, żebyście skończyli w paszczy jakiegoś zwierzęcia! Albo pod pazurami.
— Dobrze — oznajmiła suczka, ale w głębi niej wrzało. Dlaczego jej mama nie ufa? Przecież to, że kiedyś wyszła obejrzeć obóz pod pretekstem zobaczenia, jaka pogoda, nie było niczym niebezpiecznym! Nikt jej nie zdeptał, ba prawie nikt jej nie zauważył!
Biała Zamieć otwarła jedno oko. Frustrację córki czuła aż tutaj.
— No dobrze — mruknęła. — Ale na krótko. I nie mów później, że coś sobie zrobiłaś!
— Mamo, ten wypadek z drzazgą w łapce był dużo wschodów słońca temu! — jęknęła Sosenka. Wiedziała, że matka jej to wypomni.
— Niemniej jednak, był — odparła Biała Zamieć. – Możesz pobawić się z drugą mamą. Wtedy będę wiedzieć, że jesteś bezpieczna.
— Dobrze — odparła suczka. Tak, pójdzie do drugiej mamy. Za chwilę. Najpierw sobie pochodzi po obozie. Może znajdzie coś ciekawego? A może poćwiczy bieg? W końcu we śnie biegła jak wiatr! Na pewno nie będzie gorsza! Skoro w śnie tak potrafi, to czemu w prawdziwym świecie miało jej się nie udać? Wyszła powoli z obozu. Stanęła w rozkroku i puściła się biegiem. Na pewno wygląda teraz tak wspaniale, jak jej mamy. Z rozwianym futerkiem, na silnych nóżkach… Nagle potknęła się o kamyk i uderzyła szczęką o ziemię, lądując na pyszczku. Po chwilowym szoku szybko się podniosła. Obejrzała się za siebie, sprawdzając czy matka jej nie widziała. I przy okazji druga z mam. Mogłaby zawiadomić o tym Białą Zamieć i skończyłoby się niewychodzeniem ze żłobka do kolejnego wschodu słońca.
<Biała/Złota?>
[616 słów: Sosenka otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz