Choróbsko
dopadło również Białą Gwiazdę. Nie było już co się oszukiwać, choć
przez ostatnie kilka dni uparcie to robiła. Była chora, a do tego z dnia
na dzień jej stan się pogarszał. Kaszel i kichanie się nasilały,
wzmocnione teraz dodatkowo przez ból gardła. Była osłabiona i wydawało
jej się, że mogła mieć podwyższoną temperaturę ciała.
Mówiąc
w skrócie — jeśli wkrótce nie miała się wziąć w garść, Tenebris mógł
stracić drugiego lidera w ciągu tak krótkiego okresu czasu. Do tego, pod
nieobecność jej zastępczyni, Mlecznego Oka, która zgodnie z wolą
Gwiezdnych wyruszyła na wyprawę, nie mogło dojść, by klan nie pogrążył
się w chaosie.
Ba,
liderka po prostu nie chciała umierać. Może nie należała już do
najmłodszych, ale zdecydowanie nie był to jeszcze dobry moment, by
dołączyć do Gwiezdnych. O ile oni w ogóle planowali ją przyjąć w swoje
szeregi, bo takiej pewności, jak sądziła, nigdy mieć nie mogła.
Nie
mogła też pójść do Ciemnego Kła, nie po tym, co medyczka uczyniła w
przeszłości. Na pomoc jej ucznia, notabene swojego najstarszego syna,
też nie miała co liczyć. Lisek prawdopodobnie byłby zdolny zamiast
lekarstwa podać jej truciznę, zwłaszcza po tym, jak dowiedział się, kto
był jego ojcem.
Wiedziała
już, jak wyglądały zioła, które mogły jej pomóc. Tylko czy to cokolwiek
jej dawało? Nawet gdyby je zdobyła, czy to wykradając z legowiska
medyka, czy samodzielnie zbierając, nie wiedziałaby potem, co z nimi
zrobić, żeby zadziałały.
Ale Ciemny Kieł nie była przecież jedynym medykiem w okolicy...
Pochmurny
Pysk. Były uczeń medyka w jej klanie, który odszedł od nich po ataku
Piątego. Bezgwiezdny. Medyk. Leonis. Jej ostatnia deska ratunku.
Teraz
wystarczyło jedynie zdobyć zioła. Nie mogła ich wykraść z legowiska
Ciemnej, choć taka była jej pierwsza myśl. Nie było ich zbyt dużo, a
chorych wciąż przybywało. Nie mogła zaszkodzić członkom swojego klanu
tylko i wyłącznie dlatego, że bała się o swoje życie. Może i nie
należała do największych altruistów świata, ale aż tak samolubna również
nie była.
Pozostawało
jej już tylko jedno — zebrać świeże zioła. Nie była pewna, czy to w
ogóle możliwe w jej stanie, ale musiała spróbować. Nie mogła zjawić się
chora w samym centrum gniazda żmij, jakim było legowisko medyka w jej
klanie. Nie, jeśli życie było jej miłe.
Nie
miała dość sił, by wędrować wszędzie i nigdzie w poszukiwaniu ziół.
Musiała powędrować prosto w stronę terytorium Bezgwiezdnych, licząc na
to, że składnik potrzebnego jej lekarstwa ot tak wyrośnie sobie
magicznie prosto pod jej łapami.
Ostatnimi czasy nie miała w życiu wiele szczęścia. Czy teraz miało ono jej dopisać?
Szła
powoli, z każdym krokiem ostrożnie patrząc pod łapy i rozglądając się
naokoło. Musiała znaleźć zioła. Nie mogła dojść do granic terenów
Bezgwiezdnych jedynie z głupim uśmiechem na pysku.
—
Gwiezdni, błagam was, potrzebuję tych przeklętych... — urwała,
zauważywszy coś co najmniej ciekawego kilkanaście kroków od siebie.
Spod dość dużego, ale też nie ogromnego kamienia wystawały jakieś pomięte liście — te liście. Zioła, których potrzebowała.
— Dzięki, Gwiezdni — mruknęła gdzieś w kierunku nieba i naparła na głaz z całych sił.
Nic.
Skała ani drgnęła, a ona sama już po chwili musiała się o niego oprzeć
bokiem, by utrzymać się w pionie podczas ataku kaszlu.
—
Serio? — wycharczała, gdy skończyła zanosić się kaszlem. — Są zioła,
ale nie ma jak ich zdobyć? Tak mi pomagacie? — warknęła i naskoczyła na
leżący obok długi prosty przedmiot, płaski i względnie szeroki,
prawdopodobnie pozostawiony tam przez Dwunożnych.
Jęknęła aż z bólu, gdy wyrżnęła o to coś nosem. Twarde. A jak twarde, to pewnie i wytrzymałe...
Widziała
kiedyś Dwunożnego w ciekawy sposób podnoszącego coś dużego i pewnie
ciężkiego właśnie za pomocą czegoś takiego, jak ta deska. Mogłaby się na
nim teraz wzorować, oczywiście w miarę swoich psich możliwości...
Długi
przedmiot podłożyła pod kamień, wpychając pod spód najlepiej, jak tylko
mogła. Drugi koniec znalazł się przez to w powietrzu. Wysoko, ale nie
zbyt wysoko. Naparła na niego przednimi łapami. Coś drgnęło, ale nie
wystarczająco mocno.
Pozostawał
jej już tylko jeden pomysł. Przygotowała się do skoku. Musiała użyć
całego ciężaru swojego ciała, wzmocnionego przez to, że zamierzała
naskoczyć na deskę. Ustawiła się odpowiednio.
Skoczyła.
Doskoczyła.
Jeden koniec deski pod wpływem jej ciężaru powędrował w dół, drugi,
dzięki prawom fizyki, do góry i oto kamień odchylił się, ukazując nieco
podeschnięte i pomięte liście leczniczego zioła. Zebrała je szybko i
wyruszyła w dalszą drogę.
—
Medyku Bezgwiezdnych, który może mnie kompletnie zignorować i kazać
spadać albo zawołać wojowników, żeby się ze mną rozprawili, nadchodzę!
No
i nadeszła, ale jedynie w okolice granic terenów Bezgwiezdnych, bo tam
uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia jak dotrzeć do legowiska medyka,
nie dając się przy tym złapać ich patrolowi. Nie znała ich terenów,
praktycznie nie znała nikogo z nich. (Na pomoc tego Bezgwiezdnego, który
przedstawił jej się niegdyś jako Żabi Odwłok, raczej nie miała co
liczyć. Nie była też pewna, czy chciałaby prosić o pomoc kogoś, kto
okłamał ją w tak podstawowej sprawie jak jego imię.)
Co
wiedziała o Pochmurnym Pysku? Sądząc po dawnym imieniu, prawdopodobnie
nie miała co się spodziewać uśmiechniętego psa. Kolorowa sierść,
zupełnie niepasująca do wyrazu pyska, to też ktoś chyba kiedyś o nim
powiedział. Tylko czy to jakkolwiek ją urządzało?
Jakieś
kilka kroków przed nią nagle przeszedł jakiś pies. Zanurkowała głębiej w
krzaki, próbując jednocześnie mu się przyjrzeć. Ładna sierść, pokryta
zadziwiająco dużą ilością barw, zwłaszcza w porównaniu z jej jednolitą
bielą. Bił od niego zapach ziół, wyczuwalny nawet mimo jej kataru.
Leonis.
To znaczy, najprawdopodobniej Leonis, ale przecież kto nie ryzykuje,
ten nie ma szans skorzystać z usług niewierzącego medyka czy jakoś tak.
Cichutko
wyszła z zarośli i rozejrzała się. Nie dostrzegała w okolicy żadnego
innego psa. Wzięła głęboki oddech i przekroczyła granicę, by już po
chwili podejść do Bezgwiezdnego.
—
Leonisie? — spytała cicho, zwracając na siebie uwagę psa. Jego reakcja
pozwalała jej przypuszczać, że rzeczywiście miała do czynienia z byłym
członkiem swojego klanu. — Potrzebuję twojej pomocy. Nazywam się Biała
Gwiazda, jestem liderką klanu Ciemnych. Tak się składa, że nie układa mi
się zbyt dobrze z naszą medyczką i jej uczniem, a jestem chora. Mam
zioła. Potrzebuję tylko medyka, z którym nie jestem skonfliktowana —
wymruczała szybko, nie pozwalając mu otworzyć pyska.
Nie mogła pozwolić, by przegonił ją, zanim zdążyłaby przedstawić mu sytuację.
—
Twoją medyczką jest Ciemny Kieł? — zapytał samiec, na tyle
niespodziewanie, że zdyszana po swoim monologu suczka na chwilę
zaniemówiła. Udało jej się jednak pokiwać łbem.
— Tak, Ciemny Kieł — odezwała się po chwili, podczas której Leonis milczał, nie patrząc nawet na nią.
Milczał
również, gdy odwrócił się i zaczął odchodzić w głąb terenów swojego
klanu. Biała patrzyła za nim osłupiała. Tak po prostu odchodził, nie
kazawszy jej nawet pocałować się w cztery litery albo po prostu się
stamtąd zwijać?
—
Wiem, że zachowanie odstępu jest obecnie wskazane, ale bez przesady —
odezwał się medyk, znajdując się już dobre kilka bądź kilkanaście kroków
przed nią. Nawet się przy tym nie obejrzał.
Uśmiechnęła
się delikatnie i ruszyła za nim. Coś jej podpowiadało, że gdyby
spędzili ze sobą więcej czasu, najprawdopodobniej by go naprawdę
polubiła.
Wiedziała,
że na to, by zioła naprawdę zadziałały, musiała zaczekać przynajmniej
do następnego poranka, lecz już samo ich przyjęcie sprawiało, że czuła
się lepiej. W drodze powrotnej do obozu swojego klanu miała ochotę
skakać jak małe szczenię. Na to, jako pies wciąż chory, a do tego
liderka klanu, która chciała, by inni mieli do niej jakikolwiek
szacunek, pozwolić sobie nie mogła, lecz szeroki uśmiech nie opuszczał
jej pyska.
Dopiero
na granicy terenów Ciemnych spoważniała. Ona może i była już zdrowa,
ale wiele innych psów nie. Nikt też nie mówił, że choroba nie mogła ją
dopaść później jeszcze raz.
—
Gwiezdni, pozwólcie waszym wybrańcom szybko i bezpiecznie odnaleźć
lekarstwo i powrócić z nim do klanów — wyszeptała ku niebu.
Dopiero
wtedy przekroczyła granicę. Nadeszła pora, by znowu stać się liderką,
która musiała zadbać o swój klan podczas epidemii. Niech Infernum
pochłonie ją na nowo po tej chwili w Coelum.(1300 słów, punkty niewpisane)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz