20 stycznia 2021

Od Krzemiennej Łapy do Białej Zamieci

Wstałem niechętnie, otrząsnąłem się i podszedłem do mojej nowej mentorki. Po co mam być uczniem? Już jako szczeniak byłem najdojrzalszym z miotu. Orzechowa Gwiazda powinna od razu mianować mnie wojownikiem, a gdy już odejdzie do Gwiezdnych, zostawiając swoją rangę Złotemu Popiołowi, nowa przywódczyni na pewno mianuje mnie na swojego zastępcę. Z drugiej strony, cieszę się, że moją mentorką została Biała Zamieć. Zajęła się mną, gdy moja biologiczna matka, kimkolwiek jest, mnie porzuciła. Ona i Złoty Popiół to jedyne psy, którym mogę zaufać.
— Chodź, Krzemienna Łapo — powiedziała Biała Zamieć z nutą dumy w głosie, że wreszcie zostałem uczniem. — Zobaczysz nasze terytorium.
Skinąłem głową, ukrywając irytację. Jest dumna? Dumna to by mogła być, gdybym przeprowadził udany atak na obcy klan. Chyba mogła się spodziewać, że w wieku 6 księżyców zostanę uczniem, prawda? A może myślała, że jestem zbyt słaby? Dotarliśmy do jakiegoś miejsca, gdzie było pełno zapachów. Wziąłem głęboki oddech i chciałem iść dalej, ale Biała Zamieć mnie powstrzymała.
— Stój — powiedziała spokojnie. — To nasza granica z Industrią. Nie wolno ci przejść dalej. Rozumiesz?
Potwierdziłem i jeszcze raz powąchałem w powietrzu. Musiałem zapamiętać ten zapach. Zaraz potem poczułem pewne zmęczenie. Dobrze, zobaczyłem granicę z innym klanem. Możemy już wracać do obozu, abym mógł się przespać? Spojrzałem na Białą Zamieć i zrozumiałem, że moja matka ma inne plany.
— Żaden wojownik nie ma prawa przekroczyć granicy innego klanu i polować na jego zwierzynę — wyrecytowała z pamięci. — To jeden z punktów kodeksu wojownika. W porządku. Chodźmy dalej. Zobaczymy, czy rozpoznasz zapach Flumine.
Westchnąłem i przewróciłem niekontrolowanie oczami, nie rozumiejąc, dlaczego już pierwszego dnia Biała Zamieć chce mi pokazać całe nasze terytorium. Zamierza mnie zamęczyć na śmierć? Biała Zamieć spojrzała na mnie z ciekawością, a ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiłem. Przewrócenie oczami i westchnięcie może być uznane za nietakt. Okazałem właśnie lekceważenie. Co się ze mną dzieje? Jako szczeniak potrafiłem doskonale kontrolować swoje odruchy w taki sposób, aby manipulować swoim rozmówcą. Czy to dlatego, że zostałem uczniem? Straciłem swoją zdolność manipulacji? Westchnąłem i pokręciłem głową. Nie, to nie to. W towarzystwie moich przybranych matek zawsze trudniej mi było kontrolować moje podświadome odruchy. Zesztywniałem. Po raz drugi westchnąłem. Spuściłem ze skruchą wzrok.
— Coś nie tak, Krzemienna Łapo? — spytała Biała Zamieć.
Zmusiłem się, aby się nie uśmiechnąć. Głos Białej Zamieci i wypowiedzenie mojego imienia było sugestią, że ona również czuje się skrępowana moim zachowaniem. Czy da się to odwrócić na moją korzyść? Zamerdałem niepewnie ogonkiem.
— Chyba... — z zamysłem zawahałem się — chyba chciałbym już wracać do obozu — powiedziałem z udawaną niepewnością. — Strasznie boli mnie łapka. Musiałem stanąć na czymś twardym. Chyba wbił mi się kolec. Nie mogę zbyt daleko iść. Czuję taki ból w łapie, jakby zaraz miała mi odpaść.
— Kolec? — zdziwiła się Biała Zamieć. — Pokaż! — poleciła.
Lekko uniosłem łapę, po czym gwałtownie ją upuściłem, piszcząc przy tym. Następnie spojrzałem ze smutkiem na moją mentorkę. Wykonałem tę czynność jeszcze kilka razy, po czym położyłem się na trawie.
— To na nic — szepnąłem. — Ból jest silniejszy ode mnie.
— A myślisz, że Manaci Olbrzym zobaczy kolec, mimo że mu go nie pokażesz, bo ma gwiezdny wzrok? — zaśmiała się przyjaźnie Biała Zamieć.
Podeszła do mnie. Wyczułem, co chce zrobić i ze strachem się cofnąłem, ale było już za późno. Biała Zamieć podważyła łapą moją łapę, zmuszając mnie, abym ją podniósł i kucając, zajrzała pod spód.
— Nic tam nie ma — powiedziała z nutą irytacji w głosie.
— Już mi lepiej — powiedziałem szybko, przypominając sobie, że moja mentorka nienawidzi kłamstwa. — Musiał wypaść.
— Krzemienna Łapo, znam cię — tym razem w wymienieniu mojego imienia nie było skrępowania, a groźba. — Jesteś leniem, jakich mało w naszym klanie. Nie mam złudzeń, że chciałeś wrócić do obozu, aby zdrzemnąć się w legowisku uczniów. Jesteś moim synem, ale nie wolno ci mnie okłamywać. Musisz pokonać w sobie tego nieroba, który w tobie drzemie. Chodź, idziemy do granicy z Flumine.
Chciałem się poddać. I normalnie pewnie bym to zrobił. Pewnie poszedłbym za Białą Zamiecią, acz niechętnie, szczęśliwy, że nie obdarła mnie ze skóry za moje kłamstwo. Nienawidzę jednak gdy ktoś nazywa mnie leniem.
— Nie jestem leniem — syknąłem, nie ruszając się z miejsca. — Jestem obserwatorem.
— W porządku — powiedziała z politowaniem Biała Zamieć. — Chodź, mój obserwatorze.
Wciąż stałem w miejscu. Biała Zamieć mnie nie rozumie. Moja własna matka mnie nie rozumie. Nie, ona nie jest moją matką. Opiekowała się mną, gdy byłem szczeniakiem, a teraz jest moją mentorką, ale to nie to samo, co suczka, która ściągnęła mnie na ten świat. Nie jest w stanie zrozumieć, co czuję. Nigdy nie przeżyła czegoś takiego, co ja. Ona wiedziała, kim są jej rodzice i nigdy nie czuła się gorsza, niż jakikolwiek pies na świecie. Ktoś, kto nie przeżył tego, co ja, nie zrozumie tego bólu... Tylko ja jestem w stanie zrozumieć swoje własne odczucia.
— Nie traktujesz mnie poważnie — warknąłem. — Nigdy nie traktowałaś. Zawsze będę tym gorszym, w porównaniu do innych. Najsłabszy, najwolniejszy, najbardziej leniwy. Ale wiesz co? Nie jestem za to najgłupszy. Owszem, nie uważam się za geniusza, ale przynajmniej widzę, że świat nie jest pomalowany w samych jasnych barwach. Czai się tam też zło. Zło, które...
Ugryzłem się w język, zanim powiedziałem: zło, które kazało mojej własnej matce mnie porzucić. Po raz kolejny straciłem nad sobą kontrolę. Spuściłem wzrok, nie mogąc spojrzeć mojej mentorce w oczy. I właśnie wtedy poczułem jakiś nowy zapach i usłyszałem za sobą warkot.
— Krzemienna Łapo — powiedziała cicho i ze strachem Biała Zamieć. — Za tobą jest niedźwiedź! 
<Biała Zamieci?>
[889 słów: Krzemienna Łapa otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz