20 stycznia 2021

Od Białej Tęczy CD Irysowego Serca

— Mamo! Mamo! — wydzierał się ktoś nad uchem śpiącej jeszcze do niedawna Białej Tęczy.
Jeśli chodziło o tożsamość owego „ktosia”, jedynych możliwych typów było cztery — tyle, ile jej szczeniąt. Tę liczbę można było z kolei zawęzić do trzech, ponieważ Lisek, znając jego dumną i upartą naturę, nie budziłby jej o świcie. Prawdopodobnie prędzej by sobie osobiście łapę odgryzł. Jej to zresztą nie przeszkadzało — choć na początku starała się nie mieć potomków ulubionych i najmniej lubianych, wszystko posypało się, gdy czarny samczyk po raz pierwszy otworzył pyszczek w celu wydobycia z niego jakichkolwiek sensownych słów.
— Mamooo — zajęczał znów głosik.
Zmusiła się do otworzenia oczu. Tuż znad niej czujnie wpatrywały się w nią duże oczy Stokrotki.
— Obudziłaś się! — zauważyła mała suczka z wyraźnym zadowoleniem. — Nie śpimy już, wszyscy. I to od daaawnaaa. Nudzi nam się.
Zastępczyni klanu Ciemnych zacisnęła zęby. Zachciało jej się spędzić jedną przeklętą noc z pierwszym lepszym samcem, którego miała blisko siebie, i oto wyraźnie ponosiła tego konsekwencje. Stłumiła w sobie chęć podania im wszystkim jakichś ziół o działaniu usypiającym, zignorowała też ten głosik, który podpowiadał jej, by kazała im po prostu iść sobie i się zgubić. Musiała być dobrą matką. Musiała ich wychować na porządnych wojowników i, jeśli Lisek miał nie zmienić zdania do mianowania na uczniów, względnie dobrego medyka.
Podniosła się do siadu i rozejrzała po pomieszczeniu. Zgodnie ze słowami Stokrotki, wszystkie jej szczenięta już nie spały. Lisek mówił coś do Borsuczka, zapewne znowu mu dogryzając. Sreberko kręciła się gdzieś z boku, urządzając sobie polowanie na jakieś piórko, prawdopodobnie pochodzące ze starej pierzyny, a nie spoza ich legowiska. Mała biała suczka, najbliższa ich matce wyglądem, siedziała dumnie u jej boku, najwyraźniej wciąż niezmiernie zadowolona z tego, że udało jej się ją obudzić.
— W porządku — mruknęła sama do siebie, by już po chwili podnieść głos tak, by cała czwórka rozsiana po pokoju mogła ją usłyszeć. — Chcecie iść na spacer?
Jak okazało się po chwili, nie musiała ich pytać po raz drugi. Już po chwili wszyscy znaleźli się u jej łap, gotowi do wyjścia. Miała ochotę przekląć samą siebie za tę propozycję, która wiązała się z opuszczeniem ciepłego legowiska i wybraniu się na zimne powietrze z garstką irytujących młodych piesków.
Zatrzymała się kilka kroków po opuszczeniu ruin. Kazała szczeniętom trzymać się blisko niej, a sama zaczęła się ostrożnie rozglądać. Musiała się upewnić, jak wyglądała sytuacja przy granicach. Powinna też sprawdzić, czy w zasięgu wzroku nie było Ciemnej Gwiazdy — nie miała ochoty na spotkanie z nim, zwłaszcza, że miała przy sobie potomstwo. Nie dostrzegała go jednak. Zamiast niego w oczy rzuciła jej się jednak inna znajoma sylwetka.
— Podchodzimy do granicy, muszę porozmawiać z pewnym psem, który przy niej stoi. Macie się mnie trzymać, a jak zobaczę, że ktoś wystawia chociażby pazurek poza nasze tereny, nie opuści już legowiska aż do mianowania na ucznia.
Pokonanie tej odległości, choć stosunkowo niewielkiej, było prawdziwą męczarnią, gdy u łap kręciło jej się czworo szczeniąt. Po chwili jednak udało im się osiągnąć cel, a Biała Tęcza stanęła przed Irysowym Sercem.
— Co tu robisz? — szepnęła.
Przerażało ją wręcz zmęczenie, które słyszała we własnym głosie. Do tej pory udawało jej się je ignorować lecz teraz, gdy przemawiała do zastępczyni obcego klanu i, mimo sympatii, którą chyba zaczynała do niej czuć, jako zastępczyni klanu, przed którego granicami ona teraz stała, powinna brzmieć... bardziej potężnie. Powinna brzmieć jak prawdziwa zastępczyni, a nie jak wymęczona przez małe stadko szczeniąt samotna matka. 
— Jakie one urocze! — oznajmiła członkini klanu Wodnych zaraz po powitaniu.
Biała spojrzała na Stokrotkę, Sreberko, Borsuczka i Liska, który właśnie próbował odejść gdzieś dalej od niej, ale wrócił upomniany jej groźnym spojrzeniem. Wiedząc, że wyraz jej pyska pozostaje teraz niewidoczny dla Iryski, skrzywiła się delikatnie. 
„Jeśli tak bardzo ci się podobają, weź je sobie. Za Liska mogę nawet dopłacić.”
 — Miło cię widzieć, ale nadal nie wiem, po co zjawiłaś się na granicy — zauważyła już po tym, jak wymieniły kilka zdań na temat przydługiego zgromadzenia, na którym Biała była już w zaawansowanej ciąży.
— Wojownicza Łapa. — Irysowe Serce westchnęła, a Białej Tęczy na chwilę zamarło serce. Wpadł w kłopoty większe niż zazwyczaj? Coś mu się stało? Był ranny? A może Wodni odkryli, że to ona go szkoliła na boku i teraz oboje mieli mieć problemy? — Czułam jego zapach w okolicy. Chciałam się upewnić, że nie wpakował się w żadne kłopoty, jak ma w zwyczaju — dodała po chwili Irysowa, a Tęcza mogła znowu oddychać.
— Mamo, kto to Wojownicza Łapa? — zapiszczał w dole jeden z cienkich głosików, należący do Sreberka.
— Uczeń z innego klanu — wyjaśniła szybko, nie siląc się nawet na podawanie większych szczegółów. Już po chwili znów przeniosła większość swojej uwagi (bo całości niestety nie mogła, gdy pod jej łapami kręciło się jej potomstwo) na Irysową. — Jego mentorką jest wasza liderka, tak?
— Tak. Niestety jako lider nie ma dla niego zbyt wiele czasu. Szuka pomocy u innych wojowników, ale, jak już mówiłam, ma skłonność do pakowania się w kłopoty i nie wiem, do czego to mogło go tym razem doprowadzić.
— Och, tak, on jest zdolny do wszystkiego — mruknęła Biała, zanim ugryzła się w język.
„Głupia suko, według oficjalnej wersji nawet nie znasz tego przeklętego młodzika! Głupia, głupia, głupia, jak ty się teraz z tego wywiniesz, co?”
— Co? — powtórzyła Irysowa za złośliwym głosikiem z głowy Białej.
— Był tu. Więcej niż raz. Rzeczywiście szuka pomocy u kogo tylko może. Poprosił o nią nawet zastępczynię obcego klanu, a ona... ja... się zgodziłam — wymamrotała Tęcza, uznawszy, że i tak teraz się nie wywinie, nawet z najlepiej obmyślanym kłamstwem.
<Irysko?>
[901 słów: Biała Tęcza otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz