Stokrotkowa Łapa już od jakiegoś czasu cierpiała na dotkliwy kaszel. Na początku zwalała to na Porę Nagich Drzew — po prostu się przeziębiła. Jednak kiedy do kaszlu doszła gorączka i opanowujące całe jej ciało osłabienie, zaczęła się trochę martwić. Te objawy znała aż za dobrze — widziała wiele psów, które cierpiały tak samo. Ale czy ona też? Nie dopuszczała do siebie myśli, że ona, Stokrotkowa Łapa jest chora. Wieczorami kaszląc, układała się w ciepłym legowisku i czekała na sen, który nie chciał nadejść, rozmyślając w bólach głowy czy może jednak pójść do Liska po zioła. Jednak rano zawsze te myśli znikały — zamiast tego Stokrotka wypełniała swój młody umysł rzeczami typu „jakoś to będzie”, „nie umrzesz przecież od razu”. Jednak pewnego zimnego poranka rozkaszlała się tak mocno, że zaczęła się zastanawiać czy nie jest już za późno na zioła. Wyruszyła na przebieżkę wokół murów obozu. Ze zdziwieniem patrzyła na swoje zmęczone nogi, ledwo dysząc. Pamiętała chwilę, kiedy biegała aż do ostatniego tchu, ciesząc się po prostu z wiatru w futrze. Teraz nawet truchcik sód jednego drzewa do drugiego przyprawiał ją o bóle głowy. Położyła się w cieniu rozłożystego kasztana i przymykając oczy, próbowała uspokoić oddech. Spróbowała wstać i niemal od razu przewróciła się na zgniłe liście. W łebku kręciło jej się tak silnie, jakby zeszła z wielkiego potwornego koła, które Dwunożni zwą karuzelą. Widziała kiedyś młode Dwunogi zwracające swój obiad w krzakach po przejażdżce okropnym czymś.
Następnego dnia jej stan się nie polepszał. Uczennica chodziła, a raczej czołgała się po obozie. Walcząc sama ze sobą w końcu zajrzała do legowiska medyka
— Lisku? Jesteś tam? — szczeknęła. Po chwili jej brat wynurzył się ze środka.
— Czego? — spytał po prostu.
Oczy Stokrotki zabłysły, miała już gotową ripostę, ale postanowiła zachować to dla siebie.
— Gdybyś miał jakieś zioła, no wiesz, te zioła... Mogłabym z nich skorzystać? — wysyłała.
Czarny piesek westchnął, zaprowadził ją do środka legowiska. Sunia siedziała bez ruchu, czekając na powrót brata. Obok niej przeszła Ciemny Kieł. Spytała o coś Liska, który właśnie niósł dla niej zioła. Piesek coś jej tłumaczył, raz wskazał na siostrę. W końcu medyczka wyszła z legowiska, a czarny samczyk podszedł do Stokrotkowej Łapy.
— Masz, zjedz to. Powinno ci się poprawić. — Podał jej zioła
Sunia wyszła z legowiska, memłając zioła. Smak może nie powalał, ale nie były też całkiem nieznośne. Ruszyła w kierunku swojego posłanka i zapadła w sen
Rano, budząc się, nie czuła już słabości jak wczoraj. Kaszlnęła. Choć nadal nie była zupełnie zdrowa, czuła się o wiele lepiej. Wybiegła z obozu, zastanawiając się, jak wczoraj czuła zmęczenie zaledwie przy jakimś drzewie. Jeśli by psy umiały się uśmiechać, Stokrotkowa Łapa właśnie się uśmiechała. Zawroty głowy ustąpiły niemal zupełnie. Suczka biegała w te i we wte, po prostu ciesząc się z samego biegu. Piszcząc, potknęła się o jakiś kopczyk, jednak od razu wstała i biegała dalej. Parę ludzkich godzin później wróciła do legowiska, gryząc stary but znaleziony na chodniku. Był wyborny, wręcz idealny. Kątem oka przechwyciła sylwetkę brata, który podawał zioła pod czujnym okiem Ciemnego Kła. Nagle zrobiło jej się szkoda brata. On tam cały dzień siedzi, biedny... Nie rozumiała, jak mógł zostać uczniem medyka. Nuda przez cały dzień, zamiast polowania zbieranie głupich ziół... Jednak jeśli on to lubi, Stokrotkowa Łapa uszanuje tę decyzję. Choć nadal nie mogła sobie wyobrazić, jak on może wytrzymywać tyle chorych psów... Krew, zakażenia... Suczka zastanowiła się, czy ona sama zdobyłaby się na takie poświęcenie. Wyszła cicho ze starego dworku. Zawęszyła w powietrzu.
Wróciła jakiś czas później. Odnalazła brata wzrokiem i położyła przed nim mysz.
— Może niepozorna, ale to jedyne co zdołałam upolować.
— Jest jakiś specjalny powód tego prezentu?
— Chciałam po prostu... podziękować...
[596 słów: Stokrotkowa Łapa otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia, 1 Punkt Treningu i zostaje wyleczona z choroby]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz