18 stycznia 2021

Od Złotego Popiołu CD Nieuchwytki (Nieuchwytnej Łapy)

Niekiedy do Złotego Popiołu przychodziła ta jedna, natrętna myśl, której za nic się nie da pozbyć, że spotkanie Białej Zamieci było jednym z najbardziej przełomowych wydarzeń w jej niedługim życiu. Nie warto się sprzeczać tutaj, czy było ono jednocześnie jednym z najbardziej pechowych. W końcu to niewinne przyłapanie wojowniczki na śledzeniu zastępczyni skończyło się na tym, że suczki wspólnie opiekują się piątką szczeniąt (choć Złota w rzeczywistości ma tych szczeniąt aż szóstkę). Wiedziała, jak to mówi ten przeklęty kodeks, że nie powinno się pozostawiać tych małych istot na śmierć, choć znacznie bardziej chodziło tu o kwestię moralną — Biała Zamieć w przeciwieństwie do niej jest moralnym psem. Może i Popiół nie zostawiłaby szczeniąt na pastwę losu, ale na pewno by się nimi dalej nie opiekowała. Z tego powodu nie rozumiała, czemu suczka po prostu nie zostawiła tych wypierdków pod opiekę klanu. Obudził się w niej instynkt macierzyński? Nawet jeśli, wojowniczka jest zbyt nierozgarniętym osobnikiem, aby w przykładny sposób zajmować się szczeniętami. Jak je zamierza wychować? W końcu to wychowanie jest kluczowym momentem w życiu każdego — jego najmłodsze lata są głównie zależne od rodzicieli oraz rodzeństwa i to oni mają na jednostkę największy wpływ.
Nieuchwytka przypominała swoją (zastępczą) matkę. Jej nieskończone pokłady energii i machający z ekscytacji ogon sprawiały, że nadałaby jej imię Nieuchwytna Zamieć. Właściwie już wiedziała, czemu Białej nadano właśnie taki człon.
Sama myśl o tym, że wojowniczka jest... cóż, czyjąś „mamą” działała na nią dziwnie. Jednak suczka w magiczny sposób wdała się w swoją matkę, która tą matką biologicznie nie jest. Za to prawdziwa, biologiczna matka jest nią tylko przez więzy krwi, bo żadna kochająca matka nie zostawiłaby dzieci samych. Dla Złotej było to właśnie aż tak proste.
Zgodziła się tylko na małą pomoc. Nie na zabawę. Złoty Popiół nie umiała bawić się ze szczeniętami, nie miała po prostu bladego pojęcia, jak się to robi. Nie pamiętała, w jaki sposób bawiła się ze swoimi rodzicami — może dlatego, że to wspomnienie nawet nie istniało. Sama myśl o spędzaniu w ten sposób czasu (właściwie jakikolwiek) z dzieckiem napełniała ją zażenowaniem. Jak niepoważnie by to wyglądało? Jest dorosłą, zajętą swoimi obowiązkami zastępczynią! Nie ma na to ani chwili. Czemu nie może pobawić się ze swoim rodzeństwem? Na pewno znajdą sobie jakąś grupową grę!
— Naprawdę nie mam czasu, Nieuchwytko — wymamrotała zmęczonym tonem.
Nie, żeby suczkę to przejmowało. Naburmuszyła się, wciąż nie mając zamiaru się poddać, nawet gdyby miało to zająć cały dzień i nawet noc. Zmieniła strategię — z litościwego proszenia na nieudaną, uciążliwą, pasywną agresję.
— Ty w ogóle nie masz czasu! Nigdy! — warknęła piskliwie, zapewne nieprzyzwyczajona do takiego tonu. — Pierwsza mama jakoś zawsze ma czas, a ty co?!
Pierwsza mama?
Druga mama o mało co nie westchnęła po raz któryś tego dnia. Nie jest Białą Zamiecią, ma ważniejszą pozycję i w przeciwieństwie do suczki, ona nie ma zamiaru ignorować obowiązków dla bachorów. Nie wierzyła, że ktoś potrafi być aż tak uparty. Nigdy nie przepadała za szczeniakami, a teraz nie będzie za nimi przepadać jeszcze bardziej. Upartość nie była według niej złą cechą, ale w tym przypadku była już upierdliwością. Pozostało jej w jakże „podły sposób” przechytrzyć Nieuchwytkę.
— Mam pomysł. — Złoty Popiół usiadła przed suczką. — Znam zabawę, w którą czasem bawią się dzieci Dwunożnych. Chcesz wiedzieć, co to za zabawa? — Uśmiechnęła się krzywo z bezsilności.
Nieuchwytka zamerdała ogonem — ta informacja od razu ją uszczęśliwiła oraz ożywiła, bez zasiania w jej naiwnym móżdżku ani odrobiny podejrzliwości, czemu jej matka tak nagle zmieniła nastawienie. Ach, ta naiwność!
— Dwunożni? A co to jest?
Szczeniaki są naprawdę upierdliwe. Nic nie wiedzą.
— To takie znacznie większe od nas istoty, z sierścią tylko w paru miejscach i dwoma nogami.
— I też mają szczenięta? Mogę się z nimi pobawić?
Zamknij się już.
— Tak, one akurat są niewiele większe od nas, ale odradzam ci bawienia się z nimi — odparła z resztkami spokoju, starając się tłumaczyć wszystko tak, by nie otrzymać dodatkowych pytań.
— Czemu?
Szlag by to.
— Niektóre z nich są miłe, ale inne zaczną ciągać cię za ogon i uszy. Ogólnie lepiej unikać Dwunożnych. Zresztą, kiedyś zobaczysz, o co mi chodzi. — To ostatnie zdanie było największym popełnionym w całej jej egzystencji błędem.
— Mamo! Kiedy będzie kiedyś?
Nie jestem twoją mamą. Idź do swojej pierwszej mamy.
— Na gwiezdnych, jakie kiedyś? — jęknęła załamana. — Musisz poczekać na kiedyś, to oczywiste.
— A ile muszę poczekać?
Czy ja mam cię nauczyć cierpliwości? Naprawdę tego tak bardzo chcesz?
— Nie długo. Czas to pojęcie względne, na to nie ma odpowiedzi.
— Względne?
Złoty Popiół miała wrażenie, że za moment się popłacze. Nie, ona nie płacze. I nie ma zamiaru płakać z takiego powodu. Da sobie radę, nie da się zdominować jakiemuś bachorowi. Musi pokazać Nieuchwytce, że nie jest na każde jej zawołanie i musi nauczyć się zajmować sobą. Będzie całkowicie zależna od innych, skoro nie potrafi się sama sobą zająć! Jednak przede wszystkim, musi jej w delikatny sposób pokazać, że ma się od niej odczepić. Problem w tym, że Popiół nie wiedziała, w jaki sposób to zrobić, by nie wyjść na kompletnego gbura. Miała jedynie pomysł, jak uniknąć dłuższej interakcji ze szczeniakiem ten jeden raz.
— Dobrze, więc, wracając do zabawy... — Złota wróciła wreszcie do tematu. — Jedno z nas się chowa, a drugie je szuka. Co ty na to?
Zaciekawione, czujne uszy zastąpiło energiczne merdanie ogonem. Popiół zaczęła się zastanawiać, czy ona w dzieciństwie też była taka żywa. Jeśli każdy szczeniak taki jest, to nie rozumiała, czemu ktoś chciałby być z własnej woli rodzicem (podobno istnieją takie przypadki — no, chyba że w rzeczywistości wszyscy potomkowie są wpadką, a marzenia o założeniu ukochanej rodzinki są kłamstwem).
— Ja chowam się pierwsza! — Postanowiła Nieuchwytka i nie mając zamiaru przyjmować do siebie słów sprzeciwu, w sekundę zniknęła z pola widzenia „drugiej” mamy.
Nie taki był plan. Złota zdusiła w sobie zirytowanie i odetchnęła głęboko. Szczeniak nie może wyprowadzać jej z równowagi. Powinna ją odnaleźć bardzo szybko — stadnina to niewielki obszar, a nie chcąc tracić ani sekundy swego cennego czasu, od razu ruszyła się z miejsca. Była przekonana, że zabawa zajmie jej jedynie kilka minut, lecz szybko się okazało, że intensywny zapach koni oraz siana utrudnia poszukiwania. Po kwadransie zaczęła się niecierpliwić. Chodziła wokół stadniny, penetrując jej wnętrze, mijając nie raz inne szczeniaki oraz Białą Zamieć, której rozbawionego wzroku nie była w nastroju odwzajemnić. Gdy upłynęło kolejne dziesięć minut, była już całkowicie zrezygnowana — z westchnieniem opadła na słomę, z której szybko się zerwała, gdy do jej uszu dotarł pisk.
— Znalazłaś mnie — powiedziała niezadowolona, jakby te pół godziny było dla niej za mało. — Ale nie wiedziałam, że w tej zabawie gdy kogoś znajdziesz, to go gnieciesz!
— Nie widzia... — urwała, stwierdzając, że jest to dla niej całkowicie obojętne. Jeśli szczeniaki potem będą się wzajemnie gnieść i przyduszać, to i nawet lepiej. — Dobrze, teraz ja.
Szybkim krokiem wyszła ze stajni. Wyminęła niepostrzeżenie resztę rodzeństwa i zapuściła się jeszcze szybszym pędem, by jak najprędzej opuścić obóz. Rozejrzała się wokół odruchowo, jakby i ona miała zakaz wychodzenia poza stadninę. Poczuła błogi, rozkoszny spokój i uśmiechnęła się pod nosem. Jej kryjówka jest najlepsza we wszechświecie i Nieuchwytka z pewnością jej nie znajdzie. Rzeczywiście, choć ten fakt ją ucieszył, i tak nie miała zamiaru bawić się w tę, jak to nazwała w głowie, „ludzką grę” już nigdy więcej. Dodatkowo jest dobra jedynie w roli osoby, która się chowa, dlatego zabawa w chowanego nie jest dla niej. A może... a może powinna uciec? Tylko gdzie? Zapewne dużo było osobników, którym znudziło się życie jako włóczęga i zachciały być pieszczochami. Jeśli zostałaby pieszczochem, nie musiałaby bawić się z Nieuchwytką. Mogłaby też po prostu uciec z klanu. Byłby to genialny plan, gdyby nie fakt, że przywiązała się już do męczącej rzeczywistości — życia klanowego psa. Pozostaje jej jedynie szara codzienność.
— Czemu mnie oszukałaś? Wyszłaś poza obóz.
Złotą zmroziło.
Zmroziło przez falę nadchodzącej, specyficznej złości. Cichy, obrażony ton pełen wyrzutów zmroził całe jej ciało, od początku czarnego nosa, aż po końcówkę ogona.
Nieuchwytka... może i jest upierdliwa, ale najwyraźniej nie głupia. Na Gwiezdnych! Skoro widzisz, że wyszłam poza obóz, czemu w takim razie polazłaś za mną? Jednak jesteś głupia. Na Gwiezdnych! Jakim cudem ona ją dogoniła? Nie miało już nawet znaczenia to, że wyszła poza obóz. Była przekonana, że będzie miała spokój. Może po prostu od niej ucieknie — szczeniak nie powinien jej dogonić. Byłoby to co najmniej żałosne. Tylko że dogoniła ją i poprzednim razem, co na psi rozum było niewykonalne.
Westchnęła po raz tysięczny. Jeśli Złoty Popiół wzdycha w twoim towarzystwie, oznacza to, iż jest nim już serdecznie zmęczona.
Nie no, nie zostawi jej tu.
— Pomyślałam, że jednak pokażę ci świat poza obozem — skłamała perfidnie. — Wiesz, to tylko od ciebie zależy, czy chcesz słuchać kodeksu, czy nie.
Powiedziała zbyt wiele. Nie powinna tego mówić. Miała ochotę odgryźć sobie język przez te słowa. Nawet nie myślała, gdy je wypowiadała, podczas gdy uszy Nieuchwytki czujnie drgały, chłonąc każdą ich cząsteczkę. Mózg takich małych wypierdków jest na tyle nierozwinięty, że mogą do siebie wziąć wszystko. Mało brakowało, aby zaczęła głośno kląć.
— Oczywiście, żartowałam! — Złota postarała się uciec z tej sytuacji. — Musisz słuchać kodeksu, ale pomyślałam, że... że nic złego się nie stanie, jeśli będziesz ze mną.
— To gdzie pójdziemy? — Zamachała wesoło ogonem.
Bez słowa, nie mając siły się odzywać ani słowem więcej, ruszyła przodem, nawet nie oglądając się za suczkę. Miała nadzieję, że nie spotkają po drodze — w niewiadome nawet Złotej miejsce — żadnego psa z klanu, jednak nawet w takim przypadku, nikt nie powinien mieć do niej problemów. Szczeniak szedł zadowolony z siebie tuż przy jej boku, rozglądając się wokół. Na szczęście nie namawiała dalej na zabawę, więc spacer minął im w ciszy i upragnionym od urodzenia przez Złotą spokoju. Możliwe, że była na tyle wdzięczna za pozwolenie wyjścia poza obóz, iż dała spokój swej zastępczej matce. Mimo tej chłodnej, nieprzyjemnej pory roku, dzień był wyjątkowo słoneczny, przez co połowa śniegu, który zastąpił zboże na polach, zdążyła stopnieć.
— Co to za zapach? — spytała nagle młodsza.
Chciała spytać Nieuchwytkę, co ma na myśli, lecz po chwili sama poczuła intensywny, drażniący zapach, który da się poznać błyskawicznie. Rozejrzała się ostrożnie, lecz nie było widać jego źródła — które, w pewnej chwili, zechciała poznać Nieuchwytka. Bez pozwolenia rzuciła się biegiem, tak szybko, że Złota dopiero po siedmiu sekundach zorientowała się, że jej nie ma.
— Ej, co ty robisz?! Wracaj tu, bachorze! — Spokój suczki został na tyle zburzony, że nie miała ochoty na udawanie miłej. — Na, pieprzonych, Gwiezdnych.
Ruszyła za nią. Nie planowała tak długiej gonitwy za szczeniakiem i pożałowała, że nie została z nią w obozie. Byli już poza polami, poza terenami Ventusu. Gdy już o mało co nie zgubiła jej tropu, zobaczyła Nieuchwytkę, stojącą w jednym miejscu. Podeszła do niej, mając nadzieję, że nie postanowi po raz kolejny od niej uciec. Parę razy odetchnęła głęboko, mając nadzieję, że to ją uspokoi.
— Co cię napadło? — Powstrzymała się z trudem od krzyku.
— Tam coś się pali!
Stały blisko chmur dymu, przez które nie dało się zobaczyć ognia, a zapach był coraz gorszy. Złoty Popiół miała wrażenie, że za moment zwymiotuje przez ostry zapach, docierający do jej nozdrzy.
— No co ty nie powiesz, głupia — fuknęła. — Po co tu przybiegłaś? Myślałaś, że to bezpieczne? Idźmy stąd, to nie nasza sprawa.
Postanowiła wrócić do obozu z Nieuchwytką, a potem kazać Białej Zamieci siedzieć z nią, żeby nigdzie się nie ruszyła. Jednak, kiedy chciała odprowadzić szczeniaka, przy nich pojawiła się trójka nieznanych im psów. Złota przeklęła pod nosem. Tenebris. Pojawiły się tutaj w najmniej odpowiednim momencie. Cofnęła się i zasłoniła swoim ciałem młodszą, wyczuwając kłopoty. Mieszańce nie wyglądały, jakby przyszli na przyjemne pogaduszki.
— Co tutaj robicie? — odezwał się czarny, średni pies, patrząc na obce suczki z wrogością.
— Wybaczcie — odpowiedziała Złoty Popiół. — Nie chcieliśmy przekroczyć waszych granic. Odejdziemy stąd.
Ruszyła, chcąc wyminąć trójkę, jednak pies o wilczym umaszczeniu popchnął ją, nie pozwalając przejść. Spojrzała na niego wrogo i posłusznie się cofnęła, kątem oka patrząc ze złością na Nieuchwytkę, niepewnej zaistniałej sytuacji. Musiała znaleźć wyjście z tej sytuacji. Miała nadzieję, że pokojowa rozmowa rozwiąże problem, jednak ta nadzieja szybko rozpłynęła się w powietrzu, dołączając do kłębów szarego dymu.
— To wy wywołaliście pożar! Psy z Ventusu wywołały ogień! — warknął jeden z nich.
— Po co mielibyśmy to robić? I skąd byśmy niby wzięły źródło ognia? — Zmarszczyła brwi, uśmiechając się cynicznie. — No i jestem z pieprzonym szczeniakiem. Gdybym chciała wywołać pożar, raczej przyszłabym bez niej. Jesteś jakiś głupi?
Widocznie te ostatnie trzy słowa były o trzema słowami zbyt wiele. Wściekły, duży kundel przygniótł Złotą do podłoża, ukazując swe ostre, białe kły, będące diametralnie blisko szyi swej ofiary. Był znacznie większy i silniejszy od niej, przez co jej próby wydostania się spod jego ciężaru skończyły się klęską, a ona sama blisko była rozgryzienia na strzępy przez obcego psa. Spróbowała go zaatakować, lecz najwyraźniej przeciwnik wyczuł, że to i okazja dla niego, aby zaatakować i wbił kły w mostek suczki. Cierpień oszczędził jej czarny pies — oczywiście także z Tenebris — podbiegający do zbiorowiska.
— Wystarczy! — powiedział stanowczym głosem. — Nie odejdziecie stąd, dopóki nie wyjaśnimy tej sprawy. Poza tym przekroczyliście tereny. Na to nie ma usprawiedliwienia.
<Nieuchwytko?>
[2137 słów: Złoty Popiół otrzymuje order Jana Pawła II i bonusową kremówkę]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz