— W takim razie, w czym problem młody? — spytałem, niezbyt rozumiejąc.
Odwróciłem się zbyt szybko, nawet jak na moją zwinność. Potknąłem się jak jakaś niezdara, jednak widząc Lekką Łapę, a razem z nim rudą, kupę sierści. Nie było czasu na życiowe rady, mądrego wujka. Warknąłem, dość głośno, aby rozproszyć dzikusa od szczenięcia. Podbiegłem, starając się robić jak największe susy. Co jak co ale rudzielce nie były z tych przyjaznych. Szczególnie jeśli same chciały się skonfrontować. Byłem już niecały ogon od dwójki, gdy do moich uszu dotarł szczenięcy pisk. Warknąłem, łapiąc za lisią kitę. Co jak co, ale nikt nie będzie ranił członków mojego klanu. Szczególnie taki podmiot wilka. Lis zdecydowanie zdezorientowany, puścił ucho, starając się capnąć. Nie ma tak łatwo. Potrząsnąłem pyskiem, aby uniemożliwić zwierzęciu, dotknięcie, chociażby mojej sierści. Nie była to najlżejsza rzecz, którą trzymałem w pysku, jednakże była to jedyna opcja. Puściłem rudzielca, gdy miałem pewność, że wyląduje nieco dalej niż w miejsce, gdzie obecnie leżał szczeniak. Potruchtałem do Lekkiego i w czułym geście liznąłem jego pysk. Nie przypuszczałem, że chwila nieuwagi doprowadzi do takiego obrotu zdarzeń, a to niedawno ja potrzebowałem pomocy. Słysząc ubijający się śnieg, zasłoniłem siostrzeńca swoim ciałem. Co jak co, ale nie pozwolę na kolejną krzywdę. Schyliłem się na przednich łapach, wyszczerzając uzębienie.
— Gdy zajmę się rudzielcem, masz się schować — powiedziałem dość poważnie. Wiedziałem, że może to być trudne dla ucznia przez szok wywołany raną.
Nie mogłem, zbytnio skupić się na dłuższych przemyśleniach, odnośnie rany. Lis mimo straconej pozycji, dalej walczył. Nie było to zbyt dobrym pomysłem. Zanim przeciwnik zaatakował, poprawiłem się i wyskoczyłem wprost niego. Czy było to mądre? Niezbyt. Czy skuteczne? A i owszem. Wiele wojowników woli atakować od boku czy tyłu. Stało się to tak przewidywalne, że aż zbyt łatwe do obrony. Złapałem szkodnika za ucho, szarpiąc tak jakby, od tego zależało wszystko i nic. Jak wiadomo, albo i nie. Gdy zależy coś od wszystkiego, nic nie powstrzyma mnie w dojściu do celu. I tak było w tym przypadku. Dosłownie po krótkiej chwili w moim pysku czułem, metaliczny smak krwi, a później przez zaparcie łap i wyrwanie kawałka ucha z impetem mój kuper dotknął ziemi. Otrzepałem się, przy okazji wypluwając małą część mięsa. Jeśli tak to można było nazwać. Ponownie przybrałem pozycję do walki, tym razem nie śpiesząc się. Jasno dałem intruzowi do zrozumienia, że nie ma czego tu szukać. Jednak z natury te zwierzęta potrafią być bardziej zaparte niż nie jeden pies, po zbyt dużej ilości jedzenia od dwunogów. Czekając na dobry moment, spojrzałem na krzaki. Widząc w nich kulkę futra, ulżyło mi na sercu. No prawie gdyby nie ten przeklęty lis. Na gwiezdnych, czy on się wreszcie odczepi? Gdybym miał na to czas, pewnie z mojego pyska wyleciałoby wiele słów o tym, jak ta sytuacja działa mi na nerwy. Zacząłem miotać łapą jak za czasów gdy byłem jeszcze szczeniakiem. Rzepy były wtedy największym problemem dnia. Gdyby wszystkie dobre rzeczy lgnęły do mnie jak ten lis, byłbym najlepszym psem na świecie. No ale koniec tej sielanki. Złapałem rudzielca za kark, starając się, aby ten puścił moją biedną łapę. Futro będzie na niej rosnąć co najmniej dwie pory roku! Gdy ta menda się odczepiła, zacisnąłem mocniej swoją szczękę. Lis niestety nie był myszą, która przy najlżejszym nacisku traci swój żywot. Z takimi intruzami trzema myło się namęczyć. Upuściłem zwyrodnialca tylko i wyłącznie po to, aby złapać go za lepsze miejsce. Krtań. Szamotanie, już bezbronnej zwierzyny, nie było już tak denerwujące jak przy łapie. Raczej dawało satysfakcję. Zatopiłem zęby głębiej, a ciało z gwałtownych ruchów powoli traciło napięcie w mięśniach.
Upuściłem martwego szkodnika na ziemię. Nieco, a raczej bardzo zmęczonym podreptałem do ucznia, który zdecydowanie nie był zadowolony z zaistniałej sytuacji.
— Będziesz musiał iść do medyka wojowniku, ale mam dobrą wiadomość. Podstawy walki w praktyce już widziałeś, teraz musimy doszkolić cię w teorii — powiedziałem, a gdybym miał taką możliwość, uśmiechnąłbym się w uspokajającym geście. Siostrzeniec podniósł się na chwiejnych łapach, zapewne z ciągłego szoku. Wziąłem głęboki wdech, dziękując gwiezdnym, że to już koniec.
Szczeniak otworzył pysk, chcąc coś powiedzieć, jednak po chwili namysłu zamknął go tak szybko, jak go otworzył. Trąciłem go nosem, idąc parę kroków do przodu.
— No chodź, nie ma co czekać z tą raną. Teraz to ty wymagasz pomocy — powiedziałem opiekuńczo. Poruszyłem lekko pyskiem, zachęcając go do drogi. Byłem zbyt zły na siebie, by wydusić coś więcej.
<Lekka Łapo?>
[717 słów: Oszroniona Gwiazda otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia, a Lekka Łapa 2 punkty do treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz