Niepotrzebnie zmarnowali na niego zioła.
Udało mu się wyzdrowieć — jak widać brat tym razem podał mu to, czego potrzebował. Kichanie ustąpiło, gardło drapało go już tylko okazjonalnie, a głowa nareszcie nie wydawała się ważyć tyle, co dwa spasione lisy.
Borsucza Łapa widział jednak, że coraz więcej psów w klanie choruje. Może i traktowali go, jakby był niespełna rozumu, ale nie był ślepy. Członkowie Tenebris czuli się źle, a Lisia Łapa zużył medykamenty na żałosnego Borsuka. Borsuka, który przecież nawet nie przydawał się klanowi.
Nie mógł sobie pozwolić na dalsze złe samopoczucie. Po co? Przecież w tym czasie miał szansę czymś się przysłużyć. Poczuł, jakby tuż nad jego łebkiem zajaśniała ogromna żarówka. Mógł udać się po zioła! Znalazłby ich o wiele więcej, niż zjadł i wszyscy byliby z niego dumni. Może nawet dostałby imię wojownika? Mama na pewno by go doceniła.
Skoro już o mamie mowa, teraz zdecydowanie go potrzebowała. Objawy pojawiły się też u niej, i choć przekonywała syna, że nic się nie dzieje, Borsuk zauważał ukradkowe kaszlnięcia Białej Gwiazdy. A co, jeśli to on ją zaraził? Nie wybaczyłby sobie, gdyby przeniósł wirusa prosto do matki… Niezależnie od źródła choroby liderki, musiał się jej odwdzięczyć. Ona znalazła zioła dla niego — przyszedł czas oddać przysługę i uchronić ją od poważniejszych powikłań.
Teraz trzeba było tylko znaleźć kogoś, kto pójdzie z nim.
Jasne, mógł iść sam, ale nie chciał ryzykować. Uczniom nie wolno było samodzielnie wychodzić z obozu! Borsucza Łapa zdecydowanie nie chciał łamać kodeksu, a tym bardziej robić sobie problemów.
Pomoc Płomiennego Krzewu wykluczył od razu. Gdyby mentor usłyszał, że ma poświęcić mu choćby o uderzenie serca dłużej, niż wymagał tego trening, chyba wydrapałby mu oczy. Czarno-białe ciało wzdrygnęło się. Nie, Płomienny Krzew nie mógł o niczym wiedzieć.
Kto z Tenebris byłby chętny do zabrania szczeniaka-łamagi gdzieś poza Ruiny? Myśl, Borsucza Łapo, myśl! Kto nie wygryzłby ci nosa za taką prośbę…
— Jasne Serce! Znaczy… Dzień dobry, Jasne Serce, proszę, czy możesz mi pomóc?
Wojownik posłał mu szeroki uśmiech. Po tylu spięciach z Płomiennym Krzewem Borsuczkowi wszystkie uśmiechy wydawały się niebywale fałszywe, ale postanowił zagłuszyć to wrażenie.
— A w czym, młody?
— Chcę znaleźć trochę ziół dla Bia-, to znaczy biednych, chorych psów. Poszedłbym sam, ale nie mogę wychodzić z obozu bez wojownika…
— Nie ma problemu! I tak muszę iść na polowanie. Ja złapię jakiegoś królika, ty znajdziesz zielsko, stoi?
***
Jasne Serce chyba lubił Ogrody.
Łapa Borsuczka jeszcze nigdy tam nie postanęła, więc całe jego ciałko wypełniała buzująca ciekawość. Ogrody wydawały się logicznym miejscem na szukanie ziół. W końcu rosło tam tyle roślin! Musiała być tam chociaż jedna, która będzie w stanie uleczyć jego mamę.
Gdy tylko dotarli na miejsce, rozdzielił się z wojownikiem. Beżowo-czarne futro zniknęło między drzewami, szukając łatwej zdobyczy. Borsucza Łapa został sam.
Nabrał powietrza w nozdrza, napawając się zapachami. Ogromne, przez cały rok zielone iglaki i rozłożyste drzewa liściaste, na których rozwijały się pierwsze pąki otaczały go ze wszystkich stron. Musiał się skupić. Gonił go czas, a on miał misję: znaleźć lek dla Białej Gwiazdy. Wtedy pomoże Tenebris, a w dodatku każdy go pochwali!
Popędził w stronę niewysokich krzaków, by tam rozejrzeć się za ziołem. Przez chwilę przedzierał się przez nie, próbując nie zaczepić się o żadną z gałęzi. Tym razem los był dla niego łaskawy — szybko udało mu się wydobyć z gąszczu zapachów ten, którego szukał. Nieprzyjemną, ale charakterystyczną woń leku.
Choć szybkość nie była jego mocną stroną, porwał się pędem w stronę, z której dochodził zapach i odnalazł zadowalających rozmiarów kępę. Udało się! A to znaczyło, że był dobrym uczniem i mógł zostać jeszcze lepszym wojownikiem, prawda?
Nim udało mu się zabrać do wygrzebywania chwastów, coś — a raczej ktoś — zdecydowało się mu przerwać. Tuż obok niego pojawił się rudy kocur, który syknął wściekle na widok zbliżającego się do roślin ucznia. Borsucza Łapa mimowolnie podkulił ogon, ale zaraz otrzepał się i stanął zdecydowanie. To był tylko głupi pchlarz, a on był wspaniałym wojownikiem! Spróbował osłonić roślinę swoim ciałem, na co futrzak wydał z siebie kolejne fuknięcia i ruszył w jego kierunku z wyciągniętymi pazurami.
Borsucza Łapa kończy konfrontację z małym zadrapaniem, ale udaje mu się odepchnąć kota i zabrać ze sobą medykamenty. Tenebris otrzymuje 15 ziół.
[669 słów: Borsucza Łapa otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia i 1 Punkt Treningu]
haha 69
OdpowiedzUsuń