Nie wiedziała, czy to właśnie tak powinno wyglądać. Czy od dziś ma być codziennie, że będzie spać z mamą? Całe rodzeństwo już mieszkało w nowym miejscu, a Cynamonowa Łapa musiała patrzeć, jak Biała Zamieć kręci łbem. Cóż, tej nocy nic jej się nie śniło. Ledwie umiała zasnąć.
Następny dzień spędziła na polanie, zwiedzając obozowisko, o mało nie myląc mamy z innym psem. Czemu muszą być takie podobne? Poznała też Słoneczny Mech — jedynego starszego psa w obozie, i mamokształtną, ale ciemną Brunatną Łapę. Ponadto Cynamonowa Łapa zdążyła policzyć okna oraz siedzących na koniach Dwunożnych. Strasznie się kiwali, jakby nawet siedzenie było dla nich wysiłkiem, a potem tak dziwnie skakali po plecach tych dużych, brązowych zwierząt. To musi być bardzo niewygodne.
Gdy miała w końcu zająć się polowaniem na mysz, w stodole trafiła na Białą Zamieć. To dzięki niej wreszcie trafiła do Niedźwiedzia, który mocno spał. Szybko jednak tego pożałowała.
— Fuj — pisnęła, wycierając łapami łepek i z wyrzutem obejrzała się na wychodzącą mamę.
Co do Niedźwiedzia, była zadziwiona jego dietą. Nie zamierzała próbować, bo widziała, jak psy od trawy wymiotowały, ale i tak dziarsko wypytywała o czarne, pomarszczone owoce i jakieś takie śmieszne czerwone kule. Medyk okazał się bardzo uparty. Cały czas nie dość, że znał odpowiedź na każde pytanie, to jeszcze mówił więcej od niej i Nieuchwytnej Łapy. Jasna suczka nie miała pojęcia, że w ogóle ktoś to umie, ale wreszcie wiedziała, jak czują się inni. To sprawiło tylko, że zaczęła mówić więcej. Ktoś, kto wszedłby w tym momencie do legowiska medyka, zapewne zaraz by się wycofał. Zdawało się, że mówią jednocześnie, ale ten, kto by się przysłuchał i jego głowa nie eksplodowałaby, na pewno dostrzegłby pewną harmonię. Cóż, trwało to chwilę, bo nim Manaci Olbrzym skończył, Cynamonowa Łapa nieźle się zmęczyła, a raczej rozbolała ją główka. Za dużo nowych informacji na raz więc na kolejną historyjkę o mchu tylko nim kiwała.
— Mech. Na krew i na leki. Miód na kaszel i gardło. — Potakiwała. — Mech na rany, mech na picie.
Lecz tak w tym monologu usłyszała słowo o lesie. Już nie pierwszy raz ktoś o nim mówił, ale to tak odległe i tajemnicze, że zastrzygła uszami.
— Pójdziemy do lasu? — spytała piskliwie, skacząc przy nogach Niedźwiedzia. — Do lasu i na plażę. Chodźmy do lasu i na plażę.
Wreszcie gdzieś poza ten nudny obóz. Daleko, tak jak jeszcze żaden pies z klanów nie doszedł. Wyłączyła się zupełnie, gdy medyk zaczął mówić znów o jakiś roślinach. Buszując po pomieszczeniu czasem pytała Manaciego, czy dany przedmiot jest z lasu, bo w końcu skoro on pamiętał las, to coś musiał z niego mieć, prawda?
Dosłownie zachowywała się jak osa w ulu i nawet zimne powietrze nic nie zmieniło. Momentami sama chciała poganiać swojego mentora. Ach, przestrzeń.
— Te drzewa to las? Jesteśmy w lesie? — pytała, a ogon latał na boki, jakby miał zaraz odpaść.
Jednak Manaci Olbrzym całkowicie spokojnie, a nawet z lekkim rozbawieniem odpowiedział:
— Nie. To jest sad. W lesie drzewa rosną jeszcze gęściej i zupełnie inaczej pachnie.
Mała westchnęła ze smutkiem, skupiając się na zadaniu, jak tylko medyk zapewnił, że kiedyś tam się wybiorą. Mech. Będą szukali zielonych kępek mchu o jaśniejszych końcówkach i niezbyt puchatego. Jak taka mała kulka może dać radę, skoro wokół widziała tylko lodowaty puch? Z drugiej strony to jej pierwsze zadanie. Nie może się ot, tak poddać, bo inni ją wyśmieją. Jeszcze pójdzie plotka, że Cynamonowa Łapa nie umie nawet zebrać kawałka zieleniny. Nonsens.
I wtedy, nagle, Cynamonowa Łapa została sama. Ot tak medyk zostawił ją samą z zadaniem. W pierwszej myśli skuliła się, bo co jeśli gdzieś w okolicy grasuje jakiś Zły Dwunożny, albo wilk i ją zje? Otrzepała się, starając wyzbyć tej myśli i nadmiaru topniejącego śniegu z jej futra.
— Musisz być odważna Cynamonowa Łapo — powiedziała do siebie, zaraz skacząc przez śnieg z dumnie wyprostowanym ogonem. — Pokazać Nieuchwytnej Łapie, że masz fajniejsze zajęcia niż skakanie po torach, i że znajdziesz fajniejszego przyjaciela od Jazgota. — mówiła, momentami stając na tylnych łapkach, by rozejrzeć się po okolicy za mchem. Znalazła kępkę i mając nadzieję, że się nada, zaczęła ją zrywać. — Lisa znajdę. O, i przyjdę z lisem do klanu. Nazwę go Ognisty Ogon i będziemy razem jeść.
Postanawiała i myślała z coraz to pełniejszym pyszczkiem. Przez myśl przemknął też borsuk Pasiasty Łeb i szakal Złociste Futro. A zielonego materiału w jej pyszczku w końcu było tyle, że nie mogła mówić. Wtedy postanowiła odnaleźć swojego mentora. Były takie susy gdy ciut mchu sypało się na śnieg, ale zbytnio się tym nie przejmowała, aż do momentu nawoływania. Odpowiedziała, upuszczając całą zdobycz, bo przecież nie ucieknie prawda? Ale jednak tak się stało.
Momentalnie cały świat stał się biały i zimny. Pisnęła zaskoczona. Na nic zdały się próby przemieszczenia, zupełnie jakby... wpadła w zasypany dołek. Słyszała, jak Medyk sapie gdzieś w okolicy, ale go nie widziała. Przez chwilę bała się, że ten nie dosłyszy wołania o pomoc, bo w końcu przecież jest już uczennica i powinna dać sobie radę, prawda? Nie była już tym bezbronnym szczeniakiem co dnia poprzedniego. Jednak kroki ucichły. Gdyby tylko mogła wyczuć stąd jego zapach...
— Manaci Olbrzymie? — pisnęła nieśmiało w górę tunelu, skąd widziała prześwit gołych gałęzi.
Wtem jakiś cień złapał ją za kark, ciągnąc ku górze. To koniec, Teraz coś ją zje, ale mała nie podda się bez walki. Cynamonowa Łapa zaczęła się wić i piszczeć. Miała nadzieję, że uda jej się jakoś odkręcić sięgając kiełkami w stronę napastnika. Chwilkę, napastnika? Czemu napastnik się śmieje?
— No już, spokojnie. Od kiedy szczeniaki są takie groźne? — spytał „napastnik”, odstawiając ją na ziemię.
— Nie jestem szczeniakiem! — szczeknęła oburzona Cynamonowa Łapa. Otrzepała powoli przemakające futro i dumnie się wyprostowała.
— Nie?
— Nie. Jestem uczennicą. — zaznaczyła ostro, po czym pokazała Niedźwiedziowi swój rozsypany zbiór mchu.
<Manaci Olbrzymie?>
[940 słów: Cynamonowa Łapa otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz