10 grudnia 2020

Od Sroczej Łapy do Szkarłatnego Bluszczu

Trening, trening i jeszcze raz trening, potem obowiązki i w końcu odpoczynek. Siedziała w legowisku wykonując zadanie zlecone jej przez swojego mentora, które polegało na posortowaniu ziół, Robiła porządek w miejscu na mak, kiedy zauważyła, że tej rośliny nie ma, a są tam inne zioła. Szybko przełożyła te rośliny na ich miejsce i zaczęła gorączkowe przeszukiwania legowiska. Maku nie było… Stłumiła głośny jęk. Ta roślina była potrzebna, a właściwie jej ziarnka, pomagały zasnąć i uśmierzały ból. Wyleciała z miejsca, w którym dotąd siedziała, na zewnątrz i pobiegła szukać swojego mentora. Przeleciała już przez połowę terenów, gdy nagle zaczepiła łapą o jakiś przedmiot, po czym wywinęła orła. Leżała chwilę na grzbiecie próbując ogarnąć co się właśnie stało, gdy zobaczyła, że jacyś ludzie się do niej zbliżają. Zerwała się na równe łapy i popędziła próbując unikać ludzi, którzy wyciągali ręce, aby ją dotknąć. Zręcznie lawirowała pomiędzy nimi, gdy zobaczyła znajome brązowe futro. Pobiegła w tamtym kierunku.
— Szkarłatny Bluszczu — krzyknęła, chcąc go zatrzymać. Jej mentor odwrócił się.
— Tak? — zapytał. — Co się dzieje?
— Zabrakło nasion maku, nie ma ich nigdzie — odpowiedziała, łapiąc oddech.
— Jak to nie ma? — warknął.
— No nie ma, przeszukałam całe legowisko — powiedziała — Gdzie można znaleźć mak?
— O tej porze będzie ciężko — mruknął. — Ty pójdziesz tam.
— Dobrze, a ty? — zapytała.
— Ja w tamtą stronę — szczeknął z irytacją, wskazując głową kierunek, w którym on miał pójść. Wskazał jej stronę, gdzie miała iść. Pobiegła, po chwili znalazła małą łąkę, nigdzie nie widziała czerwonych kwiatów, ale nic w tym dziwnego. Z białego podłoża wyrastały tylko smętne badyle. Zobaczyła charakterystyczne łodygi z bulwami na końcu, zerwała wszystkie, jakie miała w zasięgu wzroku. Wracała z łodygami w pysku do obozu, by rozłupać je i zdobyć ziarna. Swojego mentora zobaczyła już w legowisku oddającego się tej miłej czynności. Z jednej bulwy wylatywało około kilkudziesięciu ziarenek, a niektóre były zepsute. Srocza miała się zająć wynoszeniem zepsutych ziaren. Mniejszość była nie nadająca się do użytku, po zakończeniu pracy zostało wystarczająco ziaren, by zapełnić nawet rezerwy. Poszła zakopać zepsute ziarna. Gdy wróciła, jej mentora już nie było.
***
Leżała przez chwilę na legowisku i patrzyła na wyjście, gdy pojawił się w nim Szkarłatny Bluszcz. Mijał dzień od akcji z ziarnami maku.
— Wstawaj, Srocza Łapo — warknął. Czarna zerwała się i podbiegła do niego.
— Co będziemy dzisiaj robić? — spytała z żywym entuzjazmem. Mentor nic nie odpowiedział tylko mamrocząc coś z wyczuwalną irytacją w głosie odwrócił się i poszedł do jakiegoś celu. Uczennica bez słowa podreptała za nim. Poszli do dziwnej części miasta, której Srocza jeszcze nie widziała.
— Co będziemy tu robić? — ponowiła pytanie.
— Poczekaj to się dowiesz — prychnął.
<Szkarłatny Bluszczu?>
[424 słowa: Srocza Łapa otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia oraz 2 punkty do treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz