Zawsze byłam rozmowną, niezwykle energiczną suczką, za którą ciężko było innym nadążyć. Dosłownie i w przenośni — nie chwaląc się (no, może odrobinkę się chwaląc), byłam naprawdę szybka. Najszybsza z rodzeństwa, to bez dwóch zdań. Nawet mamy miewały problem z tym, żeby mnie złapać. Poza tym bardzo lubiłam mówić. Dużo mówić. Nie wymądrzać się, jak Cynamonowa, tylko… no… mówić! Po prostu. O wszystkim i o niczym, ze wszystkimi i z samą sobą też, bo dlaczego nie? Teraz jednak sytuacja była odrobinę… Inna. Czułam się źle. Chodziło za mną to nieustanne wrażenie, że nikt mnie nigdzie nie chce. Jazgot się do mnie nie odzywał, a na zgromadzeniu udawał, że nie istnieję. Nikt mnie nie szukał mimo trzech dni nieobecności w klanie. Czułam ciągłe drapanie w gardle i chciało mi się kaszleć, a na dodatek nowy, lepszy przyjaciel Jazgota był dla mnie bardzo miły. Trudniej było mi mieć do niego żal za zabranie mi przyjaciela, kiedy był taki radosny i nawet trochę zaopiekował się mną. On trochę zmniejszał to wrażenie niechcenia.Dlatego mimo całej nieprzyjemnej sytuacji z — jak się okazało — wspólnym przyjacielem Jazgotem, spora część mnie chciała pomóc mu znaleźć zioła. Co może być w tym trudnego? Skoro Cynamonowej wychodziło, to dlaczego mi miałoby nie wyjść?
— Wygląda na to, że szukamy ziół — ożywiłam się trochę.
Jeżeli będę umieć i walczyć i szukać ziół, czy to znaczy, że będę lepsza od siostry?
— Ale super! Wspólne szukanie ziół z nową Kumpelą!
Uśmiechnęłam się. Może tak naprawdę można mieć więcej, niż jednego przyjaciela? Mlecz zdawał się być dobrym kandydatem na takiego. Był bardzo wesoły. Jak ja. Zazwyczaj.
— No to… Ruszajmy. Gdzieś — powiedziałam troszkę pewniej.
Mlecz zaczynał zarażać mnie swoją wesołością. Obym tylko ja nie zaraziła go swoim kaszlem. Może gdybym nie leżała trzy dni na mrozie, nie czułabym się osłabiona i chora.
— Świetnie! Znakomity pomysł! Może uda nam się znaleźć cokolwiek! Tylko gdzie? I co?
Zastanowiłam się.
— Cynamonowa Łapa mówiła, że zbierają zioła przy takim dużym budynku niedaleko torów. Skoro medycy tam zbierają, to pewnie rośnie tam coś sensownego.
— Ale ty mądra jesteś! Chodźmy, póki jeszcze jasno. A potem cię odprowadzimy!
— Nie będziecie musieli. Tory to już terytorium Ventus. Poradzę sobie. — Uśmiechnęłam się słabo. To tyle by było z mojego entuzjazmu z wyjścia z nowym przyjacielem.
Wycieczka do torów wypadła… Inaczej, aniżeli bym się tego spodziewała. Owszem, znalazłam jakieś zioła, ale widząc lecący w zwolnionym tempie w moją stronę sufit (no, nie cały, po prostu jakiś kawałek odpadł) ile sił w łapach popędziłam w jego stronę wbrew przerażonemu Mleczowi, który krzyczał, że mam się zatrzymać, a już na pewno nie biec w tamtą stronę. Ale udało mi się. Część została przygnieciona przez gruz, ale część chwyciłam w pysk. Potem Mleczyk także zebrał coś ze sobą i ruszyliśmy w drogę powrotną.
W zasadzie wyszło dosyć niefortunnie, bo zaczęłam kaszleć u tego ich całego medyka bezgwiezdnego. I nie był z tego powodu zachwycony. Wszystkie zioła, które zebrałam, poszły na wyleczenie mnie.
— No chyba nie myślisz sobie, że pozwolę ci tak po prostu odejść, gdy cenne zasoby klanu poszły na jakąś przybłędę? Co mnie to obchodzi, że już przyniosłaś, biegiem mi po więcej!
Wychodząc z budynku, miałam niefajne przeczucie, że cała scena się powtórzyła. Czy do usranej śmierci będziemy tak wychodzić, zbierać zioła, zużywać je i wchodzić? Czy to kara, jaką Gwiezdni uraczyli mnie za wkraczanie na cudze terytoria? Nawet niechcący?
— Znaleźliśmy się w punkcie wyjścia — wymamrotałam do Mlecza. — To moja wina…
<Mlecz? Przepraszam, że krótko i byle jak, ale nie mam teraz za bardzo czasu na rozpisywanie tego, a muszę ją wyleczyć ;< >
[563 słowa: Nieuchwytna Łapa otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia, 1 Punkt Treningu i zostaje wyleczona z choroby]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz