9 lutego 2021

Od Kasztana CD Szramy

Od pewnego czasu Jazgot zaczął się wyjątkowo interesować życiem Kasztana. Choć ten nie znosił mówić o sobie, to zwykle udzielał szybkich, treściwych odpowiedzi i zmieniał temat. Wolał, gdy inni opowiadali, a on mógł słuchać. W pewnym momencie jednak stałym tematem przewijającym się podczas treningów były zajęcia Kasztana. Jazgot wypytywał o to, czy ten się za bardzo nie nudzi, czy nie chciałby może pójść z kimś na spacer albo na polowanie. Z początku pies myślał, że maluch bada sprawę, bo sam chciałby spędzać z nim więcej czasu. To jednak nie było to i choć Kasztan był z tego powodu trochę zawiedziony, to chodziło o znalezienie mu towarzystwa na czas, kiedy Jazgocika nie było obok. Oczywiście gdyby psiak powiedział wprost, że nie chce, aby tamten cały czas szwendał się gdzieś samotnie, to wszystko byłoby znacznie prostsze — wytłumaczyłby mu dobitnie (raz, drugi, dziesiąty), że tak lubi i tak woli. Byłoby po sprawie.
Jazgot zdążył jednakże poznać mentora na tyle, iż wiedział jak się z nim obchodzić. Próbował więc podchodzić do tego od innej strony — zadawał mnóstwo pytań i namawiał na pogadanki, a to z Dymem, a to z Laurencym. Jego starania jednak widocznie nie dawały wystarczających rezultatów, bo ciągle nie chciał przestać. Tego dnia stanęło na Szramie.
— I jak tam poszliśmy, to było super! A potem ciocia Szrama dała nam kaczkę! Ona dobrze poluje, znaczy chyba. Bo jest taka szybka. — Jazgot spojrzał na niego szybko i dodał: — Ty też dobrze polujesz!
— Dziękuję Jazgocie — Kasztan odparł trochę speszony. Nie wiedział, o co chodziło w tym wszystkim, ale malec ewidentnie coś knuł. To była już czwarta historia o cioci Szramie dzisiaj.
Wracali właśnie z treningu skradania. Kiedy znaleźli się w obozie, Kasztan polecił uczniowi, żeby postarał się wykorzystać ostatnio szlifowane umiejętności i wytropić, a potem zakraść się do Mlecza. Sam poszedł po coś do jedzenia ze stosu i po chwyceniu pierwszej lepszej zwierzyny skierował łapy w stronę legowiska. Nie lubił w nim jeść, bo potem wszystko nieznośnie pachniało, ale dzisiaj chciał pomyśleć. I pobyć chwilę samemu.
Treningi z Jazgotem go wykańczały. Nie, że nie miał sił, bo mógłby powalić stos zwierzyn i przebiec rundę po terenach; nie o to chodziło. Powoli przyzwyczajał się już do swojego spokojnego, cichego życia. Minimalne kontakty z innymi psami, co jakiś czas rozmawiał tylko z Klemem i wymienił parę słów z wyjątkowo towarzyskimi Bezgwiezdnymi. A tu nagle od kilku księżyców cały czas do zachodu słońca spędzał, coś tłumacząc, pytając, czy opowiadając jakieś z trudem przywołane anegdotki. Jazgot dostarczał mu już wystarczająco dużo wrażeń, a teraz chciał jeszcze znaleźć mu dodatkowe towarzystwo. Nie, że nie byłoby miło mieć kogoś starszego z kim można porozmawiać czy go posłuchać, ale nakłanianie do tego przez szczeniaka nie należało do najlepszych sposobów na rozpoczęcie przyjaźni. Ale ostatnio stanęło na Szramie. Lubił tę suczkę — nigdy go nie zaczepiała, wydawała się miła i spokojna.
Kiedy Kasztan kończył obgryzać nogę zająca, był już zatopiony w myślach. Nad sobą, nad rodziną, nad klanem, nad Szramą. Właśnie miał się zabierać do kolejnego kawałka mięsa, ale nagle poczuł, iż coś zaciska mu zęby na ogonie. Podskoczył natychmiast i przybrał pozycję bojową, strosząc się i pochylając łeb.
— Ha! Udało mi się! Udało mi się, udało prawda? — wykrzykiwał radośnie Jazgot.
Kasztan spojrzał na niego nieobecnym wzrokiem, po czym otrząsnął się i zaczął zbierać porozrzucane na legowisku i wokół niego części zwierzyny. Pochwalił rozradowanego malucha, ale w myślach klął na Gwiezdnych, że tak bardzo zatopił się w myślach. Jednak troszkę też był dumny z Jazgotu, tak po tatusiowemu. Poradził mu jeszcze, by następnym razem tak szybko nie puszczał zdobyczy i starał się łapać w bardziej strategicznym punkcie. W końcu ogon wyszarpnął mu bardzo szybko.
— Może pójdziesz do cioci Szramy? Widziałem, że eee chyba się źle czuje. Tak jakoś smutno leży.
Kasztan westchnął cicho. Mały był podekscytowany, a oczy tak mu się świeciły, że wojownik nie mógł dłużej się zastanawiać. Przełknął ślinę — zagadywanie nie było jego mocną stroną. Zanim się jednak obejrzał, został delikatnie wypchnięty przez malucha z legowiska. Z połową zająca w pysku zmierzał ku legowisku Szramy. Było w innej części obozu.
Denerwował się. Zaczynanie rozmów, szczególnie z suczkami nie należało do najłatwiejszych zadań. Kiedy tak niepewnie kierował swoje łapy ku nieuniknionej rozmowie przez łeb przebiegła mu myśl, że Jazgot też go w pewien sposób trenuje. Jeszcze parę księżyców temu nie było mowy, aby ktokolwiek namówił go do próby podejścia i pocieszania kogokolwiek. A teraz proszę, odkłada jedzenie i nachyla się nad leżącą suczką, ostrożnie, uważając, by przypadkiem jej nie trącić. Jazgot miał rację, wyglądała na przybitą.
— Wszystko w porządku, Szramo? — powiedział w końcu.
— Jasne. Jest dobrze — odpowiedziała. — Poza epidemią. Jazgot dobrze się czuje?
Wyglądała na niechętną do rozmowy, a przynajmniej Kasztanowi się tak wydawało. Przestąpił z łapy na łapę.
— Tak, udało mu się dziś zakraść do wróbli. No i do mnie. Wydaje się być zadowolony, więc któraś z tych rzeczy to dla niego z pewnością osiągnięcie. Ja obstawiam wróble. — Pies zaśmiał się nerwowo, a w duchu zaczął głośno przeklinać swój brak umiejętności niezbłaźnienia się przy wypowiedzi dłuższej niż trzy słowa. Szrama jednak również się zaśmiała, co dodało mu trochę odwagi.
— Nie wiem, czy dzisiaj już jadłaś, ale przyniosłem zająca, gdybyś miała ochotę — powiedział po chwili i podsunął przyniesioną zwierzynę. Zauważył, że ostatnio rzadko widywał suczkę przy stosie jedzenia. A jeśli sam by tego nie zauważył, to Jazgot przypominał mu, że może jej poszukać i zaprosić na posiłek ostatnio po każdym zachodzie.
— Dziękuję. — Szrama przyjęła korpus i odgryzła kawałek. Kasztan dobrał się do łapy i przez pewien czas panowała cisza, przerywana jedynie szczękiem kłów. Suczka jadła powoli i w czasie, gdy on spałaszował swoją część, na jej kawałku ciągle była przynajmniej połowa mięsa. Nic jednak nie powiedział.
— To miło, że Jazgot nie musi już sam spać. Czasem zapraszałam go do siebie, ale zawsze wracał do swojego legowiska.
— Cieszę się, że mogłem coś dla niego zrobić. To naprawdę wspaniały dzieciak. — Z każdą kolejną wypowiedzią Kasztan czuł, jak robi mu się coraz bardziej gorąco. Trochę z powodu głupoty własnych słów, a trochę dlatego, że robiło się coraz później, a on tu siedział. Czuł się jak rzep przyczepiony do ogona, a zupełnie nie nawykł do tego typu wrażeń.
Rozmowa stoczyła się na epidemię i Leonisa. Choć Kasztan martwił się wszystkim (ale głównie, by Jazgot się nie zaraził), tak jak reszta, to nie mógł pozbyć się delikatnego uczucia ulgi podczas tej rozmowy.
— Miękka nie ma łatwo, dopiero została przywódczynią, a coś takiego — powiedział, ale szybko zorientował się, że nie powinien. Szrama zwiesiła łeb, a jej spojrzenie całkiem przygasło. Kasztan zupełnie nie wiedział, co powinien zrobić. Wiedział, że chodzi o Klema. Szrama wydawała się być z nim blisko, często widywał ich razem. Czuł się dziwnie. Jazgot tak samo przeżywał odejście Korzenia, ale nim ono jakoś specjalnie nie wstrząsnęło. Pewnie, miło było mieć kuzyna obok, ale chyba jeszcze do niego nie dotarło, że już tak nie będzie, ba!, z jego wychodzeniem i kontaktami z pozostałymi klanami prawdopodobnie się już nie zobaczą. A tu raczej nie wpadnie z wizytą.
— Klematis… Ciekawe jak mu się teraz wiedzie. Jest moim kuzynem, wiesz? — zaczął powoli, ale sam nie wiedział, gdzie to dokładnie zmierza. — Nigdy nie miał u nas łatwo. Myślałem… — Psu zachwiał się głos. W uderzeniu serca przegnał przerażenie i powiedział, co mu siedziało we łbie od odejścia Klema. Sam nie wiedział dokładnie, czemu, ale Szrama wyglądała, jakby potrzebowała, żeby coś takiego powiedział: — Myślałem, że tu będzie mu lepiej. Bo wiesz, w końcu tu każdy ma taki nowy start. Myślałem, że dla nas obu to takie lepsze miejsce. Ale chyba jednak nie. Przynajmniej nie dla Klema.
Patrzył teraz w ścianę, chociaż przed oczami miał wspomnienia. Zabawy ze starszymi uczniami, krótkie chwile beztroski. Siostrę, Wodnych, Korzenia. To było tak odległe, nawet on już był odległy. Chyba potrzebował rozmowy. O życiu, rodzinie, o tym wszystkim, co jest teraz, a mogło być przecież zupełnie inne. Ale Kasztan nie należał do psów, które rozmawiają o takich rzeczach. I tak powiedział za dużo. W tym momencie jednak był myślami daleko, daleko we wspomnieniach i jeszcze nie zdawał sobie sprawy, co mu się nawinęło na język.
<Szramo?>
[1326 słów: Kasztan otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz