Brązowa Blizna, myśląc, że znowu będzie śnić o tym jak biegnie przez te złote kłosy za marzeniami, położył się w legowisku wojowników. Jednak tak się nie stało, może na szczęście lub też nie, tak się nie stało. A tak gdyby zasnął i zaczął śnić o właśnie tym bieganiu, to może złapałby coś przy okazji. Albo spotkałby kogoś fajnego? Na przykład Wilczy Cień. Tak, Wilczy Cień jest spoko ziom. Zawsze poga… dobra. Akurat on często nie mówi, ale fajnie się z nim rozmawia, jak już coś mówi. Popolowaliby razem! Oczywiście, to dobry pomysł. Plus jeszcze ma ucznia, Migoczącą Łapę, więc mógłby z nim pobiegać. Słyszał, że jest dosyć szybki, ale to równie dobrze mogło być kłamstwo. Ale pobiegać tak sobie z nim? To czemu by nie? Każdy kompan do takiej gonitwy byłby świetny. A do tego jak on zagada? To czemu nie?
Tym razem wojownik nie pojawił się przy polu, czy też przy miejscu, które znał. Tu było zimniej niż na jego terenach, plus jeszcze przecież jest pora nagich drzew. Widział też jakieś inne psy, ale daleko przed nim, a on stał w śniegu po sam brzuch, oraz z silnym wiatrem. Mimo tego, jego sierść się nie poruszała, jakby był jakimś duchem. Co było dziwne, a do tego był w górach. A tu, podobnie jak w lesie zazwyczaj nie wiedział, gdzie jest. Jednak tutaj, widział, skąd przyszedł. Rozejrzał się za siebie, a na dole ledwo co było widoczne pole, tylko je odróżnił, widział też miasto, czy płyciznę, z daleka to wszystko inaczej wyglądało. Nagle gdy spogląda na te psy przed sobą, które wyglądały jak mrówki, teraz dostrzega szczeniaka idącego w jego stronę, jego sierść była biała, przez co zlewała się ze śniegiem, i gdyby Brązowa Blizna był dalej, nie umiałby odróżnić, czy to śnieg, czy też szczeniak. Na pewno przecież jest mu zimno! Wyskakując co chwilę ze śniegu, który się co chwilę pod nim zapadał, po chwili dochodzi w końcu do owego szczeniaka, ale mu nie było zimno. Też mu się sierść nie poruszała, jak jemu samemu. Wydawał się może trochę zagubiony czy… zdziwiony? Nie umiał tego określić, na pewno był skryty, a jego oczy nie pokazywały za dużo. A tego też nie lubił, wolał wiedzieć, o czym myśli pies, z którym rozmawia.
— Ja ci nie zrobię! — od razu go zapewnił. — Może ci zimno lub… — urwał, a bardziej to owy pies mu przerwał.
— Wiem, że mi nic nie zrobisz Brązowa Blizno — powiedział, próbując utrzymać swój łagodny ton głosu. Ale i tak było czuć, że mu się też nie śpieszy.
Na pysku wojownika pojawiło się wielkie zdziwienie. Skąd on zna jego imię?! Obserwuje go z ukrycia? Przecież w żłobku nie ma takiego psa, więc w obozie raczej go nie obserwuje, może jest z innego klanu i się zakrada, aby go obserwować? Nie zdążył nawet odpowiedzieć sobie na to pytanie, kiedy szczeniak zaczął mówić.
— Na zgromadzeniu wszyscy wiedzieli, co się stało.
— Ciemna Gwiazda żyje?
Kiedy zadał on pytanie, to nie usłyszał odpowiedzi, gdyż milczał. A wojownik zaczął się niepokoić. Tego brakowało.
— W miejscu bliskim gwiazdom spoczywa uzdrowienie klanów, Brązowa Blizno.
— A co to znaczy? Jak się nazywasz? Ja nie pamiętam! — rzucił szybko i odwrócił na chwilę głowę. Spojrzał po chwili znowu w miejsce, gdzie stał on, ale on już szedł przed siebie w stronę, gdzie poszły tamte psy.
— Nie zostawiaj mnie tu! — powiedział i zaczął za nim biec, co prawda, nie usłyszał jakiejś odpowiedzi.
Pies z Gwiezdnych zaczął przyspieszać, ale nie było tego widać po jego sylwetce. Nawet taki szybki pies jak Brązowa Blizna nie mógł go dogonić! A tym bardziej niż to, że on nie mógł tutaj zamarznąć. Nie czuł tego zimna, ale czuł przecież śnieg, który co jakiś czas zapadał się pod nim, jak próbował biec. Przecież on się tu zgubi. A robiło się coraz ciemniej, jego oczy się same zamykały, ale nadal biegł za nim. Nie może przecież go zgubić. Jednak po chwili się potyka o ten śnieg, a biegł bardzo szybko, i nie było innej możliwości niż wpaść z wielkim impetem w owy śnieg.
Obudził się w swoim legowisku i szybko podniósł głowę. Zauważył, że wszyscy jeszcze spali. Rozejrzał się po legowisku, naprawdę wszyscy spali. A on miał jakieś sny dziwne. Spojrzał na jednego z wojowników, oczywiście Wilczego Cienia, któremu co jakiś czas unosiła się i podała klatka piersiowa, naprawdę głęboko oddychał. A on? Obudził się nagle i nie wiedział, co się dzieje przecież. Nigdy tak nie robił, a tym bardziej iż nigdy nie śniły mu się obce psy. Po tej wielkiej analizie wstał, i się otrzepał. Nie wiadomo czemu. Myślał, że miał śnieg na sobie, ale nie miał. Sen był zbyt realistyczny… Ruszył dosyć szybkim krokiem w do wyjścia z legowiska wojowników i wchodzi cicho do legowiska medyka. Nie chciał budzić go, w sensie medyka więc próbował to zrobić jak najszybciej. Rozgląda się po legowisku i już miał wychodzić kiedy jego drogę zastawił we własnej osobie Manaci Olbrzym. Był to ogromny pies.
— Jak mnie przestraszyłeś! — powiedział może trochę nawet za głośno, i od razu zamknął swoją jadaczkę.
— Źle się czujesz? Wyglądasz, jakbyś miał gorączkę, czekaj, zaraz podam ci tu coś szybko, bo mi padniesz — zapytał dosyć głośno, tak sam jak on.
— Co ja? Nieeeeeee… w żadnym wypadku. Bardziej chodzi mi o taką jedną małą rzecz.
— Co, jesteś pewien? Dobrze już, dobrze, o co chodzi? Tylko szybko, bo muszę się wyspać, jutro mnie czeka wyprawa po zioła.
— Chodzi mi o mój sen. Nigdy nie śniły mi się psy, których nie znam. A do tego w miejscu, którego nie znam.
— A co ci się śniło? Bo wiesz, sny są różne, ja mam sny z Gwiezdnymi, chociaż czasem to nie, ostatnio śniły mi się zgniłe warzywa, przykry sen, wiesz takie tylko szczegóły, ale opowiadaj swój, opowiadaj. Nie mamy całej nocy przecież.
— Pojawiłem się w górach, gdzie śnieg, sięgał mu do samego brzucha. Wszędzie było biało, a do tego widziałem w oddali psy. Z daleka też za mną, widziałem nasze tereny. Nie znałem tam niczego. Tak samo jak szczeniaka, który po chwili do mnie podszedł. Powiedział kilka słów, a najważniejszym słowami, z tego co zrozumiałem, to było: „W miejscu bliskim gwiazdom spoczywa uzdrowienie klanów, Brązowa Blizno”. I ja po prostu nie rozumiem, spytałem go, o co chodziło, ale on zaczął się oddalać. Niby szedł wolno, a przynajmniej tak to wyglądało, bo był szybszy od mojego biegu! Nie mogłem go dogonić i wpadłem w zaspę… Przez co też się obudziłem.
— Widzisz, mój przyjacielu, wydaje mi się, że tobie także Gwiezdni zesłali sen, a skoro tobie, to ja też już wiem, że to ty. Nasze klany będą w niebezpieczeństwie. Przodkowie ostrzegli nas, a teraz mówią o ratunku. Przekazali mi, że wybraniec musi się udać po coś, co nas ocali od straszliwego losu. Ja muszę zostać tutaj, będzie pewnie dużo pracy, ale ty pójdziesz nas uratować. Nie martw się, jeśli ci powiedzieli, że to ty, to pewnie dasz radę, bo jak nie, to raczej nie przetrwamy, ale o tym nie ma co myśleć. Ważne jest to, że w śnie widziałem pięć psów, idących w góry, szukających. Jesteś wybranym przez Gwiezdnych od nas, więc oni wskażą ci drogę do lekarstwa. Czekają na nas ciężkie dni, choroby i pewnie także śmierć, ale skoro nas ostrzegają, to nas przecież nie zostawią i pomogą. A teraz lepiej pójść spać, a teraz lepiej pójść spać, bo na każdego z nas czeka jutro jego wyprawa i ciebie też to pewnie daleka. Przygotuję ci mieszankę ziół na podróż, przyjdź do mnie o świcie.
Pies był zbyt bardzo zdziwiony przez chwilę. Ale że on, wybrany? Przecież on nawet nie jest dobrym mentorem, albo to on nie jest dobrym uczniem, ale wolał tę pierwszą opcję. Plus jeszcze, że on… no dobrze. Skoro tak Gwiezdni chcą, to czemu miałby się nie zgodzić? To w sumie wielki zaszczyt. Ale ciekawe kto też idzie. Na pewno będzie najszybszy z nich! Bo on zawsze jest taki! Phi. Kto by nie był. Też się bał, że będzie musiał specjalnie zwalniać, aby oni nadążyli. Niestety jest to prawdopodobne.
— A kto jeszcze idzie?
— Powiem Ci, że nie wiem, przecież widziałem tylko pięć psów, ale nie widziałem dokładnie, kto. Ale co prawda gdyby się uprzeć, to na pewno ktoś z innego klanu. Tylko ty otrzymałeś na razie ten sen. Może przecież Gwiezdni chcieli, aby poszedł po jednym psie z klanów. Gdyby poszło więcej z jedno klanu, byłaby to faworyzacja też. Myślę, że jednak naprawdę trzeba iść spać. Wiesz, jak mnie obudziłeś? Plus będę musiał ci zioła przygotować! Wiesz ile to roboty? Lepiej idź już się połóż.
— No dobrze, dziękuję jeszcze raz Manacie, a ty jeszcze pilnuj, aby twoja uczennica się wyspała — odpowiedział Brązowa Blizna i się cicho zaśmiał, a on spojrzał na swoją uczennicę, a dokładniej medyk spojrzał na swoją uczennicę.
— A no tak, musi się przecież wyspać, nie to, że coś, ale lepiej, aby była wyspana, niż zamulała podczas swojego treningu. My medycy mamy inne treningi niż wy, wojownicy. Według mnie też oczywiście ciekawsze. Te zioła i wszystko, przyjemnie to się robi. Cynamonowa Łapa też sobie radzi, wiesz, jak uczennica medyka.
— Rozumiem — odpowiedział tylko, aż mu się trochę szkoda robiło, że musi iść spać, i zostawiać go, chętnie by z nim jeszcze pogadał, a było widać, że jest rozmowny! — No to tak jak kazałeś, idę spać, dobrej nocy! — rzucił jeszcze szybko przez ramię i wybiegł z legowiska medyka.
Wojownik położył się znowu na swoim posłaniu. Teraz dopiero chyba do niego doszło, że będzie musiał pójść w te góry, które widział, nie mógł też powiedzieć, że nie chciał tego. Chciał, a tym mógł pozwiedzać! To będzie idealne, pozna tyle psów, znaczy 4, ale z innego klanu. Może zasłuży na dobrą reputację w innych klanach? Tak! Albo ktoś będzie chciał z nim się ścigać? No chyba, że nikt poza nim by nie lubił biegania, wtedy by pewnie też prowadził. Ale nadal się ciekawił, kto może pójść wtedy, może ktoś ważny pójdzie? Na przykład taka Biała Tęcza, przecież jest z innego klanu, a do tego zastępczynią, znaczy, jeszcze na zgromadzeniu była nią. Może teraz jest już Białą Gwiazdą? Skoro Ciemna Gwiazda nie żyje… a szkoda. Wydawało się, że jest dobrym przywódcą, dla tego klanu to pewnie jest wstrząs. Nie mógłby przecież się wtedy zwrócić jako Biała Tęcza, nie można zwracać się do przywódcy jego starym imieniem. To tak samo jak by on nagle został Brązową Gwiazdą i ktoś by się zwrócił do niego Brązowa Blizna. To jest wielka zniewaga, a on by był najszybszym przywódcą haha! Chociaż wtedy musiałby przemawiać przed innymi klanami… a co to dla niego? On da radę, jak to powiedział Migocząca Łapa, on jest doświadczony, co prawda w słuchaniu, ale nadal jest. Ale też wracając do jego, przyszłej przygody, to ciekawe co mu medyk da. W sensie będzie to smaczne, czy też nie? Inaczej się przecież zarzyga na oczach wojowników z innych klanów! Na pewno tego nie chciał, a co te zioła by robiły? Może blokowały odruchy wymiotne? Dobra, Brązowa Blizno, nie myśl o tym. Położył łeb na swoich przednich łapach i zamknął oczy, próbując zasnąć. Nie udawało mu się to przez długi czas… za dużo myślał o tym, co się stanie na tej przygodzie.
[1835 słów: Brązowa Blizna otrzymuje 18 Punktów Doświadczenia i 20 za opowiadanie o śnie]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz