5 lutego 2021

Od Irysowego Serca

Niestety po zgromadzeniu bóle brzucha nie opuściły Irysowego Serca, co więcej — dołączyły do nich równie irytujące mdłości. Opalowy Promyk tymczasowo opuścił klan, wybierając się na swoją misję, dzięki czemu miedzianowłosa nie musiała wysłuchiwać jego pisków na temat swojego stanu zdrowia. Minusem braku Opala było to, że Irysowe Serce każdą wolną sekundę poświęcała na rozmyślanie, czy jej adoptowany syn jeszcze żyje. W końcu mógł wpaść pod potwora Dwunogów… Albo spaść z wysokości… Albo znowu zostać skopanym przez Dwunożnych… Możliwości była masa, a suczka wiecznie stresowała się każdą z nich. Mniej przerażające byłoby dla niej zrobienie sobie nocnego maratonu horrorów — pod warunkiem, że dzikie psy oglądałyby horrory.
Tak czy siak, chociaż Irysowe Serce nie była fanką chodzenia do medyka (nie z winy Podgrzybkowej Sierści, oczywiście! Była wdzięczna, że ich medyk jest choć… trochę normalniejszy niż taka, na ten przykład, Ciemny Kieł. Zdecydowanie współczuła Białej Gwieździe), w końcu musiała wdrapać się po schodach Opuszczonego domu aż na strych, skąd nieustannie dobiegał silny zapach medykamentów.
— Dzień dobry, Podgrzybkowa Sierści!
Szczurowaty medyk, nie sięgający nawet do jej klatki piersiowej, jak zwykle krzątał się po pomieszczeniu, układając zioła i owłosionym ogonem strzepując kurz z mebli. Był tak mały, że Irysowe Serce mogłaby bez problemu złapać go do pyska, niczym zwierzynę. Nie, żeby planowała takowy czyn.
Podgrzybkowa Sierść odwrócił się w jej stronę i czym prędzej zaczął zadawać szczegółowe pytania na temat jej stanu zdrowia. W myślach wydała z siebie jęk rozpaczy, po czym na nowo przybrała na pysk uśmiech i zaczęła dokładnie odpowiadać na cały podgrzybkowy kwestionariusz.
— Wiesz, Podgrzybkowa Sierści, wystarczy, że dasz mi coś na żołądek. Pewnie się czymś zatrułam i stąd mdłości.
Pies pokręcił jednak głową tak zamaszyście, że suczka na chwilę przeraziła się, czy jego łeb za chwile nie odpadnie i nie potoczy się wesoło po drewnianej podłodze.
— Irysowe Serce — zaczął ostrożnie. — Wybacz to pytanie, ale czy jest… czy jest szansa, że w ostatnim czasie, uhm, spędzałaś z kimś miło czas?
— Czemu miałabym tego nie robić..?
Westchnienie Podgrzybka niczym huragan poruszyło wszystkie pyłki kurzu spoczywające na podłożu.
— Nie do końca to miałem na myśli, Irysowe Serce. Jest możliwość, że jesteś w ciąży.
Poczuła, jakby cała krew krążąca w jej organizmie z wrażenia stanęła w miejscu. Czekała, aż zza drzwi wyskoczy Nakrapiana Gwiazda i zawoła, że to tylko żart, a Podgrzybkowa Sierść wyciągnie zza siebie fortepian i uderzy w niego na melodię Never gonna give you up.
Nic takiego jednak się nie zdarzyło.
Przez chwilę nie umiała wypowiedzieć ani słowa. Jak to możliwe? W końcu nie… a, tak. Jak mogła zapomnieć.
Ogarnęła ją panika. Przecież była zastępczynią. Miała skończyć z miotem międzyklanowych szczeniąt, zostawić cały klan na barkach liderki i zawieść swoją rodzinę? Tak nie mogło być. Nie mogło.
Dopiero po chwili przyszła do niej słodka świadomość tego, co ostatnio się zmieniło. A potem dotarło do niej, że tak naprawdę nie jest już najmłodsza, a szczenięta, o których marzyła od zawsze, również zawsze odsuwała na dalszy plan ze względu na klan. Czasami we własnej głowie wciąż była tą przerażoną, młodą suczką, samą z wszystkimi wspomnieniami po wojnie, z martwym ojcem i zaginionym przyjacielem. Ale jej czterdzieści księżyców już dawno się podwoiło, i choć nie mogła przywrócić rodziny do życia, wcale nie była sama. Korzeń był obok niej (no, metaforycznie, bo fizycznie wylądował w legowisku uczniów. Nie mogła narzekać — trochę mu się należało), a teraz mogli wspólnie założyć rodzinę, taką, o jakiej marzyła już od księżyców.
— Irysowe Serce, wszystko w porządku?
Zamrugała szybko. Chyba zamyśliła się na dłużej, niż się jej wydawało.
— Tak, Podgrzybkowa Sierści.
— Miałem dobre wrażenie?
Pokiwała głową.
— Nie spodziewałam się tego…
— Jesteś niezadowolona? Wiesz, nie musisz mie-
— Nie! — krzyknęła, zanim zdołała się zastanowić. — Znaczy, nie. Cieszę się, po prostu mnie to zaskoczyło.
Uśmiechnął się do niej ciepło.
— W takim razie przygotuję ci kilka ziół, żeby to wszystko było mniej męczące.
***
Podgrzybkowa Sierść zalecił jej przeniesienie się do żłobka, ale czy miedzianowłosa zamierzała to zrobić, nim szczenięta ją do tego zmuszą? Nie, zdecydowanie nie. Przysięgła sobie dalej wykonywać wszystkie swoje obowiązki i spać w legowisku wojowników, dopóki tylko będzie mogła. Przecież nie była chora!
Wzięła część medykamentów, które — choć miały absolutnie obrzydliwy smak — na jakiś czas uśmierzyły średnio przyjemne dolegliwości i coraz częstszą chęć zwymiotowania. Nie była chora. Po prostu była w ciąży.
Resztę ziół zaniosła na swoje posłanie w legowisku wojowników. Miała je zażyć dopiero wieczorem, a nie spieszyło jej się do żucia całego tego zielska. Chwasty mogły sobie chwilę poczekać. Teraz miała ważniejsze zadanie — powiedzieć Korzeniowi o tym, czego się dowiedziała. Chyba wypada uświadomić kogoś, że będzie ojcem, nim szczeniaki już pojawią się na świecie. Trzeba było też powiadomić Nakrapianą Gwiazdę, ale ten plan zostawiła sobie na później. Po co się spieszyć. Liderka nie musiała wiedzieć. Jeszcze.
Zbiegła do legowiska uczniów, gdzie teraz musiał spędzać noce jej partner i mimowolnie zaśmiała się. Wróciłeś do bycia uczniem, co, Klematisie?
Rzeczony partner leżał w kącie i obserwował ścianę. Widocznie brudny tynk musiał być naprawdę interesujący.
— Co tam, Klematisowa Łapo? — prychnęła żartobliwie. Na te słowa rudzielec z boleścią odwrócił wzrok od ściany, ale gdy ujrzał oblicze zastępczyni, jego oczy zabłyszczały.
— Irysko, nareszcie!
— Irysowe Serce.
— Irysko, błagam cię, nie mów tak do mnie. Cały dzień wyciągałem kleszcze starszym i nosiłem mech, a Wojowniczy Mróz, niech go Gwiezdni wezmą, biegał sobie na polowaniu. Rozumiesz to?
— No cóż, współczuję — urwała na moment — Klematisowa Łapo.
Klematisowa Łapa zajęczał rozdzierająco, na co część wojowników rozejrzała się dookoła.
— Burzowe Gardło zrobił ze mnie swojego ucznia...
— Trochę na to zasłużyłeś — zerknął na nią kątem oka. Przez moment legowisko uczniów wypełniał tylko śmiech, ale już po chwili miedzianowłosa przypomniała sobie, po co tu przyszła. Z jej pyska znikł uśmiech, a oddech złośliwie się zdestabilizował. — Chciałam z tobą porozmawiać.
— Coś się stało? Zostawiasz mnie? Nakrapiana Gwiazda jednak wyrzuca mnie z Wodnych?
— Klem... — Rozejrzała się dookoła. — Jestem w ciąży — wydusiła zestresowana.
— Z kim? — zapytał zszokowany, biorąc głęboki wdech, a Irysowe Serce skupiła całą swoją uwagę na tym, by przy ukrywaniu śmiechu nie udławić się własną śliną i przy okazji nie wydrapać Klematisowi oczu. W zamian posłała mu spojrzenie dosadnie przekazujące groźbę. — A… A! Naprawdę? Irysko, to wspaniale!
Jeśli miała wytrzymywać to do końca życia, niech lepiej Gwiezdni mają ją w opiece.
***
Chociaż miedzianowłosa z uporem próbowała pełnić wszystkie swoje obowiązki do dnia porodu (i nikogo nie zdziwiłoby, gdyby zechciała prowadzić patrol nawet w jego trakcie), Nakrapiana Gwiazda i Klematis jakimś cudem połączyli siły, we dwójkę eksmitując ją do żłobka. O ile tylko jednemu z nich mogła się stawiać, tak w duecie stawali się niepokonani. Irysowe Serce nie miała więc zbyt wiele do gadania i wraz ze swoim wielkim brzuchem wylądowała w — jak zawsze na to mówiła — szczeniakowym pokoju. Szczeniakowy pokój mimo aktualnie trwającej pory był zaskakująco pełen. Z jednej strony ją to cieszyło — nie musiała spędzać tu całych dni w samotności przerywanej wizytami Korzenia, gdy udało mu się urwać z uczniowskich obowiązków lub rozmowami z Nakrapianą Gwiazdą, która patrząc na nią smutno pytała codziennie, czy wszystko dobrze. Z drugiej zaś, powoli dorastające szczeniaki Muszelkowego Nosa coraz bardziej harcowały po pomieszczeniu, co i rusz lądując na jej plecach lub wesoło łapiąc za ogon. Nie to, że ich nie lubiła — po prostu kiedy ma się ochotę odpocząć, a małe igiełki uparcie szarpią za ucho, niekoniecznie jest się zadowolonym.
Nie liczyła już, ile dni spędziła w żłobku, co jakiś czas racząc maluchy Muszelkowego Nosa różnymi opowieściami i otrzymując od suczki pełne wdzięczności spojrzenia za to, że daje jej możliwość zaznania nieco większej ilości snu. Wiedziała tylko, że wystarczająco za dużo.
Jeden z tych dni był jednak inny. Po długim śnie obudził ją ścisk w brzuchu tak silny, że od razu udała się do legowiska Podgrzybkowej Sierści. Podziękowała Gwiezdnym, że żłobek i pokój należący do medyka sąsiadowały ze sobą, dzięki czemu nie musiała robić sobie wycieczki krajoznawczej po całym obozie. Spróbowała uśmiechnąć się wykrzywionym z bólu pyskiem do Muszelkowego Nosa, a ta czym prędzej zabrała swoje dzieci na drugą część pomieszczenia.
— Irysowe Serce musi teraz iść, wiecie?
— No nieee — jęknęło jedno ze szczeniąt. — Wróć szybko, Irysowe Serce.
Lekko kiwnęła głową (choć nie wiedziała, czy w ogóle dożyje powrotu do żłobka) i czym prędzej pognała do medyka.
— Podgrzybkowa Sierści, ja- — nie dokończyła zdania, bo skuliła się pod wpływem skurczu.
— Spokojnie Irysowe Serce, oddychaj. Połóż się.
Miała ochotę powyrywać mu te małe, szczurowate uszy, ale zamiast tego wzięła głęboki wdech i położyła się na podłodze. Gdyby to był las, zapewne wbiłaby pazury w ziemię, ale drewniane podłoże nie dawało takiej możliwości.
Wszystko dookoła niej działo się tak szybko, że nawet nie odnotowała, co robił Podgrzybkowa Sierść. Dotarł do niej jedynie czyjś wrzask. A raczej — wrzask Klematisa.
— Chyba możecie mnie wypuścić z legowiska uczniów, skoro moja partnerka rodzi moje dzieci!
Kilka uniesionych głosów dyskutowało żywo, a po chwili do uszu Irysowego Serca dobiegło dudnienie wbiegających po schodach łap.
— Iryska! — Zawołał uśmiechnięty Klem, jednak po chwili radość na jego pysku ustąpiła przerażeniu. — Irysko, proszę, nie umieraj, nie możesz umrzeć!
— Klematisowy Korzeniu, uspokój się, proszę… — wydukał Podgrzybek, mający teraz do opanowania dwóch wrzeszczących rudzielców.
— Jak mam się uspokoić, kiedy ona umiera, hę? — Histerycznie wysoki głos Korzenia wybrzmiał po legowisku medyka, a Irysowe Serce warknęła, kuląc się z bólu.
— Urwę ci za to ogon, rozumiesz?
Klematis dla bezpieczeństwa schował kitę między nogami. Z rodzącą lepiej nie dyskutować, a on chciał zachować swój rudy ogon w całości. Z powyrywaną sierścią nie wyglądałby tak ładnie. Zamiast krzyczeniem zadowolił się więc hiperwentylacją i pytaniem Podgrzybkowej Sierści średnio co pięć uderzeń serca, czy na pewno wie co robi i czy Irysowe Serce odchodzi już do Gwiezdnych. Nie mógł pozwolić na to, by się to stało.
Miedzianowłosa w tym samym momencie uświadomiła sobie, że trzeba było wcześniej wymyślić jakieś imiona dla tych dzieci. Jeśli tego nie przeżyje, to skończą z tymi nadanymi przez Korzenia. Już im współczuła — sama nie chciałaby nazywać się Tytoniowy Pieniek.
Teraz próbowała tylko wytrzymać ból i nie myśleć o niczym innym poza tym, jak skończy Korzeń. Chciała mieć szczenięta, ale czy mówiła, że chce je rodzić? I czy ktokolwiek jej powiedział, jak bardzo to boli? Cholera jasna, zachciało mu się dzieci, to sam mógł sobie je wypchnąć.
Pojawiające się szczenięta zdążyła tylko wylizać, bo nie miała siły na nic więcej. Liczyła, że Klematis i Podgrzybek zajmą się nimi, gdy ona zamknie na moment oczy. Tylko na jedną chwilę…
Chwila skończyła się półsnem, w którym słyszała wyłącznie zagłuszone słowa partnera.
— O, dzień dobry, ty będziesz się nazywał Krzaczek, tak, Krzaczek. Ty, sam nie wiem, masz futro jak miód. W sumie to jak ja, ale możesz nazywać się Miodek. Yyy, jesteś Rumiankiem, Rumianek to ładne imię, prawda? Na pewno ci się spodoba. Jakie są jeszcze pomarańczowe rzeczy, do jasnej cholery… Dynie są pomarańczowe, świetnie, wspaniale. A ty będziesz Borowikiem, ku czci naszego medyka, bo jeszcze nie zabił twojej mamy, wiesz? No. — Słychać było głośny odgłos liźnięcia. — Fuj, czemu ona jest taka gorzka na głowie?
— Gorzka? — odezwał się Podgrzybek, który sam najwidoczniej nie słyszał całego wywodu. — Tak, to bardzo… ciekawe imię, Klematisie.
Rudzielec wzruszył ramionami.
— Może być i Gorzka.
Ja pierdolę.
[1811 słów: Irysowe Serce otrzymuje 18 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz