„Korzeń wrócił do Flumine” szybko przestało być plotką.
Z początku klan podzielił się na dwa obozy: jeden, traktujący nowego (starego?) wojownika jak powietrze i drugi, który nie ukrywał wesołego machania ogonem na widok dawnego przyjaciela. A potem Klematisowy Korzeń został „przynieś, wynieś, pozamiataj” (szczególnie pod okiem Burzowego Gardła, który teoretycznie nie ukrywał tęsknoty, ale zrzucaniem na rudego obowiązków widać było, że daje mu nauczkę).
Kiedy emocje po powrocie opadły, Nakrapiana Gwiazda dała mu karę. Nie był do końca pewien, czy liderka faktycznie chciała dorzucić mu więcej obowiązków, czy mściła się za kradzież uwagi Irysowego Serca, ale Klematis zmuszony był zasypiać i budzić się w legowisku uczniów, wykonywać zadania uczniów i ogólnie rzecz biorąc, wszyscy dookoła dogryzali mu, naprawdę traktując go jak ucznia. Początkowo pies dzielił legowisko z Wojowniczą Łapą (niemiłosiernie wiercącym się w nocy), ale nawet jedyny uczniak w klanie szybko je opuścił, otrzymując nowe imię Wojowniczego Mrozu.
A potem Klematisowy Korzeń dowiedział się o tym, że ma szlaban na zgromadzenie klanów. I jakby tego mało, usłyszał, że wkrótce zostanie tatusiem.
Gwiezdni wiedzą, czy bardziej dość mogłaby go mieć Irysowe Serce, czy Nakrapiana Gwiazda.
— Nakrapiana Gwiazdo — jęknął, drapiąc pazurami w drzwi od pomieszczenia liderki, które ta sprytnie zamknęła, żeby uniknąć konfrontacji z Klematisem — Nakrapiana Gwiazdo, ja cię błagam, nie mogę jej zostawić!
— Do stu stokrotek, jest otoczona całą gwardią wojowników!
— Cała gwardia wojowników nie jest równa jedynemu i niepowtarzalnemu mnie! Co, jeśli przez sen ktoś postanowi ją zamordować?! Na przykład, eee… lis, tak, lis! Lis wejdzie do obozu i udusi Irysowe Serce we śnie!
— Co do kurwy nędzy robiłby lis w centrum miasta?
— Mordował Iryskę.
Nie widział tego, ale mógłby przysiąc, że Nakrapiana Gwiazda właśnie przewróciła oczami.
— A jeśli szczeniaki się urodzą i porwie je jakiś jastrząb?
— Jakim cudem technicznie możliwe miałoby być wlecenie jastrzębia przez okno?
Nie wiedział. W lesie czasem niefortunnie zdarzyło się, że drapieżniki porywały maluchy, ale Klematis nigdy nie słyszał o przypadku, gdzie dziki ptak zaatakowałby kogoś na terenie Dwunożnych. Przezorny zawsze ubezpieczony.
— Hej, Klematisowa Łapo! — Wzdrygnął się. Burzowe Gardło zastawił mu drogę do legowiska liderki, po czym pacnął rudzielca potężną łapą w łeb, niby to pieszczotliwie mierzwiąc mu włoski. — Przydałbyś się na coś i nazbierał trochę zielska dla Podgrzybka, co, młody?
Irytacja spowodowana traktowaniem go jak ucznia chwilowo przeminęła. Wrócił na ziemię, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji — to nie były byle jakie ziółka, które można było pomylić ze stokrotką, rumiankiem czy inną konopią. Nad tajemniczą rośliną wisiało fatum zdrowia członków jego klanu, których Klematis za nic nie chciał zawieść; nie po raz drugi. Co jeśli Irysowe Serce by się rozchorowała? Niepewność czuwała już nad Flumine, odkąd Podgrzybkowa Sierść zdiagnozował objawy choroby (tej, która położyła Ciemną Gwiazdę na zgromadzeniu) u dwóch ze szczeniąt Muszelkowego Nosa. Niedawno urodzone Tulipanka i Żabka musiały zostać odseparowane od rodzeństwa, żeby zgodnie z zaleceniami medyka uniknąć rozprzestrzeniania się choróbska, ale Klematisowy Korzeń jako pies o delikatnym sercu i będący przyszłym ojcem patrzył ze smutkiem na żałośnie pokaszlujące szczeniaczki, które piszczały, chcąc wrócić do swoich braci.
— Tak jest, Burzowe Gardło — wymamrotał wojskowo. Zadowolony podporządkowaniem się mu starszy wojownik oddalił się, zapewne po to, żeby opieprzyć pozostałych Wodnych, żeby ruszyli się do roboty.
Rudy zerknął kątem oka na odchodzącego wuja, po czym ruszył w przeciwną do wyjścia z obozu stronę. Oczywiście nie skłamał Burzowemu; miał zamiar wykonać obowiązek zbierania ziół, ale… nie sam.
Irysowe Serce na pewno nie odmówi pomocy Flumine.
Miał wrażenie, że Rysę już wystarczająco denerwuje spowodowana ciążą chwilowa bezczynność. Zmuszono ją do odstąpienia od pewnych obowiązków zastępczyni, a większość czasu musiała spędzać w nudnym żłobku, co jakiś czas odwiedzana przez Podgrzybkową Sierść.
Zajrzał więc do żłobka. Muszelkowy Nos drzemała, co jakiś czas otwierając jedno oko, żeby spojrzeć, czy jej szczenięta jeszcze żyją. Irysowe Serce, celnie wpatrzona w sufit, leżała do góry brzuchem na podłodze.
Zerwała się niemal natychmiast, kiedy ujrzała rudy łeb wystający zza drzwi.
— Hola hola, młoda damo, nie tak szybko! — wymamrotał, podpierając bok partnerki, kiedy ta prawie wyglebiła się przez nagły zawrót głowy.
Zanim Irysowe Serce zdążyła w ogóle otworzyć pysk (zapewne po to, żeby zaprotestować, bo przecież umie sobie poradzić, dlaczego do cholery Korzeń jest taki nadopiekuńczy?), zostali zbombardowani przez skaczące, różnokolorowe kule futra.
— Wujku Korzeniu! — Konwalijka wyszczerzyła drobne ząbki. — Opowiedz mi historię!
Klematis chciał się wymknąć; przyszedł tutaj po Irysowe Serce, poza tym epidemia nie była żartem, powinni jak najszybciej nazbierać medykowi zapas ziół. Jednak nie zdążył wymyślić szybkiej wymówki dla Konwalijki (i wlepiającej w niego oczy gromadki rodzeństwa), bo Muszelkowy Nos i Irysowe Serce równocześnie spiorunowały go takim wzrokiem, jakby nie miał w ogóle wyboru odmówić małej suczce.
— Och… to… a słyszeliście już tę historię, jak wasz tata, oczywiście kiedy byliśmy jeszcze w lesie, wpadł do jeziora, uciekając przed kurą Dwunożnego? — zmyślił.
Szczeniaki rozejrzały się po sobie.
— Nie, nie! Opowiadaj!
Parsknął życzliwym śmiechem, starannie układając ogon na łapach, po czym przybliżył się do gromadki, żeby wyszeptać im coś na ucho.
— To tajemnica — szepnął. — Nie mówcie Brzozowemu Kłowi, że wam powiedziałem, jasne? Zapytajcie go sami.
Rodzeństwo jak zaczarowane zamknęło pyszczki, nagle zdesperowane, żeby dochować wujowej tajemnicy. Kiedy dzieciaki namawiały się między sobą, jak sprytnie zmusić do mówienia swojego ojca, Klematis popchnął delikatnie Rysę w bok, dając jej znak, że powinni się ulotnić, póki kaszojady nie zaczną zadawać więcej pytań.
Kiedy ruda para wyszła z obozu, Irysowe Serce stanęła przed partnerem, marszcząc czoło.
— Coś się stało?
— Nie, nie — parsknął. — Burzowe Gardło wysłał mnie po zioła dla Podgrzybkowej Sierści. Pomyślałem, że chcesz się wyrwać z klanu.
— Och, naprawdę? — prychnęła z nutą złośliwości w głosie. — I twierdzisz, że się nie przeziębię od spaceru? W trakcie pory nagich drzew? W ciąży?
— Nie prowokuj nadopiekuńczego Klematisa, bo wyśle Nakrapianą Gwiazdę, żeby cię śledziła. — Szybko spoważniał, zastępując uszczypliwości kolejną dozą prostej troskliwości. — A tak w ogóle… jak się czujesz?
— Nie prowokuj Rysy w ciąży, bo zaraz puści pawia.
Odsunął się. Tak na wszelki wypadek. Tymczasem Irysowe Serce zdążyła go wyminąć i, z pełnią gracji kobiety w zaawansowanej ciąży, ruszyła w kierunku, gdzie potrzebne zioła były najczęściej spotykane. Klematisowy Korzeń, jak potulny piesek, dołączył do niej uderzenie serca później.
— Wiesz, jak wyglądają te zioła?
— Parę dni temu je zebrałam… znaczy… — urwała, wiedząc, że Nadopiekuńczy Klematis™ bardzo chętnie udziabałby ją za to w ogon — ...widziałam je parę dni temu. Mają długie łodygi i są dobrze ulistnione.
Skinął głową. Potem zrobi jej referat na temat uważania na siebie.
Słońce przygrzewało ich futra — pora nagich drzew już dobiegała końca. Brudny śnieg rozpuszczał się pod łapami, a przechodząc obok parku, mogli zauważyć wystające spod cienkiej warstwy puchu przebiśniegi. Zima zawsze dawała psom w kość, szczególnie pod względem chorób, więc Klematis liczył na to, że wraz z porą nowych liści nadejdzie nowa era dla klanów i epidemia zniknie tak szybko, jak się pojawiła.
Rozdzielili się, kiedy na horyzoncie widoczny był już dworzec i granice z Ventus. Co prawda, Klematisowy Korzeń co chwilę zerkał w stronę partnerki, tak na wszelki wypadek, gdyby coś chciało ją pożreć żywcem, a to zdecydowanie utrudniało mu skupienie na ziołach… wystarczająco na tyle, żeby rudzielec wpadł łapą w niewielki dołek, ryjąc pyskiem o śnieg.
Korzeń udawał, że nie słyszy, kiedy Irysowe Serce parsknęła śmiechem.
— Pomóc ci? — zagaiła, przypatrując się nieudolnemu wojownikowi, który próbował wydostać kończynę z dziury.
— Poradzę sobie — wymamrotał.
Jego futro musnęło o coś delikatnego i krzaczastego.
— Hej, coś tu jest — mruknął do Iryski, choć wątpił w to, żeby w przypadkowym dołku znaleźć oczekiwaną roślinę. Wydostał łapę i, nim zajrzał do środka, wcisnął do dziury już celowo swój pysk, żeby pociągnąć zioło za kruchą łodyżkę.
<u go girl>
Klematisowy Korzeń wyciąga z dziury dużą kępę ziół. Flumine otrzymuje 20 ziół.
[1233 słowa: Klematisowy Korzeń otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz