17 stycznia 2021

Od Ciernia CD Mlecza

Trening na dziś uznałem za zakończony, dlatego też znikam przed energicznym uczniem. Rzucam do niego dwa słowa, których już nie pamiętam. Wydaje mi się, iż kazałem mu wracać do obozu. Tak mi się wydaje. Nie ma to teraz tak dużego znacznie — to czy wróci, nie należy już do moich obowiązków. Ja go tylko trenuję, pokazuje, co wolno, a czego nie wolno (co to w ogóle znaczy?) oraz jak przetrwać w tym brudnym świecie.
Wracam więc sam, rozglądając się po przykrytej białym puchem okolicy. Rośliny zapadły w sen i obudzą się dopiero z dniem, w którym słońce zacznie delikatnie ogrzewać ich zimne gałęzie. Czekam na ten dzień. Zawsze udaję się w miejsce, w którym rosło najwięcej drzew i obserwuję zachodzące zmiany — to piękne, jak rośliny ożywają. Rośliny same w sobie są piękne. Ten fakt sprawia, że niezmiernie kocham naturę.
Układam się do snu, choć nie mogłem spać z bardzo wielu przyczyn: po pierwsze, irytuje mnie jeden pies, który niesamowicie głośno chrapie — miałem pięć podejść, by go ugryźć albo szczeknąć mu prosto do ucha, ale magicznym cudem się powstrzymałem, po drugie, nie jestem śpiący, myślę o czekającym mnie jutro treningu. Czy szczenięta szybko się starzeją? Mam nadzieję, że tak.
— Utkaj się! — wydzieram się do chrapiącego psa.
W odpowiedzi słyszę ciche pomrukiwanie i kilka mlasków jęzorem.
— Mógłbyś się chociaż na mnie spojrzeć — burczę. — Nawet cię nie znam, a ty w mojej obecności chrapiesz. Zatkał ci się nos?
Znów to samo irytujące mlaskanie.
— Rozumiem, nie jesteś rozmowny — prycham. — Ja też nie jestem i nie rozumiem, dlaczego się do ciebie odzywam. — Przewracam się na drugi bok i warczę coś sam do siebie oraz mojego legowiska stworzonego z paru szmat, należących do Dwunożnych. 
***
Budzę się wcześnie rano i ociągając się, wchodzę na mróz oraz padający śnieg. Wcale tego nie chcę i nie rozumiem, dla kogo ja to jeszcze robię. Dla klanu, który nie istnieje? Czy my w ogóle jesteśmy klanem? Kto jest naszym liderem. Ach, tak, racja. Zapomniałem, że mamy lidera.
Przeciągam się i wdycham zimne powietrze. Czy wspominałem już, że nienawidzę pory nagich drzew? Nie? To powiem to raz jeszcze — nienawidzę pory nagich drzew.
— Gdzie dzisiaj, gdzie dzisiaj?! — Słyszę ten jeden irytujący pisk, należący do mojego ucznia.
Pod moimi łapami przebiega złota kulka. Jego ogon obija się o moje łapy.
— Nie dotykaj mnie ogonem.
Szczeniak podskakuje i odsuwa się ode mnie. Spogląda na mnie tymi samymi, błyszczącymi oczyma, co zawsze, jakby chciał mi tym samym powiedzieć „nie bądź zły”. Po chwili jednak uśmiecha się i kiwa ochoczo głową.
— Pójdziesz ze mną na patrol dzisiaj — mówiąc to, już sobie wyobrażałem biegającego szczeniaka, tarzającego się na każdym możliwym odcinku drogi w śniegu oraz zachwycającego się ptakami. — Nie będę brał innego psa, ponieważ nie mam ochoty spotykać się z innymi.
Szczególnie z tamtym mlaskaczem, który nie dał mi w nocy spać.
— Co będziemy robić? — pyta, patrząc mi się prosto w oczy.
— Mniej gadaj — mówię cicho i prowadzę go w kierunku najbliżej granicy. Obejdziemy tyle, ile damy radę. Jeśli mi się znudzi, to najpewniej zostawię go samego pod pretekstem polowania albo chęci napicia się wody.
Szczeniak idzie dumnie obok mnie, rozglądając się i podziwiając okolicę, tak jak przypuszczałem. Zadaje też sporo pytań, na które nie potrafię odpowiedzieć jednocześnie, więc wybieram sobie tylko te najciekawsze. Mlecz nie ma mi tego za złe — w końcu czy on pamięta, o co w ogóle pyta?
Przed nami zaczyna rozciągać się otwarty teren — miejsce, które nie cierpię ze wszystkich. Jednakże właśnie tutaj należy oznaczyć granice ponownie, ponieważ z niewiadomych przyczyn ślady szybko zanikają. A nikt z nas nie chce, by granice przekroczył jakiś nieznany osobnik (oprócz mnie, bo bardzo chętnie bym poznał jakiegoś obcego). Nie powiem oczywiście uczniowi o moich marnych marzeniach — o psie, który przybywa z daleka i opowiada o nieznanym świecie. Nie, teraz jak o tym myślę, to brzmi to niezmiernie głupio i wszystkiego mi się odechciewa.
— Przejdziemy tyle, ile damy radę — mówię do ucznia, który zdołał usiąść na zadzie i raz, a porządnie mnie posłuchać. — Pokażę ci, na czym polega oznaczanie granic i w których miejscach należy to robić. Lepiej też nie opowiadaj innym, że byłeś tylko ze mną, jakieś tam zasady mówią o tym, iż powinni iść dwaj wojownicy.
Mlecz patrzy na mnie zaintrygowany. Od razu rozpoznaję to spojrzenie.
— Dobra, możesz odpowiadać, może przez chwilę stanę się sławny — wzdycham sam do siebie. — Jak myślisz, czy byłbym sławny? Chciałbym, aby inni rzucali mi mięsem po łapy i prosili o pomoc.
— Dlaczego?
— Jak to dlaczego? — Marszczę się na pysku. — Przecież to oczywiste, że... Nie, wiesz co, zapomnij o tym. Nie chcę być popularny i nie chce, by inni rzucali mi mięso pod łapy.
— A ja bym chciał! — Podskakuje na równe łapy i zaczyna zataczać wokół mnie kółka. — Chciałbym, aby inni rzucali mi jedzenie pod łapy! Byłoby suuuper!
Wzdycham. Tak, byłoby super, ale naprawdę nie chcę widzieć tamtego mlaszczącego psa, który nie pozwolił mi się wyspać.
— Skup się — ostrzegam go. — Będziemy teraz szli i będę pokazywać ci ważne miejsca. Nie będę się powtarzał, więc jak nie zapamiętasz, to nie moja sprawa.
<Mleczu?>
[828 słów: Cierń otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia, a Mlecz 2 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz