31 stycznia 2021

Od Migoczącej Łapy do Brązowej Blizny — zgromadzenie klanów

Noc pierwszego zgromadzenia klanów Migoczącej Łapy. Uczeń, z początku, gdy do jego uszu dotarła informacja, że idzie na zgromadzenie, niezmiernie uradował się na sercu, nie mogąc się doczekać tej niezwykłej nocy w pełni, jednak już przy pierwszych obawach zupełnie zmienił swoje nastawianie. W końcu tam musi być tyle obcych psów z wrogich klanów! Co prawda, podczas zgromadzenia panuje rozejm, ale nigdy nic nie wiadomo! Nie wszyscy mogą przestrzegać rozejmu, co jeśli nagle jakiś nieposłuszny kodeksowi wojownik zaatakuje?! Albo i cały klan! W głowie biszkoptowego ucznia rodziło się coraz więcej pesymistycznych wizji bliskiej przyszłości. Mimo wszystko musi udowodnić swoją odwagę i nie lękać się tej chmary obcych pysków. Będzie przy nim Brązowa Blizna, jego mentor, sama jego obecność na pewno doda mu otuchy! Pozna uczniów z innych klanów, przyjacielskich i sympatycznych, którzy na pewno go nie zabiją! Dokładnie, nie ma się czego bać! Migotek próbował się pocieszać, jednak te myśli otuchy i przekonywanie samego siebie do odważniejszej postawy, działały bardzo krótko, a gdy już przyszło co do czego, zupełnie wyparowały z jego głowy. Trzymał się jak najbliżej swojego mentora, biegając spojrzeniem po fali obcych psów o najróżniejszym wyglądzie. Jego nos bombardowało mnóstwo nowych zapachów, mieszających się z zapachem jego własnego klanu. Usiadł na uboczu wraz ze swoim mentorem.
— A ci co? — odezwał się dorosły, patrząc na niego, wyraźnie rozśmieszony.
— Ugh, Brązowa Blizno, co tu się tak właściwie dzieje...? — zagadnął uczeń, spięty. Znał jako tako ogół wydarzeń podczas zgromadzeń, wiedział, że to właśnie wtedy przywódcy informują o sytuacji w swoich klanach, wtedy też panuje rozejm, a wojownicy z różnych klanów mogą bez większych problemów poznać się i porozmawiać.
— No wiesz, zwykłe zgromadzenie, nie ma czego się bać. Przecież jest sojusz, więc nic nie mogą zrobić, nawet gdyby chcieli — Biszkoptowy już wiele razy powtarzał sobie podobne słowa w głowie. — A teraz słuchamy, jak powinno — szepnął wojownik do ucznia, rzeczywiście próbując skupić się na słowach przywódczyni, w przeciwieństwie do Migoczącej Łapy.
— Długo jeszczeee? — Młody pies zaczął się powoli irytować, w głowie już wyszukując powodów, dla których nie powinno go tu być.
— Dopiero ma się zacząć. Lepiej słuchać, chcesz, żeby nagle któryś z nich zeskoczył i oberwał ci uszy? — odparł cicho Brązowa Blizna.
— Mnie nie interesuje, co się dzieje w innych klanach! — fuknął cicho, idąc w ślady mentora, ściszając ton swojego głosu. Co jak co, ale ta groźba z obrywaniem uszu wywołała na Migotku wrażenie. Ledwo co by dopiero wytrzymał na sobie spojrzenie przywódcy innego klanu, a co dopiero takie coś! W dodatku na pewno stałby się pośmiewiskiem dla wszystkich tu zebranych! Złota Gwiazda, nie tylko jako przywódczyni, ale jako i jego matka by się za nim wstydziła!
— A jeśli ktoś będzie ci potem mówił, że coś zepsułeś, a tak nie było to lepiej mówić, że tego się nie zrobiło, czy milczeć i nie wiedzieć, o co chodzi? A potem jeszcze dostać karę za nic. Dzięki tym zgromadzeniom możesz zobaczyć co się dzieje u nich, nawet jak się nie chce, a potem to wykorzystać, na przykład można zyskać kolejne tereny dla swojego klanu, chociaż to nie często się zdarza, ale może tak być — wojownik próbował przekonać ucznia do wsłuchania się w słowa przywódców, jednak bez efektów.
— Ale ja nie chcę zabijać innych i kraść im tereny! Nie możemy żyć własnym życiem, a ich mieć w nosie? Tutaj jest tylko strasznie, niebezpiecznie i nudno! — fuknął, patrząc w stronę przywódców, wręcz piorunując ich wzrokiem. Szczerze mówiąc, nawet nie próbował zrozumieć większości słów mentora.
— A ktoś powiedział, że musisz zabijać? Kodeks tego zabrania. Poza tym nie kraść, tylko przywódca innego klanu daje je za darmo z własnej woli. Nikt mu przecież nie kazał. — Samiec wzruszył barkami. — A i przecież jeszcze nie zaczęli, dlatego może jest nudno?
— No to niech zaczynają! Ile można czekać! Ja tutaj tylko tracę mój cenny czas na spanie! — wydał z siebie jęk pełen rozpaczy, szorując pazurami o ziemię. Naprawdę, ile można czekać?! Migoczący nie pojmował tego, czemu wypowiedzenie kilku słów na temat klanu może tyle czasu zajmować.
— Nie szuraj tymi pazurami o ziemię, bo ziemia cierpi. Plus, jak nie słyszysz, ktoś coś mówił o włóczęgach, ale oczywiście przez Ciebie nie usłyszałem co — fuknął niezadowolony, spoglądając na mniejszego, podirytowany, jednak pies szybko się rozluźnił. — A teraz sklej pysk i słuchaj, to rozkaz — oznajmił milszym tonem.
— Co, co, co? Włóczędzy? A to ty sobie słuchaj, to mi potem opowiesz wszystko, a ja będę grzecznie siedział cichuteńko, jak mysz w trawie. — uśmiechnął się urokliwie, próbując w ten sposób zmiękczyć serce Brązowej Blizny i namówić go na ten układ.
— Ja Ci nie powiem, musisz sam posłuchać.
— No weeeeź! Ja tak ładnie proszę! Ty masz lepszy słuch i więcej doświadczenia w słuchaniu! Ja nic nie słyszę! Proszę, proszę, proszę! — Wbił w pysk mentora spojrzenie maślanych oczu, łapą delikatnie gładząc jego przednią nogę. Czuł, że chyba jednak tak łatwo go nie przekona.
— No to teraz myśl, jak przegonić włóczęgi.
— Jak nawet nic nie wiem na ich temat, bo ty nie chcesz się wsłuchać i powiedzieć... Jakbyś mi coś powiedział, to bym chociaż wymyślił jak ich przepędzić, a tak...? Nie wykorzystujesz potencjału swojego ucznia... Beznadziejny z ciebie mentor... — Z jednej strony, naprawdę nie chciał ranić tymi słowami swojego mentora. W końcu Brązowa Blizna nie był beznadziejnym mentorem, to Migocząca Łapą był beznadziejnym uczniem... Z drugiej jednak strony, miał nadzieję, że może przekona go tym jakoś. Który mentor chciałby być beznadziejnym mentorem? Migoczący za nic nie będzie słuchał tego memłotu przywódców! W pewnym momencie Migocząca Łapa zauważył czarne ciało jednego z przywódców, wyprowadzane ze zgromadzenia. Czy on nie żyje...? Tak, to już na pewno był trup. Jednak nie są tutaj bezpieczni. Ktoś go zabił. Może i nie było widać śladów krwi, ale Migocząca Łapa był przekonany, że ktoś go zabił! Oni nie są tu bezpieczni!
— Lepiej dać teraz miejsce medykom, a ty się cofnij, i nic nie mów więcej, tylko zagłuszasz, a ja wolę wiedzieć, co się dzieje — Stał przez chwilę jak słup, cały drżąc, dopiero głos mentora sprawił, że wrócił do rzeczywistości i zaczął reagować. Schował łeb w futrze na piersi Brązowej Blizny, drżąc ze strachu.
— J-ja nie chcę widzieć śmierci! N-nie chcę...! Nie chcę! Ktoś go zabił! Nie jesteśmy tu bezpieczni, a mówiłeś, że jesteśmy!
— Lisie łajno, bo jesteśmy, nie wiem, chory był czy coś. To normalne, że jak pies nie uważa, a jest chory, nie leczy potem a ginie, dlatego siedź cicho, bo może się zarazisz.
— Zarażę?! Czyli ja też umrę?! — spojrzał na niego, jeszcze bardziej przestraszony i jak najszybciej schował się za dorosłym, omal nie potykając się o własne łapy. Biszkoptowy naprawdę nie chciał umierać. To musi być straszne uczucie. Jeszcze gorsze od tego, co czuł teraz. Nie może się zarazić, bo umrze. Musi się pilnować.
— Jak się będziesz mnie słuchał to nie- — Wojownik urwał, słysząc głos Irysowego Serca. — A więc zgromadzenie zakończone. — Uniósł głowę, słysząc słowa mentora. Zakończone?
— Czekaj na mnie! Nie zostawiaj mnie! Potrzebuję twoich rozkazów, by nie umrzeć! Nie chcesz, żeby przez ciebie twój uczeń zachorował i umarł, co nie? — szedł przy nim, przyklejony obawami i strachem do jego boku.
— Oczywiście, dlatego chcę, abyś się mnie słuchał — prychnął śmiechem. Zgromadzenie zakończone. Nareszcie. Będzie mógł w końcu spokojnie usnąć w legowisku, a rano wybrać się na trening z Brązową Blizną. Już nie będzie musiał słuchać przywódców, czy patrzeć na śmierć. Tylko święty spokój…
<Brązowa Blizno?>
[1199 słów: Migocząca Łapa otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia oraz 7 Punktów Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz