— Mamo! Mamo! — wydzierał się ktoś nad uchem śpiącej jeszcze do niedawna Białej Tęczy.
Jeśli
chodziło o tożsamość owego „ktosia”, jedynych możliwych typów było
cztery — tyle, ile jej szczeniąt. Tę liczbę można było z kolei zawęzić
do trzech, ponieważ Lisek, znając jego dumną i upartą naturę, nie
budziłby jej o świcie. Prawdopodobnie prędzej by sobie osobiście łapę
odgryzł. Jej to zresztą nie przeszkadzało — choć na początku starała się
nie mieć potomków ulubionych i najmniej lubianych, wszystko posypało
się, gdy czarny samczyk po raz pierwszy otworzył pyszczek w celu
wydobycia z niego jakichkolwiek sensownych słów.
— Mamooo — zajęczał znów głosik.
Zmusiła się do otworzenia oczu. Tuż znad niej czujnie wpatrywały się w nią duże oczy Stokrotki.
— Obudziłaś się! — zauważyła mała suczka z wyraźnym zadowoleniem. — Nie śpimy już, wszyscy. I to od daaawnaaa. Nudzi nam się.
Zastępczyni
klanu Ciemnych zacisnęła zęby. Zachciało jej się spędzić jedną
przeklętą noc z pierwszym lepszym samcem, którego miała blisko siebie, i
oto wyraźnie ponosiła tego konsekwencje. Stłumiła w sobie chęć podania
im wszystkim jakichś ziół o działaniu usypiającym, zignorowała też ten
głosik, który podpowiadał jej, by kazała im po prostu iść sobie i się
zgubić. Musiała być dobrą matką. Musiała ich wychować na porządnych
wojowników i, jeśli Lisek miał nie zmienić zdania do mianowania na
uczniów, względnie dobrego medyka.
Podniosła
się do siadu i rozejrzała po pomieszczeniu. Zgodnie ze słowami
Stokrotki, wszystkie jej szczenięta już nie spały. Lisek mówił coś do
Borsuczka, zapewne znowu mu dogryzając. Sreberko kręciła się gdzieś z
boku, urządzając sobie polowanie na jakieś piórko, prawdopodobnie
pochodzące ze starej pierzyny, a nie spoza ich legowiska. Mała biała
suczka, najbliższa ich matce wyglądem, siedziała dumnie u jej boku,
najwyraźniej wciąż niezmiernie zadowolona z tego, że udało jej się ją
obudzić.
— W porządku — mruknęła
sama do siebie, by już po chwili podnieść głos tak, by cała czwórka
rozsiana po pokoju mogła ją usłyszeć. — Chcecie iść na spacer?
Jak
okazało się po chwili, nie musiała ich pytać po raz drugi. Już po
chwili wszyscy znaleźli się u jej łap, gotowi do wyjścia. Miała ochotę
przekląć samą siebie za tę propozycję, która wiązała się z opuszczeniem
ciepłego legowiska i wybraniu się na zimne powietrze z garstką
irytujących młodych piesków.
Zatrzymała
się kilka kroków po opuszczeniu ruin. Kazała szczeniętom trzymać się
blisko niej, a sama zaczęła się ostrożnie rozglądać. Musiała się
upewnić, jak wyglądała sytuacja przy granicach. Powinna też sprawdzić,
czy w zasięgu wzroku nie było Ciemnej Gwiazdy — nie miała ochoty na
spotkanie z nim, zwłaszcza, że miała przy sobie potomstwo. Nie
dostrzegała go jednak. Zamiast niego w oczy rzuciła jej się jednak inna
znajoma sylwetka.
— Podchodzimy do
granicy, muszę porozmawiać z pewnym psem, który przy niej stoi. Macie
się mnie trzymać, a jak zobaczę, że ktoś wystawia chociażby pazurek poza
nasze tereny, nie opuści już legowiska aż do mianowania na ucznia.
Pokonanie
tej odległości, choć stosunkowo niewielkiej, było prawdziwą męczarnią,
gdy u łap kręciło jej się czworo szczeniąt. Po chwili jednak udało im
się osiągnąć cel, a Biała Tęcza stanęła przed Irysowym Sercem.
— Co tu robisz? — szepnęła.
Przerażało
ją wręcz zmęczenie, które słyszała we własnym głosie. Do tej pory
udawało jej się je ignorować lecz teraz, gdy przemawiała do zastępczyni
obcego klanu i, mimo sympatii, którą chyba zaczynała do niej czuć, jako
zastępczyni klanu, przed którego granicami ona teraz stała, powinna
brzmieć... bardziej potężnie. Powinna brzmieć jak prawdziwa zastępczyni,
a nie jak wymęczona przez małe stadko szczeniąt samotna matka.
— Jakie one urocze! — oznajmiła członkini klanu Wodnych zaraz po powitaniu.
Biała
spojrzała na Stokrotkę, Sreberko, Borsuczka i Liska, który właśnie
próbował odejść gdzieś dalej od niej, ale wrócił upomniany jej groźnym
spojrzeniem. Wiedząc, że wyraz jej pyska pozostaje teraz niewidoczny dla
Iryski, skrzywiła się delikatnie.
„Jeśli tak bardzo ci się podobają, weź je sobie. Za Liska mogę nawet dopłacić.”
—
Miło cię widzieć, ale nadal nie wiem, po co zjawiłaś się na granicy —
zauważyła już po tym, jak wymieniły kilka zdań na temat przydługiego
zgromadzenia, na którym Biała była już w zaawansowanej ciąży.
—
Wojownicza Łapa. — Irysowe Serce westchnęła, a Białej Tęczy na chwilę
zamarło serce. Wpadł w kłopoty większe niż zazwyczaj? Coś mu się stało?
Był ranny? A może Wodni odkryli, że to ona go szkoliła na boku i teraz
oboje mieli mieć problemy? — Czułam jego zapach w okolicy. Chciałam się
upewnić, że nie wpakował się w żadne kłopoty, jak ma w zwyczaju — dodała
po chwili Irysowa, a Tęcza mogła znowu oddychać.
— Mamo, kto to Wojownicza Łapa? — zapiszczał w dole jeden z cienkich głosików, należący do Sreberka.
—
Uczeń z innego klanu — wyjaśniła szybko, nie siląc się nawet na
podawanie większych szczegółów. Już po chwili znów przeniosła większość
swojej uwagi (bo całości niestety nie mogła, gdy pod jej łapami kręciło
się jej potomstwo) na Irysową. — Jego mentorką jest wasza liderka, tak?
—
Tak. Niestety jako lider nie ma dla niego zbyt wiele czasu. Szuka
pomocy u innych wojowników, ale, jak już mówiłam, ma skłonność do
pakowania się w kłopoty i nie wiem, do czego to mogło go tym razem
doprowadzić.
— Och, tak, on jest zdolny do wszystkiego — mruknęła Biała, zanim ugryzła się w język.
„Głupia
suko, według oficjalnej wersji nawet nie znasz tego przeklętego
młodzika! Głupia, głupia, głupia, jak ty się teraz z tego wywiniesz,
co?”
— Co? — powtórzyła Irysowa za złośliwym głosikiem z głowy Białej.
—
Był tu. Więcej niż raz. Rzeczywiście szuka pomocy u kogo tylko może.
Poprosił o nią nawet zastępczynię obcego klanu, a ona... ja... się
zgodziłam — wymamrotała Tęcza, uznawszy, że i tak teraz się nie wywinie, nawet z najlepiej obmyślanym kłamstwem.
<Irysko?>
[901 słów: Biała Tęcza otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz