17 stycznia 2021

Od Irysowego Serca CD Klematisa

Sama nie była pewna, dokąd sięgały granice absurdu ostatnich dni, ale jedną rzecz mogła określić bez problemu. Każdej doby niczym na maciupkich stópkach przesuwają się o kilka długości mysiego ogona, żeby udowodnić Irysowemu Sercu, jak bardzo poprzedniego dnia się myliła.
W dodatku dostawała kolejne znaki, że w prezencie od Gwiezdnych lider Bezgwiezdnych otrzymał całkiem niski zapas inteligencji — bo, z całym szacunkiem do Klema, inaczej nie mogła nazwać tego, co właśnie wyprawiał. Był to raczej Wojownicza-Łapa-wymykający-się-na-trening-w-Tenebris rodzaj głupoty, czy też bardziej ofiara-sama-ładująca-się-w-pazury? Tylko Gwiezdni mieli o tym pojęcie.
Niechętnie musiała jednak przyznać, że w gruncie rzeczy trochę jej to imponowało. Powiedzmy sobie szczerze, kto inny, niż ruda kupa futra władowałby się do obozu swojego eks-klanu, tylko po to żeby zbudzić zastępczynię ze snu i zabrać ją na romantyczny spacer, znaczy się, poważną rozmowę? Po całej swojej nieobecności zmaterializował się obok i nie pozwalał nawet spokojnie przespać nocy. Bywa i tak, mówią. Irysowe Serce nie miała prawa narzekać, dlatego też dreptała właśnie przez uliczki miasta, co i rusz próbując mruganiem zatrzymać powieki od zamknięcia się i utulenia jej we śnie.
Jak dała się w ogóle na to namówić? Co jej strzeliło do łba, żeby w blasku księżyca wyjść z Opuszczonego Domu, próbując za wszelką cenę ignorować sugestywne spojrzenia Burzowego Gardła? Widocznie udawanie przestawało iść jej tak dobrze, gdy do gry wchodziło absurdalnie głupie serce.
Teraz szli w ciszy, otoczeni cichym szumem traw i odległym gruchaniem samotnego gołębia. 
Dlaczego tak naprawdę do niej przyszedł? Teraz? To pytanie właśnie miało wypłynąć z jej ust, ale Klematis nie potrzebował go słyszeć, żeby podać odpowiedź. 
— Chcę… chcę wrócić do Flumine.
Ciche słowa dobijały się do jej umysłu ze wszystkich stron, wybrzmiewały miarowo i zrozumiale. Miedzianowłosa miała jednak wrażenie, że słyszy od Korzenia język Dwunogów, niemożliwy do rozszyfrowania w swym nonsensie.
— Co? — Tylko to udało jej się wydusić. 
— Tak, wiem, Irysko. Nakrapiana Gwiazda– — Kontynuował, potok słów miał dalej płynąć. Nawet nie brał oddechu, jakby cisza trwająca jeszcze choćby i uderzenie serca miałaby pozbawić go raz na zawsze.
— Nie o to mi chodzi. Co powiedziałeś? — Klematis zakłopotany zagrzebał pazurami w ziemi, widocznie szykując się już do przysypania rudego cielska brudnym prochem.
— Mam tego dość, Irysko. Tego, że mam się wspinać przez cholerne okno i zakradać po granicy, tylko po to, żeby móc cię zobaczyć. Tego, że boisz się spędzić ze mną nawet chwilę dłużej, choć kiedyś byliśmy nierozłączni. — Wlepiła wzrok w ziemię. — Widzę to. I mnie to nie dziwi. Ale nie umiem tego znieść, wiesz?
Przez chwilę ciszę przerywały tylko ich urywane oddechy.
— Jesteś liderem… Chcesz ich zostawić? — Wszystko było teraz tak odrealnione, oderwane od rzeczywistego świata. Być może tylko śniła, a za chwilę miała się obudzić przez ostre promienie słońca padające wprost na jej oczy? Przecież to nie mogło dziać się naprawdę.
— Ciebie zostawiłem już raz. I nie zamierzam robić tego ponownie. — Wziął głęboki oddech. Jego ciepły wzrok znowu skupił się na pysku miedzianowłosej. — Oni dadzą sobie radę.
Kiwnęła głową ze zrozumieniem, mimo że tak naprawdę rozumiała z tego wszystkiego równiutkie nic.
Słowa zawsze dawały jej oparcie, bo mogła używać ich wedle swojego życzenia do osiągania konkretnych celów, ale teraz miejsce w jej głowie na zasób wyrażeń było absolutnie puste. Chciała powiedzieć coś więcej, cokolwiek, ale nie mogła uwierzyć w realizm tego, co działo się przed jej oczami. Wyrazy kotłowały się w jej głowie splątane w chaos myśli, ale każda próba wyklarowania ich w sensowne zdanie spełzała na niczym. Choć tym razem była trzeźwa, jej umysł zdawał się być równie zamglony, co ostatniego wieczoru.
— Chodź, Irysko. — Pogodny uśmiech Klematisa na uderzenie serca rozpuścił w niej wszelkie wątpliwości. — Wątpię, że pamiętasz cokolwiek z wczoraj, a potem raczej nie będziesz mieć okazji na odwiedzenie terenów Bezgwiezdnych. 
Spojrzała na niego z ukosa.
— No dalej, panie przodem.
***
Z pomieszczenia, w którym teraz się znajdowali, kojarzyła tylko zimno marmurowej podłogi. Kościół, mówił Klematis, to wyjątkowe miejsce.
Do czego coś takiego mogło służyć Dwunogom? Oczywiście, mieli wiele idiotycznych pomysłów, lecz ten był chyba niewytłumaczalny.
Z zainteresowaniem poznawała wnętrze budynku na nowo — wysokie ściany i lśniące, ogromne żyrandole, oraz coś, co najbardziej przypominało stoiska z targu. Wyróżniało się jednak długością, a także — niestety — brakiem jakiegokolwiek jedzenia na blacie.
— Podoba ci się? — Prychnęła rozbawiona. — No co? 
— Jest… ciekawie.
— Świetnie, właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałem — wymruczał i położył się na podłodze. Jej ciało szybko znalazło swoje miejsce obok niego, w cieple rudawej sierści.
— Czy wtedy — przerwała na chwilę i zamrugała w próbie nadania słowom odpowiedniego znaczenia — naprawdę miałeś to na myśli? 
— Wiesz, Irysko, raczej nie mówiłbym czegoś takiego dla żartu. — Westchnęła, na co otrzymała delikatne liźnięcie w ucho. — Tak. To moja decyzja.
— Jesteś pewien, że jest właściwa? — Mimo, że jej słowa były tylko szeptem, dotarły do niego bez problemu.
— Nigdy nie mogę być pewien. Ale wiem, że nie chcę podejmować innej.
Zatopiła nos w futrze Korzenia, napawając się jego zapachem. Naprawdę mogli tak żyć. Bez ukrywania się po kątach niczym głupie szczenięta i udawania przed wszystkimi, nawet sobą nawzajem.
Co powiedziałaby Nakrapiana Gwiazda? Witaj, liderko, mój partner postanowił wrócić do klanu, chociaż wcześniej nas porzucił, co ty na to? Na pewno zareagowałaby pełnią szczęścia i poszła przygotować Klematisowi miękkie posłanie w legowisku wojowników. Nie było innej opcji.
Ale skoro chciał spróbować, czy mogła mu odmówić? Przecież sama śniła o tym po nocach, po czym spychała te marzenia gdzieś w najdalsze zakątki umysłu, jak gdyby naklejenie na nie plakietki z równiutkim napisem niemożliwe do spełnienia cokolwiek zmieniało.
Teraz mieli szansę. Ona miała szansę. I choćby już za chwilę wszystko miało runąć i obrócić się w proch, to na Gwiezdnych, w tej chwili nie mogła jej zmarnować.
— Tego właśnie chcę — wyszeptała. Wraz z momentem, gdy wypowiedziała te słowa, poczuła nagłą bliskość Klema, choć wcześniej zdawało jej się, że nie mogą objąć się jeszcze ciaśniej.
A pocałunki składane na jej szyi sprawiły, że wszystko dookoła przestało mieć znaczenie. 
<Klemuś? yeah w końcu mi się udało to napisać>
[971 słów: Irysowe Serce otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz