(po timeskipie czy coś ofc)
Berberysowe Wzgórze zawsze był przekonany, że jego siostra jest jednym z tych osobników, co wątpiły w istnienie sił wyższych nawet przed Quintusem, a „na Gwiezdnych!” powtarzają tylko z przyzwyczajenia. Nie, żeby rozumiał tę wątpliwość nawet po ataku wrogów — sam wierzył bezgranicznie (niektórzy powiedzieliby nawet — ślepo) i uważał, że utrata owej wiary jest szczytową oznaką braku lojalności oraz głupoty. Słuchający się kodeksu i przede wszystkim rodziców wojownik odrzucił każde inne poglądy, przy czym wykluczył tolerancję i szacunek do nonkonformizmu, a raczej do wszystkiego, co uzna za nonkonformizm. Zdecydowanie był przeciwieństwem Złotej, która kwestionowała wszystkie zasady i istnienie Gwiezdnych. Nie przestała wątpić w te aspekty życiowe, nawet gdy zaczęła unikać rodzicieli, nawet gdy ci wykonali swe ostatnie oddechy i gdy suka zdobyła tak wysoką pozycję, jak pozycja zastępczyni. To nie do końca tak, że była niewierząca. Była pewna w istnienie czegoś wyższego — może nie do końca kierującego całym jej losem, jednak wierzyła, że coś musiało wszystko zapoczątkować. Czy to byli Gwiezdni, czy coś innego? Tego już nie wiedziała i sądziła, że jest to jedna z tych rzeczy, których nie ma możliwości wiedzieć, bynajmniej nie podczas życia. Nie widziała niczego złego w kwestionowaniu. Bo skąd miała być pewna, co jest właściwe, a co nie?
Złota według Berberysu okazywała pewne oznaki „buntu” już od szczeniaka — twierdził, że jest niewychowana, w przeciwieństwie do swoich pozostałych dwóch sióstr. Szczególnie nie lubiła treningów, za to naukę polowania czy kodeksu uważała za stratę czasu i bezsens. Nie lubiła obowiązków — znaczy, nie lubiła obowiązków, które ktoś narzucał jej z góry (obowiązki raczej są właśnie narzucane z góry, jednak trudno o znalezienie określenia, które opisywałoby stosunek Złotej do tej dziedziny życia). Świeża liderka swą własną produktywność od zawsze oceniała poprzez to, co sama sobie zarzuci i wykona. Nie miała przy tym problemu posądzać innych o lenistwo, na przykładzie swego własnego ucznia, choć rzeczywiście, Kaczy Plusk w oczach wielu osobników widziany był jako beznadziejny wojownik. Może i Złota Gwiazda potrafi mieć lekceważącą postawę do własnych obowiązków, ale na pewno nie w takim stopniu, jak owy wojownik. Liderka znała jakiekolwiek granice. A gdy się nią stała, musiała poznać ich jeszcze więcej — czy tego chciała, czy nie. Bądź mogła po prostu zrzucić wszystko na Bryzowy Szept. Było to dobre wyjście awaryjne. No dobrze, doskonale wiedziała, że wcale nie — nie chciała stać się drugą Orzechową Gwiazdą.
Tak właściwie, dużo o niej myślała. Raczej nikt od razu nie puściłby w zapomnienie takiego zdarzenia, szczególnie gdy jest jego świadkiem. Złota uważała siebie za pewien powód tego wszystkiego; może nie do końca bezpośredni, ale w jakimś sensie, z pewnością powód. Była przekonana, że mogła zrobić coś więcej, by do tego nie dopuścić. Powinna wykazać więcej zrozumienia? Och, niby do czego zrozumienia! Nawet nie znała blisko swojej przełożonej. Nie rozumiała swoich odczuć, nie rozumiała tego dziwnego poczucia winy, nie rozumiała już właściwie niczego z tego, co zadziało się w ostatnich dniach. Chciała przestać myśleć przynajmniej na moment. Odpocząć od swojej własnej głowy, która, choć od zawsze lubiła pracować na przyśpieszonych obrotach, w ostatnim czasie była zdecydowanie zbyt dla niej męcząca. Rany, cały jej żywot stawał się dla niej męczący! Wszystkie te psy, które w ostatnim czasie poniosły śmierć, zapewne uzyskały święty spokój. Może powinna do nich dołączyć? Czemu to na nią nie rzucił się jakiś włóczęga? Na Gwiezdnych, te myśli są tak ignoranckie, że powinna smażyć się w piekle!
Ignorancja. Zarzucenie komuś tej cechy prawdopodobnie jest jednym z największych upokorzeń, a liderka jest jednym z osobników, które są niesamowicie urażone, gdy ktoś wyzywa ich od ignorantów — nawet jeśli sami wiedzą, że tacy rzeczywiście są.
Orzechowa też zarzuciła jej ignorancję, czyż nie?
Złota Gwiazda ruszyła w stronę stajni. Nie mogła pozbyć się bezdusznych obrazów z głowy. Obrazów zarośniętych chwastami torów, na których pojawiły się plamy gęstej czerwieni, obrazów osłabionego lidera ciemnych na zgromadzeniu, obrazów panikujących pysków psów ze wszystkich klanów. Próbowała zachować powagę na zgromadzeniu — naprawdę, próbowała z całych swych sił, próbując przy tym uciszyć własną, wolną, upierdliwą wolę. Prawdopodobnie sama była zszokowana wszystkim, co się dzieje. Było tego za dużo. Włóczędzy. Śmierć medyka. Kolejna, niespodziewana śmierć. Jeszcze więcej śmierci. Za dużo słowa „śmierć”. Przez jego wydźwięk, powtarzany w kółko w głowie — aż zaczął tracić swe okropne znaczenie, zachciało jej się wymiotować.
Sad był tego dnia pełen ludzi. Zdawali się nie zwracać uwagi na przechodzącą Złotą, zapewne zauważając, że nie planuje ona im w ogóle przeszkadzać. Nie rozumiała, co mogli tutaj robić podczas Pory nagich drzew — choć wśród nich były także dzieci, zdające się raczej bawić w śniegu, rzucając nim w siebie wzajemnie. Zauważyła, że ludzkie szczenięta szczególnie lubią owy biały puch.
Działo się dużo rzeczy ostatnio w Ventusie. Bardzo dużo. Tak dużo, że nie widziała Białej od paru dni. Gdy zobaczyła jej śnieżnobiały pysk dopiero na wyczekiwanym przez wielu zgromadzeniu, naszła do niej fala wielu, specyficznych i sprzecznych emocji. Zaczęła czuć poczucie winy z tego powodu, iż nie pomogła jej wcześniej ze szczeniakami, choć powinna — w końcu sama stwierdziła, że to zrobi. Czuła się winna. Tak, zdecydowanie czuła się winna. Poczucie winy było tak przygniatające, że gdy próbowała spać, przeszkadzały jej nachodzące myśli, krzyczące, iż zawiodła wojowniczkę. Nie powinna czuć się winna z powodu czegoś takiego. Jest znacznie więcej problemów, którymi akurat ona musiała się zająć. A jednak czuła, że zrobiła coś źle. Nienawidziła tego uczucia.
Ostatnio widziała się głównie z Bryzową — w końcu, jako jej nowa zastępczyni, musiała z nią omówić wiele spraw, szczególnie po zgromadzeniu klanów. Złota Gwiazda stwierdziła, że będzie utrzymywać ze swoją prawą ręką lepszy kontakt, niż robiła to Orzechowa z nią. Była pewna, że to pomoże uniknąć wielu problemów. Wcześniej raczej wolała „błądzić” wśród innych psów. Nawet po objęciu wyższego stanowiska, doskonale praktykowała sztukę interakcji z innymi tylko, gdy jej osobiście się tego zachciało. Lubiła wymyślać wymówki, by nie rozmawiać z innymi, tylko dlatego, że jej się wtedy nie chciało. Lubiła też sama zagadywać innych, bo stwierdziła, że — och, wygląda, jakby mu się nudziło, mi też się wyjątkowo nudzi, może zajmę nam obu czas, opowiadając mu o czymś, co zapewne i tak nie będzie go interesowało, ale cóż, nie jest to aż takie ważne. Lecz, gdy już została liderką, prawdopodobnie... musiała zachować pozory, iż ma normalne podejście do kontaktów z innymi.
Wolała spędzać czas jedynie z Białą Zamiecią. Czuła się przy niej, mimo wszystko, w miarę komfortowo.
Lubiła ją. Tak, to dobre określenie. Lubiła Białą Zamieć. Mało kogo raczej szczerze lubiła — nie wiedziała, czy wojowniczka czuje do niej to samo. Wolała, aby to uczucie było obustronne.
Wymijając inne psy z klanu, dotarła do stadniny, gdzie powinny o tej porze wracać psy z patrolu. Słyszała, że zastępczyni wysłała na niego również Białą Zamieć. Reszta jej nie interesowała. Czuła zdenerwowanie, ale jednocześnie pewne, przyjemne uczucie na myśl, że w końcu ją zobaczy.
To uczucie... cóż, może i pozostało, ale stało się niepewną, burzową chmurą wiszącą nad Złotą Gwiazdą, gotową w każdej chwili porazić ją piorunem. Nie zwróciła najmniejszej uwagi na Jaskółczą Burzę czy Brązową Bliznę, którzy wrócili wraz z Białą Zamiecią z patrolu i podbiegła do wojowniczki, nawet nie zauważając własnego, delikatnego i jednocześnie niewyraźnego uśmiechu, którym powitała brązowooką.
— Biała... Biała Zamieci — wydusiła z siebie, czując nagłe, uderzające w nią z impetem napięcie.
Przeszło jej nawet przez myśl, że pomyliła psy, kiedy napotkała wzrok wojowniczki. Nie było w nich żywego blasku, tego wiecznego optymizmu i żywotności. Z jakiegoś powodu poczuła się głupio.
— Wszystko w porządku? — spytała niepewnie.
— Tak — odparła po krótkim wahaniu, spuszczając głowę.
Na Gwiezdnych, co to miała być za reakcja?
— Czy ty jesteś na mnie zła?
— Ach, nie. — Uśmiechnęła się słabo. — Jestem tylko chora.
— I chodzisz na patrole? — spytała z oburzeniem. — Czemu nie pójdziesz do medyka?
— Nic mi nie jest. Nie boisz się, że cię zarażę?
Choroba, która nagle po zgromadzeniu zaczęła terroryzować psy. Nie słyszała jeszcze o żadnych ofiarach wirusa, choć też nie była pewna, jak wygląda sytuacja w innych klanach. Wiedziała o chorym Wilczym Cieniu, Kaczym Plusku i Dmuchawcowym Locie — która akurat wykazała się odpowiedzialnością i poszła do medyka. Może i Złota nie powinna przebywać blisko chorych psów, lecz stwierdziła, że prędzej czy później, nieważne co będzie robić, i tak może zachorować. Jednak, zioła będące u medyka zdawały się wystarczać, aby złagodzić nieznośne objawy. Już na drugi dzień Dmuchawcowy Lot czuła się lepiej, a jej kaszel i katar znacznie ustały, choć wciąż była bardzo osłabiona, przez co liderka zaleciła jej dłuższy odpoczynek. Zmartwiła się stanem Białej Zamieci.
— Unikałaś mnie — powiedziała nagle, odwracając się w stronę Złotej. — Na zebraniu też.
Złota Gwiazda wypuściła powietrze przez nozdrza. Więc była zła. Mogła wyczuć złość wojowniczki, choć na zewnątrz wyglądała na spokojną, ewentualnie zmęczoną, lecz nie do końca złą. Złość jest specyficzną emocją, prawda? Zazwyczaj ciężko ją kontrolować. Jedni potrafią ją idealnie ukryć, choć z innych się ona wylewa, przez co osobnik ją odczuwający staje się kimś zupełnie innym. Złota rzadko czuła złość. A przynajmniej tak jej się wydawało, choć w tamtym momencie miała wrażenie, że jest zła na siebie.
— Masz rację. Przepraszam.
<Biała? come on zabijańsko>
[1468 słów: Złota Gwiazda otrzymuje 14 Punktów Doświadczenia, Dmuchawcowy Lot zostaje wyleczona z choroby]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz