23 stycznia 2021

Od Ciernia CD Laurencego

Gdyby Cierń mógł, to poszedłby teraz do najbliższego drzewa, oparłby się o jego pień i wyszeptał kilka błagań o to, by ktoś doradził mu, co ma odpowiedzieć. Został zbity z tropu i nie potrafił odnaleźć odpowiedniej drogi — czuł się, jakby własna matka porzuciła go pośrodku labiryntu. Rozpaczliwie rozglądał się, szukając wyjścia; biegał raz w jedną, raz w drugą stronę, myśląc, że w czymś mu to pomoże, jednak jedyne, czego się nabawił, to zawrotów głowy. A Laurency, jego przypadkowy przyjaciel czekał, aż ten mu odpowie lub też czekał na możliwość ucieczki, ponieważ pierwsze wrażenie, jakie Cierń na nim wywołał, było zastraszające. Oczywiście, jeśli po tym białym, puchatym psie, można było się spodziewać czegokolwiek innego.
Cierń teraz wpatrywał się w kolorowego psa, przypominającego mu jesienne liście, które leżały w trawie już od dobrych dwóch tygodni i zastanawiał się, dlaczego wyraz jego pyska tak szybko się zmienił. Otóż w jego mniemaniu wyglądał, jakby zjadł całą cytrynę w ramach durnego wyzwania i czekał, aż ten, kto rzucił mu to wyzwanie, pogłaszcze go po główce, mówiąc, iż dobrze się spisał. Takie miał tylko wrażenie. Laurency najprawdopodobniej bał się Ciernia i tego, jak zareaguje. Tylna łapa psa drgała, jakby przed chwilą nie nażarł się cytryny, lecz leków pobudzających.
— Hot-dog — wydusił z siebie jedynie, uciekając wzrokiem na wszystkie strony świata. — Parówka.
Laurency uśmiechnął się krzywo, wyglądając tym razem jak dzieciak, który zaraz się rozpłacze.
— Tak, parówka! — wykrzyknął, cofając się skrycie o krok. — Parówki są dobre, są gładkie i łatwo się je gryzie! Jak zatapiasz w nie swoje kły, to masz wrażenie, że jesz coś niesamowicie delikatnego! Delikatnego jak chmura! Tak, jak chmura!
Cierń zmarszczył brwi, przypominając sobie, że przed chwilą został nazwany niejakim "panem chmurą". Kolorowy pies pisnął cicho i pokręcił łbem, chcąc pokazać, że nie to miał na myśli. Nie powiedział tego przecież celowo! Chciał rozluźnić atmosferę! Tak, atmosferę. Atmosferę rozluźnić.
— Brzmi — zamyślił się. — Brzmi dobrze, parówka, tak, parówka mi dobrze — powiedział, machając delikatnie ogonem.
Humorki Ciernia należą do tych, które trudno rozszyfrować i tak naprawdę nigdy nie wiesz, czego się spodziewać. Z jednej strony napotykasz na psa, siedzącego przy drzewach albo wśród krzaków, a twoją pierwszą myślą będzie: "jaki miły", a z drugiej strony jesteś świadkiem jego nielogicznego wybuchu, przy którym wypowiada słowa, których sam nawet nie rozumie. Nie należy się jednak do niego zrażać; mimo że najpewniej nazwie cię kilka razy obsranym dupkiem lub powie coś, czego sam nie chciałbyś słyszeć, to należy do... och, nie jednak nie, z pewnością nie należy do tych kochanych piesków. W każdym razie Cierń lubi towarzystwo, dopóki nie ma dnia, w którym wszystko go wkurwia.
— Och, w takim razie. — Laurency poruszył się nerwowo. — Chodź ze mną, dobre parówki mają tam, gdzie ja pójdę.
— Jak smakuje ta parówka? — zaciekawił się, choć to nie było to, o co miał zapytać.
— Słuchaj, te parówki to niebo w głębie, zobaczysz, są przepyszne, długie i śliskie.
Cierń skrzywił się na samo słowo „śliskie”, ponieważ skojarzyło mu się ze ślimakami. A ślimaków raczej nie chciałby jeść. Liczył po cichu na to, że ten rozkojarzony samiec zaprowadzi go do miejsca, w którym zjedzą coś... na pewno nie ślimaki. Jeśli będą to ślimaki, to ucieknie. Powie Laurencemu, że drzewa go wzywają i zniknie. Tak, dokładnie to powie.
Puchaty pies szedł za psem od parówek, zastanawiając się przy tym, czy przypadkiem już wcześniej go nie widział. Nie obchodziło go, czy należał do klanu, czy był wierzący, czy po prostu przechodził tędy przypadkiem — miał tak bardzo w dupie jakiekolwiek zasady, że to byłaby ostatnia rzecz, nad którą mógłby myśleć. Faktem jednak było, że samiec przeszkodził mu w codziennym rytuale przechadzania się pomiędzy drzewami i podziwiania ich, mimo że tą porą roku wyglądałby wyjątkowo szpetnie. Cierń chciał każde drzewko, każdy krzak pocieszyć, powiedzieć im, że niedługo będą piękne, jak zawsze. A tutaj pojawia się pies, kolorem przypominający jesienne liście i proponuje wspólne jedzenie „śliskich” parówek.
— Och, och, och — wymruczał cicho, obserwując, jak śnieg zsuwa się z gałęzi drzewa i ląduje prosto na malutkim krzaku, przygniatając go. — Spokojnie pomogę ci. Jestem tu, aby ci pomóc. Spokojnie, mogę to przecież zjeść. — Podbiegł do krzaka, prawie tak, jakby znalazł umierającego szczeniaka na środku pola.
Wziął w pysk odrobinę śniegu i ze skrzywioną miną (ponieważ śnieg jest stosunkowo zimny i Cierń właśnie odmroził sobie gębę), przełknął go. Laurency obserwował go uważnie i jakby z ciekawości, postanowił odrobinę się zbliżyć. Najwyraźniej zapomniał o wcześniejszym strachu, te parówki musiały go uspokoić.
— Nakarmię go tą parówką — powiedział nagle, prostując się i wypluwając resztki śniegu (a raczej już wody) na ziemię. — Czy te parówki są lecznicze?
— Ach, tak! — krzyknął. — Są lecznicze, ponieważ mają w sobie dużo ważnych minerałów oraz działają odżywczo na nasz... nasze... — zawiesił się. — W każdym razie, są lecznicze!
— Proszę, chcę zjeść z tobą parówkę. — Cierń zbliżył się niebezpiecznie blisko do drugiego samca. — Zjedz ze mną leczniczą parówkę. — Wlepił wzrok w jasne oczy towarzysza.
<Laurency?> 
[800 słów: Cierń otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz